#29

1K 67 0
                                    

POV: Eric

- Co się młody, tak ociągasz z pracą? - Pyta wuj, wycierając w ścierkę swoje umazane olejem palce. Jego przystojna twarz, pokryta jest zmarszczkami, a niebieskie oczy, takie, jakie miała moja mama, spoglądają na mnie z tą dziwną sentymentalnością.

- Nie wiem - wzruszam ramionami, wzdychając ociężale.

Odrzucam narzędzia na bok i przysiadam na jednym z wolnych krzeseł. Chłopacy pracujący obok, spoglądają w naszą stronę z troską i niepokojem, ale nie wtrącają się, wiem, że mimo to nadstawiają uszu, by poznać choć trochę szczegółów.

Ostatnimi czasy i ich trochę zaniedbałem, a nasz kontakt się wyciszył. Nie wiedzieli co tak naprawdę teraz przeżywam, choć nie jeden i niejednokrotnie pytał, czy wszystko u mnie gra. Byłem może idiotą, ale nie sądziłem, by któryś z nich tak dobrze to zrozumiał, dlatego udawałem, że to nic takiego.

- Chyba coś się dzieje. – Mruczy wuj, patrząc na mnie z góry, posyłając mi to wszystkowidzące spojrzenie. - Chodzisz od kilku dni struty, aż boję się, że zaraz burza wtargnie do mojego zakładu. Myślałem, że ten krótki urlop, o którego tak bardzo prosiłeś sprawi, że wrócisz pełen sił, uśmiechnięty, a ty nam oklapłeś - mówi, klepiąc mnie pokrzepiająco po plecach. Próbuję uśmiechnąć się do niego, pokazać, że jakoś się trzymam, że wcale nie jest tak źle, ale nie za zbytnio mi to wychodzi. Wuj kiwa tylko głową, spoglądając, co jakiś czas w bok na chłopaków, aż chyba rozumie, że ta rozmowa musi odbyć się w innych warunkach. Wskazuje na swoje biuro.

- Chodź - szepcze. - Tam pogadamy.

Z ociąganiem ruszam za nim. Gdy zamykam drzwi, siadam naprzeciwko jego biurka i spoglądam na niego z miną zbitego psa. Wiem, że powinienem dokończyć w tym tygodniu dwa samochody, a ja ledwo radzę sobie z jednym. Przeze mnie wuj może mieć problemy. Czuję się, jak wrak człowieka. Jestem spowolniały, nie mogę na niczym konkretnie się skupić. Moje myśli są daleko stąd.

- Wybacz wuju. Wiem, że chrzanię z robotą.

- Owszem - zaśmiewa się krótko i wesoło. - Ale nie to mnie martwi - spogląda na mnie
z uwagą. - Robota robotą, ale co z tobą. Samochody da się naprawić, ale co z tobą chłopcze? Wyglądasz, jakbyś miał złamane serce. Czy to chodzi o tę dziewczynę? – Pyta i patrzy na mnie znacząco.

- Wiesz o Natashy? – Pytam, zdziwiony.

- Cóż... Twoi przyjaciele lubią głośno plotkować w czasie przerwy - uśmiecha się szeroko. - Wygadali co nieco, gdzie i z kim wybrałeś się na ten „urlopik". Więc? - Pyta, dalej odchrząkując. Opiera się wygodnie na swoim krześle i patrzy na mnie z wyczekiwaniem. Wiem, że nie puści mnie wolno, dopóki mu nie wyjawię prawdy. Miałem bardzo troskliwego wuja. Był dla mnie niczym ojciec.

- Nie wiem, czy jest jakieś „więc" - wzruszam ramionami.

- Zawsze jest.

- Nie zawsze. Natasha jest chora wuju i to ciężko. – Wuj poprawia się na siedzeniu, po czym przechyla się ku mnie, marszcząc swoje czoło i skupiając na mnie uwagę. - Ma gruczolaka czwartego stopnia. Lekarze nie widzą dla niej szans... - kręcę z frustracją głową, zarzucając na nią ręce. Przymykam powieki, bo nie wiem, jak mam sobie z tym poradzić. Wuj nic nie mówi, słyszę, jak podnosi się z krzesła i staje obok mnie, jego dłoń pocieszycielsko ląduje na moich plecach.

- Przykro mi Ericu... – mówi ze szczerym żalem.

- Czemu wuju? Czemu?! - Pytam, a gula powstająca w moim gardle dławi mój głos.

- Nie wiem synu, czasem spotykają nas takie rzeczy, by coś nam uświadomić. Chociażby to jak ważne jest życie, bliscy, miłość, wsparcie... Pieniądze i inne bogactwa tego świata przeminą. Relacje, ludzie, to oni są najważniejsi, bez nich... Nie istniejemy. To życie nie jest już takie samo. Relacji, jaka łączy nas z innymi nie kupisz, czasu również nie. To co bezcenne jest za darmo, ale niestety dość szybko czasem to tracimy. Dlatego ważne, jest to, by docenić to co się ma.

- Chcę jej pomóc, a nie wiem jak... – mówię załamany. - Nie potrafię. Jestem taki... bezsilny. Czuję, że zawodzę.

- Po prostu bądź przy niej. Myślę, że czasem... czasem to wystarcza. Twojej mamie to wystarczyło. To dzięki rodzinie była silna do samego końca.

- Natasha też jest silna...

- Musi być, bo ma dla kogo – mówi, klepiąc mnie krzepiąco.

***

Stoję przed jej domem i spoglądam w jej okno, przez które prześwieca nikłe światło. Porywam się na coś, czego nigdy nie robiłem. Z przewieszoną gitarą na plecach, wspinam się po drzewie, na którym znajduje się jej domek wybudowany przez ojca. Nie ma w nim za dużo miejsca, ale myślę, że jest wystarczająco, by zrobić to, co zaplanowałem.

Gdy wszystko już gotowe, schodzę na dół i pukam do drzwi jej domu.

U progu staje jej mama, która spogląda na mnie z przyjaznym uśmiechem. Mimo to, widzę na jej twarzy zmęczenie i ból w oczach. Niekończące się godziny walki i czuwania przy dziecku, odznaczają się na jej pięknej, zmęczonej twarzy.

- Eric? – Mówi zaskoczona. - Co ty tu robisz? - Kręci z rozbawieniem i niedowierzaniem głową, gdy wskazuję jej na gitarę. Widziałem, jak obserwowała moje poczynania na drzewie.

- Mam niespodziankę dla Natashy. Czy może wyjść na dwór, na krótką chwilę? – Posyłam jej błagalne spojrzenie.

- Wiesz, że to nie zależy ode mnie. Ja nie widzę przeciwwskazań - odpowiada Pani West. – Ucieszyłabym się, gdyby w końcu opuściła swój pokój i spędziła z kimś czas. Ale nie wiem co ona na to – wzrusza ramionami bezradnie, patrząc na mnie ze smutkiem. Odwraca się do tyłu, wiedziona instynktem matczynym, spogląda w głąb mieszkania. Widzę za jej barków, postać naburmuszonej Natashy. Stoi na szczycie schodów, z kapturem na głowie od jej długiej sportowej, szarej bluzy. Ma na sobie również spodnie od pidżamy i śmieszne kapcie z uszami psa.

- Natasha? - Pytam z wahaniem. - Czy mogłabyś na chwilę ze mną wyjść? – Kieruję to pytanie centralnie do niej. Wiem, że słyszała już naszą rozmowę. Dziewczyna z lekkim nerwem, rusza ku drzwiom, a jej mama schodzi na bok, patrząc na nią z zaskoczeniem.

- CO tu ROBISZ?! – wybucha, a jej oczy gromią mnie.

- Ciebie również dobrze widzieć - szczerzę się do niej. Widzę, jak moja odpowiedź jeszcze bardziej ją irytuje.

- To nie jest odpowiedź. – Wytyka mnie palcem.

- Chcę spełnić kolejne twoje marzenie... – Mówię z nadzieją, że to skusi ją do opuszczenia swojego „zamku".

- Nie...

- Tak, chodź - proszę, wysuwając ku niej swoją dłoń. Dziewczyna spogląda na nią ze złością, przez chwilę mam wrażenie, że odepchnie mnie.

Razem z mamą wysyłają do siebie jakieś niewidzialne wzrokowe komunikaty. W końcu widzę, że dziewczyna wymięka. Wzdycha z rezygnacją, po czym chwyta swoje sandały, leżące przy drzwiach i zamienia je z kapciami. Wyprzedzając mnie w drzwiach, rusza ku domkowi na drzewie. Jej mama posyła mi uniesione dwa kciuki do góry. Udało się, Natasha w końcu wyszła z domu.

- Mamy mały cud! – mówi szeptem, puszczając mi oczko. – Idź za nią, zanim się rozmyśli.

- Tak jest – salutuję i z szerokim uśmiechem ruszam za nią.

OxygenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz