*Następnego dnia, rano*
- Boże!- wrzasnąłem latając jak idiota po mieszkaniu z Jake'iem na rękach- Czy ty musisz drżeć tak te japę?! Jak twoja matka z tobą wytrzymuje?!- kołysałem malucha na rękach, a on cały czas krzyczał i płakał.- Jadłeś dopiero, więc kurwa o co ci chodzi?!- wrzasnąłem, a młody rozpłakał się jeszcze bardziej.
Nagle usłyszałem jak ktoś wchodzi do mieszkania i poczułem ulgę widząc Harrego ze swoją żoną.
- Daj go.- powiedziała blondynka zdejmując szybko kurtkę i swoje buty. Wzięła mojego potomka i ruszyła z nim do jego pokoju.
- Nareszcie cisza.- rzuciłem się na kanapę.
- Aż tak źle?- zaśmiał się ten matoł zwany moim przyjacielem.
- Spróbuj sam zająć się 6 miesięcznym dzieckiem.- warknąłem.
- Od tego mam Sonie.- zaśmiał się- A w ogóle... Co z Rose?
- Szkoda gadać. Lekarze dają jej małe szanse na wybudzenie się.
- Czyli skreślili już ją?
- Co? Niee... Po prostu dają jej małe szanse, ale człowiek nie jest nie omylny.
- No niby masz rację.. Sonia chce ją odwiedzić.
- To niech ją odwiedzi, tylko niech najpierw uspokoi małego.
- Hah.. Ty nie masz jak widać podejścia do dzieci.
- Ty też nie.
- Ja nie mam, ale ty powinieneś chociaż umieć się nim zająć.
- Kurwa, zakończ ten temat.- mruknąłem.- Pójdę sprawdzić czy twoja żona nie zabiła jeszcze mojego syna.- wstałem i nie czekając na odpowiedz Stylesa ruszyłem do pokoju dziecięcego.
Sonia właśnie kładła małego do łóżeczko.
- Jak ci...- nie zdarzyłem dokończyć.
- Po prostu musisz nauczyć się opieki nad nim.
- Wiem, więc mi tego kurwa nie wypominajcie.- warknąłem.
- Nie denerwuj się. Musisz być spokojny, bo mały to czyje. Czuję, że jesteś rozdrażniony więc płacze. Rose, się nie przejmuj. Nawet jeśli lekarze ją skreślą, ty nie możesz tego zrobić. Ty musisz w nią wierzyć. Do końca... Rozumiesz?- spojrzała na mnie.
- Tak.- przytaknąłem- Głupi nie jestem.
- Tego bym nie powiedziała. Chodź do Harrego.- powiedziała i mnie wyminęła.
* Około miesiąca później*
Siedziałem w domu i czekałem na opiekunkę. Chciałem jechać do swojej dziewczyny. Nagle zadzwonił mój telefon.
- Halo?
- Pan Malik?- usłyszałem głos doktora.
- Tak. Po co pan dzwoni?
- Ponieważ chciał być pan informowany o wszystkim na bieżąco.
- Niech pan przejdzie do rzeczy.
- Pani Smith dziś miała zatrzymanie akcji serca.
- ... Co z nią?- powiedziałem łapiąc się za głowę i spodziewając się najgorszego.
- W porę zainterweniowaliśmy.
- Czyli żyje?
- Owszem.
- Przez co zatrzymało się jej serce tym razem?
- Jeszcze nie wiem. Robimy badania.
- Dobrze. Do godziny będę u was.- rozłączyłem się.
Odłożyłem telefon z hukiem na szklany stół i podparłem się o stół. Spuściłem głowę. " To mnie kurwa wykończy."- pomyślałem. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Od razu podszedłem otworzyć. Tak jak się spodziewałem, była za nimi opiekunka do dzieci. Wpuściłem kobietę. Nie musiałem jej nic tłumaczyć, gdyż już parę razy zajmowała się młodym. Szybko ubrałem kurtkę i buty. Wyszedłem z mieszkania i od razu ruszyłem do szpitala.
---
Dopiero teraz uznałam, że każdy z rozdziałów jest krótki ;-; Takie uroki pisania najpierw na innym telefonie, a potem na innym, ale wydaję mi się, że jedne z ostatnich rozdziałów (ogółem) powinny być dłuższe, bo były pisane ręcznie na lekcjach XD
A tak troszkę nawiązując bardziej do tego co się dzieje w opku... Nie wszystko musi być zgodne ze światem realnym, bo to tylko opowiadanie, a ja zdaję sobie sprawę, że mogą pojawiać się czasem elementy nie realne (bynajmniej dla mnie XD)
CZYTASZ
Hooligans || Z.M.
FanfictionCzy jedno zadanie może zmienić wszystko? Część II - "Hooligans: Life is Hard" Część III - "Hooligans: Bonus" Bonus (alternatywna historia) - "Hooligans: Life is Brutal" **** UWAGA!! Opowiadanie zawiera liczne...