Dwudziesty siódmy

1.3K 142 5
                                    

- Co to było? - Rzuca tuż nad moją głową Leilani.

Po całym pomieszczeniu roznoszą się kroki, materace skrzypią, przedmioty stawiane na blat pukają, a po kilku minutach ktoś zapala pierwsze światło. Unoszę głowę, lustrując wnętrze. Jest wystrojone w prosty i praktyczny sposób: na ścianach wiszą estetycznie pozwijane wałki materiałów, wyglądających jak koce, a tuż pod sufitem zamontowano zamykane półki (trochę jak w samolocie), będące skrytką na następne niezbędne rzeczy. W równomiernych od siebie odstępach do ścian przytwierdzono lampy naftowe. W tym momencie palą się jedynie trzy, otulając nas w miłym i bezpiecznym półmroku.

- To ten Znikający Demon, głupie dziwadło nie wie kiedy przestać. - Jenique mamrocze jeszcze pod nosem przekleństwa, szybko i sprawnie poruszając się po pomieszczeniu. - Ewing rozprawi się z nim na dobre, zanim potwór postanowi sprawdzić jak smakujemy my. - Dziewczyna pochmurnieje.

Przez chwilę nie rozumiem znaczenia słów Jenique. Jedno uderzenie serca później cała się spinam. Znów jestem w walącej się twierdzy Dagmagor, znów patrzę bezczynnie na ciało oliwinowego chłopaka i zwęgloną, obrzydliwą skórę pleców demona pochylającego się nad nim. Cokolwiek robił potwór nad jego ciałem, chłopak może by przeżył. Może wcale by nie odniósł ran, nie upadł w tamto pechowe miejsce i nie został zmiażdżony przez odłam ściany. Wszystko, gdyby nie jedyny z całej tam obecnej hordy, agresywny stwór.
Czas staje w miejscu, moje serce też na chwilę przestaje bić.

To moja wina. Oliwinowy chłopak zginął przeze mnie. Gdybym była uważniejsza, gdybym podejmowała decyzje szybciej, może zanim przybyłaby odsiecz, ja odnalazłabym ojca i razem mielibyśmy szansę uciec.
Ojciec... Moje serce znów zatrzymuje się w pustej rozpaczy. Już nigdy go nie zobaczę, straciłam kolejnego rodzica, zaraz po tym jego odnalezieniu. Zatapiam się we własnym cierpieniu, spazmy płaczu ściskają moje płuca, odbierając dech. Nie słyszę nic oprócz szumu krwi w moich żyłach. Nie chcę słyszeć niczego innego. Nie chcę słuchać własnych oskarżycielskich myśli, nie chcę słuchać głosów zmarłych w mojej głowie; a słyszę. Słyszę głos Merenwena, który obiecuje mi, że uratuje mnie przed chorobą, słyszę wyobrażenie śmiechu oliwinowego chłopaka. Serce dosłownie kraje mi się w piersi, gdy dociera do mnie bolesna świadomość, że te osoby utknęły w przeszłości, że już nigdy nie powiedzą choć słowa, że już nigdy nie otworzą oczu i że nie będę mogła ich przeprosić.
Gdzieś bardzo daleko Leilani szepcze łagodne prośby, czuję jej mocny uścisk, jak gdyby ramionami próbowała zatrzymać dygotanie mojego ciała.

Na zewnątrz skomplikowany mechanizm stukocze i świszczy, a monotonny hałas przypomina mi noce w Londynie; uwielbiałam zasypiać przy szumie tętniącego nocnym życiem miasta. Naraz uświadamiam sobie jak bardzo brakuje mi tego tutaj, w Cazadorze, gdzie szum silników samochodowych zastępował mi szum fal. Również z tym, dociera do mnie ogrom zmian i strat, jakie zdążyłam ponieść od momentu gdy, wbrew własnej woli, opuściłam Londyn. Od tego wszystkiego mam ochotę od nowa gorzko zapłakać, ale nie mogę być aż tak słaba. Nie mogę pokazać Leilani, Jenique i Ewinowi jak rozpadam się w drobny mak.

Nikt się nie odzywa, cisza trwa do momentu, w którym Ewin wraca. Potem wymiana krótkich zdań z Leilani i Jenique.
Siostra przedstawia mnie chłopakowi i bez słowa podaję mu rękę. Nie mam sił się odzywać, czuję że po wypowiedzeniu chociaż jednego słowa, wszyscy w końcu wyrzucą mi śmierć oliwinowego chłopaka. Stwierdzą jednogłośnie że to moja wina.
Patrzę na Ewina. Zastanawiam się czy oliwinowy chłopak był jego przyjacielem. Ciekawe kiedy brunet zrzuci maskę obojętności i zacznie opłakiwać śmierć kolegi. Zastanawiam się czy Leilani i Jenique znały dobrze blondyna. Zastanawiam się kto i jak długo będzie płakał po jego śmierci.

Trzynasty AniołOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz