#1

5.3K 180 28
                                    


POV: Eric


Eric

Podjeżdżam moim nowym Ferrari 468 na parking znajdujący się przed dziką plażą na obrzeżach miasta. Z głośników rozbrzmiewają bity Dj'a, a ja z uśmiechem na twarzy lokuję się nieopodal samochodu Ka$za - mojego kumpla. Czeka tu już na mnie moja ekipa. Dzisiejszej nocy szykuje się zajebista impreza, której nie mogłem odpuścić. Mamy początek wakacji i w końcu można było zaszaleć, zostawiając za sobą ten „cudowny" rok nauki. Nie należał on do najlepszych, dłużył się niemiłosiernie, a ja myślałem, że nie doczekam się zakończenia roku. Nie należałem do osób cierpliwych. Ujadania nauczycieli nad głową na samej końcówce sprawiały, że ostatnio wariowałem, tym bardziej że mój ojciec jak zawsze nie był z niczego zadowolony. Zresztą, o czym ja mówię, czy on kiedykolwiek był? Byłem dla niego nikim. Musiałem poprawiać połowę przedmiotów, by mógł być, choć w połowię ze mnie zadowolony, bo nie mogę powiedzieć o dumie. Traktował mnie jak kulę u nogi, z którą musiał użerać się i zajmować po śmierci żony. Mama mnie rozumiała, z nią życie było łatwiejsze. Przy niej oceny, czy szkoła nie wydawały się wielkim problemem. Dosyć tych melancholii, obiecałem sobie, że przeszłość pozostaje przeszłością i pora zająć się tym, co mamy teraz.

- Elo ziomuś —wita się Ka$za, gdy wysiadam z auta. Przybijamy ze sobą braterską piąteczkę, po czym przechodzę do reszty grupy, by również krótko się z nimi przywitać. Jest z nami dzisiaj Roxy, jak zawsze z miną niezłej zołzy, oraz jej przyjaciółka Kiara, która jak ma to
w zwyczaju pożera mnie wzrokiem. - Cześć maleńka – witam się, chcąc dać jej trochę podniety. Dziewczyna od razu pąsowieje na mój widok. Obok niej stoi nasz kompan Mike.

Z chłopakami poznałem się w robocie u mojego wuja Rogera, dorabiamy u niego po zajęciach i szykujemy samochody, to naprawdę spoko ludzie. Godziny spędzone na robocie sprawiły, że poruszałem z nimi wiele spraw o szkole, rodzinie, życiu, przez co wiedzieli o mnie więcej niż moja prawdziwa rodzina; są niczym bracia, których nigdy nie miałem. Poszedłbym za nimi wszędzie. Dogadywaliśmy się, a to się liczyło.

- Jak tam, dopracowałeś to cacko? - pyta Mike, klepiąc mój wóz po masce, za co posyłam mu srogie spojrzenie. Wiem, że ma na nie chrapkę, ale po ostatniej rozpierdzielce, jakiej dokonał swoim Audi R8, zabiłbym go, gdyby zrobił, chociaż rysę na moim „cacku".

- Jak widać - mówię z dumą. Chłopacy przyglądają mu się z zaciekawieniem. Nie ukrywam, że jestem bardzo dumny z efektu.

- Stary, odpal go jeszcze raz - prosi Ka$za, a ja z radością to robię. Maszyna budzi się do życia i ten piękny pomruk silnika sprawia, że szczerzymy się z chłopakami jak głupi do sera.
Gdy już zaczynamy omawiać poprawki jakie zastosowałem w silniku, dziewczyny spoglądają na siebie znacząco, robiąc niepocieszone miny w naszym kierunku.

- Ka$h – jęczy jego dziewczyna, uwieszając się na ramieniu chłopaka. – Chodźmy na imprezę, chcę potańczyć, a nie gadać o samochodach – mówi tak, jakby naprawdę miała coś w tej kwestii do powiedzenia, na co mój kpiący uśmieszek pojawia się pod nosem. Czasem rozbawiała mnie sama sobą. - Wy tylko o jednym gadacie! Cały czas jakieś silniki, samochody, zapłony, co jest z wami nie tak? - pyta Blondyna. Nic nie mam do Roxy, póki jest z Ka$zą. Pomimo że wydaje się prawdziwą głupiutką blondynom, to uszczęśliwia mojego kumpla i to mi wystarczy, dlatego nic nie odpowiadam na jej komentarz. To oni żyją ze sobą i nie ma co mieszać się do ich szczęścia. Odkładamy rozmowę z chłopakami na później i zamierzamy spełnić prośbę dziewczyn i ruszyć do rozszalałego tłumu na plaży. Jeszcze zanim zamknę samochód, biorę z przedniego siedzenia moje przeciwsłoneczne okulary, poprawiam swoje włosy, robiąc z nich jeszcze większy nieład i dołączam do reszty.

OxygenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz