#25

1.1K 72 5
                                    


POV: Natasha


Nie mam pojęcia, co działo się potem, muzyka cichnie, a świat staje się daleki. Moje ciało nie jest moim. Mam wrażenie, że odłączam się od niego i w dziwny sposób staje się mi obce. Dziwny smutek przytłacza moją duszę. Czasem mam wrażenie, że unoszę się do góry i szybuję wśród obłoków, a zaraz na nowo upadam ku ziemi. Wiedziałam jednak, że obok mnie ktoś jest, ktoś, kto cały czas mnie woła
i prosi, bym na nowo otworzyła oczy. Ericu, czy to byłeś ty?

***

- Przykro mi, ale nie jesteśmy w stanie nic więcej zrobić, to nie jest prosta sytuacja. Nowotwór zbyt szybko się rozprzestrzenia – przemawia męski głos. Czuję, jaki jest już tym zmęczony, ale cierpliwie znosi to wszystko, bo wie, że sytuacja ludzi naprzeciwko niego jest trudniejsza.

- Ja... rozumiem - słyszę drugi zachrypnięty, przepełniony smutkiem, załamany głos, który jest tak dobrze mi znany. Próbuję otworzyć oczy i go pocieszyć, ale coś słabo mi to idzie. Czuję się taka bezsilna. Czuję, że osoba znalazła się blisko mnie, jej dotyk spoczywa na mojej dłoni, ściska ją, pokrzepiająco, choć mam wrażenie, że to bardziej on potrzebuje tego pocieszenia, nie ja. – Dziękujemy doktorze, za pomoc.

- Zrobiliśmy, co mogliśmy. Musimy dać jej teraz czas. Gdy się obudzi, proszę nas wołać.

- Oczywiście.

- Nat? - Słyszę pytanie, gdy drzwi się zamykają. Zostaliśmy chyba sami. Próbuję mu odpowiedzieć, ale z moich ust wydostaje się tylko słaby świst. - Nat! - W głos chłopaka wkrada się nadzieja, a ja cieszę się, że chociaż tyle mogłam zrobić. Ściska na nowo moją dłoń, a ja próbuję również delikatnie oddać ten uścisk i chyba się udaje. Chłopak gwałtownie zrywa się z miejsca, lecz jego dłoń wciąż trzyma moją, jakby bał się jej puścić. – Nat, wróć do nas! Słyszysz? Jestem tutaj! – radość wylewa się z jego ust. Słyszę jego ulgę. Na sali rozbrzmiewa głośny i charakterystyczny dzwonek. Jesteśmy więc w szpitalu...
- Doktorze!! - Słyszę głośny krzyk. Zaraz nadbiegają jacyś ludzie. - Ona się budzi! Daję słowo! - Jednak nikt mu nie odpowiada, a ja na nowo pogrążam się w ciemność.

Muszę odpocząć, choć jeszcze trochę.

***

Gdy przebudzam się na dobre, dookoła mnie jest ciemno, tak, że waham się przez chwilę nad myślą czy naprawdę się przebudziłam, czy trwam dalej w tym strasznym śnie. Jednak delikatny błysk światła, zapalony tuż nad moim łóżkiem wskazuje, że wróciłam do „żywych", a przynajmniej mam taką nadzieję. Ostatnie co pamiętam to głos, który wołał mnie, bym się obudziła. Obserwując otoczenie, zauważam charakterystyczne znaki, które wskazują na to, że muszę znajdować się w szpitalu. Chyba cały czas miałam, gdzieś w środku taką świadomość, że to właśnie tutaj się znalazłam. Przez ostatnie lata te ściany, ten zapach, był już na tyle charakterystyczny, że bałam się, że stanie się moim domem do ostatniego tchnienia.

Próbuję się ruszyć, ale nadal nie za wiele mogę zrobić. Poruszam lewą, a następnie prawdą ręką, ale ta druga jest dziwnie unieruchomiona, spoglądam więc przed siebie, wyciągając szyję, na ile pozwala mi moje obolałe i zmęczone ciało, zauważam czarną czuprynę włosów, pod którą znajduje się moja dłoń, uwięziona w dłoni chłopaka. Uśmiecham i wzruszam się na ten widok, bo został tu ze mną, a jednocześnie czuję ból, gdzieś głęboko w sercu, że ten cudowny widok jest i też tym najgorszym. Nie tego dla nas chciałam. Nie powinien tu teraz być, powinien cieszyć się życiem, a nie patrzeć jak umieram.

Po chwili drzwi do sali chorych rozsuwają się, a do pomieszczenia wchodzi młoda pielęgniarka. Spogląda na mnie z zaskoczeniem, po czym na jej twarzy pojawia się delikatny uśmiech, gdy spogląda to na mnie, a to na Erica.

OxygenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz