Dwunasty

2.5K 272 27
                                        

Trzeciego dnia w opactwie budzę się jeszcze wcześniej niż wczoraj; za oknem jest jeszcze szarówka, a na szybie dostrzegam kilka pierwszych kropelek deszczu.

W jednej chwili mój otępiony i senny umysł napada tysiąc myśli naraz, a na czele tej armii stoi zdenerwowanie i jednocześnie radość - dziś moje urodziny. Dziś stanę się Melaweni. Cholera. Nagle robi mi się zimno i gorąco jednocześnie, a ręce, mimo że rozgrzane pod ciepłą kołdrą, zaczynają dygotać.

Jeszcze długo nie mogę zasnąć, a kiedy mi się to udaje, deszcz zaczyna bębnić ogromnymi kroplami o szyby. Jest już jasno, światło dnia rozświetla mój pokój, choć słońce uparcie kryje się za szarymi, ponurymi chmurami.

Wstaję, tym razem bez energii i zamiast iść na trening postanawiam najpierw zjeść śniadanie. W jadalni spotykam Leilani.

- Wszystkiego najlepszego młoda - dziewczyna rzuca się na mnie i więzi w niedźwiedzim uścisku. Nie czuję działania jej pozytywnej energii, lecz jednak w jakimś stopniu robi mi się lżej i myślę że te wszystkie oklepane cytaty o przytulaniu, jednak mają trochę sensu w sobie. No kto by pomyślał?

- Dziękuję - mamroczę w jej ramię, wdychając zapach jej szamponu do włosów. Przynajmniej tego nie zmieniła podła, stara łajza.

Kiedy w końcu mnie puszcza, siadamy do stołu, a mnie przypominają się wczorajsze słowa Caido z początku treningu. Czy mam własnoręcznie poprawić swoje stare nazwisko na nowe w mojej zaginionej legitymacji w domu, który prawdopodobnie został całkowicie oczyszczony z jakichkolwiek znaków że ktoś tam mieszkał? O tak, czuję się w obowiązku wręcz.

- Leilani, ja mam pytanie... - siostra spogląda na mnie - wczoraj Caido nazwał mnie Ravenblack i chciałabym wiedzieć. Czy tak nazywała się nasza mama?

Leilani zdaje się chwilę błądzić po swoich myślach, lub zastanawiać się co znów przede mną zataić. Dziewczyno, oby to pierwsze. Dla twojego dobra.

- Poniekąd... - odpowiada w końcu.

- Tata? - Dociekam dalej.

- Bingo - zaciska usta na chwilę i zaczyna swoje płatki.

- A coś więcej na ten temat? - Rozkładam dłonie płasko na stole, wbijając wyczekujące spojrzenie w Leilani.

- Nie wiem nic - mówi w końcu. - Szukałam odpowiedzi u Cindy, kiedy już byłam Melaweni, szukałam ich również u Roshee, ale żadna z nich nic na ten temat nie wie. To znaczy Roshee powiedziała że nasza mama nienawidziła naszego ojca, za to co zrobił.

- Co zrobił? - Wtrącam szybko, zanim dziewczyna wypowie kolejne zdanie.

- Tego też nie wiem. - Jej ręce ześlizgują się po stole na kolana. Mogę się założyć że wykręca palce w taki sposób, jak zawsze to robiła, kiedy mieszkała z nami.

- No dobrze - mruczę, nie patrząc na siostrę i zajmuję się posiłkiem. Mój umysł zaprzątają kolejne pytania, bez odpowiedzi. Mogłabym nazwać je retorycznymi i puścić w niepamięć, lecz jak na złość, każde z nich ma dla mnie zbyt duże znaczenie, by nie zdobyć na nie odpowiedzi.

- Kim do diabła jest Roshee? - Leilani wspomiała o niej już wcześniej, ale za Chiny Ludowe nie mogę sobie przypomnieć kto to.

Trzynasty AniołOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz