#10

1.9K 101 2
                                    

POV: Jonathan


Spoglądam na chłopaka i widzę, jak ten wielki Bad Boy blednie na moich oczach. Jest mi go szkoda, pewnie nie tego się spodziewał. Krzywię się nieznacznie na ten widok, bo wiem, że powinienem trzymać język za zębami, ale wiedziałem, że w jego przypadku to nie przejdzie. Nie odpuściłby, póki nie usłyszałby prawdy. Prawda... Choć bolała, była niezbędna, by zrozumieć ten cholernie dziwny świat. Dziwiło mnie jednak to, że ma to dla niego takie znaczenie. Coś musiało się w nim zmienić, że Eric McCrez dostrzegł kogoś więcej poza czubkiem swojego własnego nosa. I dlaczego akurat tak zaczęło mu zależeć na Natashy? Nie rozumiałem tego, ale jego mina, oczy mówiły same za siebie, wiadomość złamała go na małe kawałeczki, jak zrobiła to ze mną jeszcze kilka lat temu. Spłynęła na mnie, jak grom z jasnego nieba, przez co nie wiedziałem, czy to żart, a może prawdziwe życie, na które nie byłem i nadal nie jestem gotowy. Koło takich wiadomości nie można było przejść obojętnie. Oswajanie się z tą myślą, nigdy nie było i nie będzie łatwe. Chciałem i nadal chcę obudzić się na nowo i usłyszeć od Natashy, że to zwykły żart, ale widziałem na własne oczy... jak walczy o kolejny oddech, o kolejne dni, byleby móc przeżyć choć w połowie takie życie, o jakim marzyła.

- Zadowolony?! - Powtarzam i próbuję wrócić do swojej pracy. Chce pozbierać swoje uczucia i myśli, które zostały przywołane z tymi słowami. Prawda, powtarzana kilka razy, tym razem na głos, wcale nie zmniejszyła bólu, który czułem w sercu, na myśl o dziewczynie, a również niestety niczego nie zmieniała.

Chłopak przysiada na schodach niedaleko grządki i patrzy na mnie z ukosa. Nie wiem na co on liczy więcej, co mam mu powiedzieć. Cokolwiek bym mu powiedział, nie zmieni to losu Natashy. Jego twarz jest kredowo-blada, a oczy dziwnie zaszkliły się w blasku promieni słońca. Przełyka ślinę i widzę, że walczy z tym co chce powiedzieć.

- Co to ma oznaczać „Zanim umrze"? – Pyta, a jego głos na ostatnim słowie załamuje się.

- Czy ty na serio jesteś takim palantem, czy tylko udajesz? – Pytam ze złością.

Wiem, że może nie powinienem się tak do niego zwracać, ale zaczynał działać mi na nerwy. Ten irytujący palant uważa się za nie wiadomo kogo, nie chciałem, by moja przyjaciółka dodatkowo przez niego cierpiała. A on teraz wypytywał o nią, jakby była mu bliższą osobą, niż śmiałby przed sobą samym przyznać. Gdzie był wcześniej, kiedy stał, jak inni na przerwach, ignorując tę dziewczynę. Byłem tylko ja. Wiedziałem, że gdy tylko świat Natashy zacznie się walić, znowu tak będzie, pozostanę tylko ja. A on? On wejdzie do jej życia, po czym zostawi ją sam z jej własnym cierpieniem. Ludzie tacy jak Eric McCrez wróżyli same kłopoty w sercach, takich niewinnych dziewcząt, jak moja przyjaciółka. Nie chciałem, by jeszcze przez niego musiała cierpieć. Już dość się wycierpiała.

- Czy wyglądam jakbym udawał? - Pyta, a ja spoglądam na niego z powagą.

Owszem wydaje się być zmartwiony moimi słowami, a cała jego wyniosłość, gdzieś się ulotniła. Co innego jednak są słowa, a czyny. Nie wiem, czy mogę mu zaufać. W jego przypadku boję się tego uczynić. Eric choć jest przystojny, był znany w naszej szkole, jako łamacz serc. Nie wiedziałem, czy ta chwilowa zmiana w jego zachowaniu, jest czymś czemu warto dać szansę. Wzdycham więc i wiem, że choć to głupie, postanawiam zaryzykować. Zobaczę, ile jest w stanie znieść, a może po części chcę, by ktoś poczuł to co ja, ten ból, niesprawiedliwość.

- Nie - przyznaję. - Więc co chcesz wiedzieć?

- Czemu Natasha ma umrzeć?! – Pyta, mało co nie krztusząc się tym pytaniem.

Wstaje z miejsca i podchodzi do mnie. Góruje nade mną i patrzy w moje oczy, jakby doszukując się w nich kłamstwa, że to co teraz powiem, było zwykłym głupim, nie na miejscu żartem.

- Natasha – wzdycham ze smutkiem - od kilku lat zmaga się z nowotworem. Dowiedziała się o nim nie tak dawno...

- Czy to dlatego zniknęła ze szkoły? – Wchodzi mi w słowo, domyślając się prawdy na temat jej zniknięcia, a ja tylko przytakuję.

- Jej rodzice szukali jakiegoś ratunku, sposobu, który mógłby TO usunąć z jej życia, mówiąc najprościej - mówię poprawiając swoje okulary. Mijam go i siadam tam, gdzie on wcześniej, zapraszając go, by zrobił to samo. Chłopak dołącza do mnie. Porusza się automatycznie, jak robot, który jest kierowany siłą, która już nie należy do niego. Dziwnie się czuję, siadając ramię w ramię z Ericem, ale w zadziwiający sposób chyba właśnie połączyła nas wspólna tragedia mojej przyjaciółki. W końcu mogę komuś o tym opowiedzieć...

- Udało się? - Pyta z nadzieją, ale zaraz zostaje ona zgaszona przez moje zaprzeczenie.

- Niestety... Dano jej po prostu więcej czasu, nic poza tym... A przynajmniej tak mówią.

- Matko – łapie się za głowę - nie wiedziałem – mówi zrozpaczony, a jego ręka niezdarnie przeczesuje jego umodelowane włosy. Chyba jeszcze nie widziałem go takiego, wytrąconego z równowagi.

- Ona nie potrzebuje twojego współczucia. – Mówię po chwili milczenia. - Wie, że umiera, jeśli masz się na nią patrzyć, jakby była już skreślona to lepiej odpuść. Ona chce wierzyć
w to, że może wciąż żyć i niech tak pozostanie. Nie chcę, byś zniszczył w niej to życie, jakie jeszcze pozostało – mówię z bólem i patrzę mu z powagą w oczy. On podejmuje to spojrzenie i nie ucieka w bok. Wie, że to co przeze mnie przemawia, to miłość do mojej przyjaciółki.

- Chcę jej pomóc - mówi z zapałem.

- Cóż ja też - wzruszam ramionami.

- I jak ci to idzie? – Pyta z drwiną.

- A jak ci się zdaje?

- Słabo. - Przytakuję.

- Nie wiem, ile zostało jej jeszcze czasu. – Jestem na to wszystko bezradny. - Natasha ma własny plan na życie. Chce zrobić wszystkie te rzeczy, przeżyć różne chwile, których dotychczas nigdy nie doświadczyła. Jedną z nich była...

- Była randka - dokańcza za mnie, łącząc fakty.

- Tak podejrzewam - stwierdzam. - W rzeczywistości nigdy mi tej listy nie pokazała.

Oboje milczymy, pogrążeni w swoich myślach, aż w końcu chłopak wstaje otrzepując się z niewidzialnego zabrudzenia.

- Dzięki - mówi po chwili. - Teraz już wiem w czym rzecz i mogę inaczej do niej podejść.

- Nic nie wiesz – stwierdzam z oburzeniem. Jak zawsze pewny siebie McCreze chyba nie wie w co się pcha. - Tak ci się tylko wydaje. Nigdy nie dowiemy się, jak to jest, póki sami tego nie doświadczymy. Nie jesteś na jej miejscu.

- Eh... Ty i twoje filozofie. – Przekręca tylko oczami. – Ty również nie jesteś na jej miejscu. – Wytyka mi.

- Uwierz mi, ja i moje filozofie nie raz możemy uratować twój marny tyłek. Poza tym, o ile mi się zdaje, Natasha kazała ci się trzymać od niej z daleka. Czy przypadkiem nie było między wami umowy, jedna randka i do widzenia??

- Więc ty coś wiesz?! - Wytyka mi palcem, a ja uśmiecham się przebiegle. - Okej, przepraszam. Czy możesz mi więc powiedzieć, czemu mnie unika?

- Tak jak mówiłem – mówię beztrosko - dała ci jedną szanse, po czym kazała trzymać się z daleka. Natasha rzadko kiedy łamie swoje słowo. Zapewne już cię do siebie nie dopuści - mówię klepiąc go po ramieniu z uśmiechem. - Miłego dnia, Kolego.

Po czym kieruję się do mojej pracy.

- Nie byłbym tego taki pewien! Zobaczysz kolego, że się mylisz – słyszę jak odkrzykuje – nie zranię jej, nie musisz się tym martwić! – Mówi na odchodne.

Chcę mu coś odpowiedzieć, ale on nie czeka na moją odpowiedź, odwraca się i już na nic więcej nie czeka z mojej strony. Po prostu rusza dalej. A ja zostaję sam ze swoją ciszą, swoimi myślami.

OxygenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz