Dziewiąty

3K 296 29
                                    

- Nie mam ochoty - powtarzam po raz któryś, podczas gdy Jenique uparcie ciągnie mnie za nadgarstek, by wmusić we mnie posiłek.

Boję się jej wyrwać i znów wrednie potraktować, po tym jak wparowała do pokoju. Spałam. Spokojnie spałam, aż obudziło mnie pukanie do drzwi. Zignorowałam je, potem drugie i trzecie. Aż w końcu coś okropnie ciężkiego musiało uderzyć w te drzwi, bo otworzyły się gwałtownie, miażdżąc krzesło. W progu stanęła ona, a ja widziałam tylko zarys postaci, podświetlony od tyłu milionem świateł Londynu widocznych przez wielkie okna w korytarzu. Oczy postaci mieniły się fioletem, a ja już podejrzewałam że to Jenique. Oczywiście udawałam że śpię, ale niestety dziewczyna nie jest taka głupia jak sądziłam i nie zważając na moją godność i wolę, prawie wywlokła mnie z pokoju, nie czekając aż ubiorę marynarkę - jedyne ubranie, chroniące moje płuca przed zamrożeniem w tym miejscu. Gdybym spędziła tu te wszytskie godziny, ale z zasłoniętymi oczami, pomyślałabym że jestem w kostnicy. Nie no przesada. Ale zimno tu. Naprawdę.

- Ale musisz zjeść - burczy Jenique, kiedy wchodzimy do jadalni, a ja spinam się.

Kilkanaście osób siedzi przy jednym końcu stołu, gdzie dziś rano siedziałam ja. Niektórzy spoglądają na mnie z zaciekawieniem na mój zniszczony mundurek i bose stopy, ale w końcu większe zainteresowanie poświęcają swoim talerzom i rozmowie między sobą.

Jenique puszcza mój nadgarstek, a ja ociężale siadam przy rogu stołu. Podwijam nogi pod siebie. Naprzeciwko mnie siedzi nieco barczysty chłopak. Pochyla się nad talerzem a jego długawe blond włosy opadają na czoło, lecz nie w taki łobuzerski sposób jak u Williama. A właśnie. Ciekawe gdzie tamten okaz się podział...
Kiedy całkiem niekulturalnie opieram łokcie na blacie stołu, podnosi na mnie wzrok, prostuje się i również opiera łokcie o stół, łącząc dłonie pod brodą.

- Dobry wieczór - mruży piwne oczy, dokładnie mnie skanując.

- Dla kogo dobry, dla tego dobry. - Odchylam głowę, kiedy wraca Jenique i stawia talerz z kanapkami i szklankę soku tuż przede mną.

- Wybornie - mruczę rozbawiona, patrząc na kromki chleba z szynką, serem i pomidorami.

- Hm? - mruczy Kashvi, siadając obok blondyna i spoglądając badawczo na mnie. - Jesteś wegetarianką? Przepra...

- Nie, w żadnym wypadku - zaśmiewam się, biorąc jedną z kromek do ręki. - Nie pogardziłabym nawet zapiekanką z wróżek. - Mruczę złośliwie pod nosem, podkreślając dziwność sytuacji. Podobno ratujemy świat przed demonami, a żywimy się kanapkami z serem, zamiast golonką ze smoka.

Zajmuję się jedzeniem przez dłuższą chwilę, ale przeszkadza mi wzrok blondyna, co jakiś czas lądujący na mnie. Jest jak namolna mucha.

- Będę tu musiała zostać do moich urodzin? - Nieoczekiwanie kieruję pytanie do Jenique. Dziewczyna kiwa głową, zajęta swoją sałatką.

- Zaczniesz treningi, by nie marnować czasu, co prawda póki co bez mocy, ale myślę że podstawy samoobrony i coś więcej również ci się przyda. - Mówi to z takim spokojem, że mam ochotę rzucić szklanką soku w kogoś. Najlepiej w blondyna, który wygląda jakby chciał coś powiedzieć.

- Wspaniale - mruczę. - Po co treningi? - Pytam po chwili. Trenowałam. Jakieś dwa lata temu. Ale to było tylko karate. Nędzne trzy lata karate trochę utwardziły mięśnie i dzięki nim nie mam problemów z zajęciami gimastyki w szkole, ale to wszystko. Nie wygram żadnej walki z tym co umiem...

Trzynasty AniołOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz