#15

1.5K 84 3
                                    

POV: Natasha



Przebudzam się, bo nie mogę dłużej znieść dziwnego ciepła, które odbiera moje śpiące ciało. Cały czas coś mnie przygniata. Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że nie znajduje się w swoim pokoju, a w hotelu. Jedyne co tak bardzo mi się tu nie zgadzało, to czyjaś potężna dłoń, spoczywająca na moim biodrze. Mówiąc czyjaś, mam na myśli Erica. Przekręcam się na drugi bok, tak, że leżę z nim twarzą w twarz. Wciąż jest ciemno, ale światło wpadające przez balkon, oświetla jego osobę i po prostu nie mogę uwierzyć w to, co widzę.

Eric najwyraźniej nie przejmuje się publiką i z chęcią szczyci się swoim sześciopakiem w postaci kaloryfera, który tak bardzo ogrzewał mnie przez całą noc. Patrzę na niego z naganą, choć tego nie widzi. Z drugiej strony, moje serce niebezpiecznie zaczyna uderzać o moją klatkę piersiową. Bije coraz szybciej i mocniej, a oczy, jakby również nie mogąc wytrzymać napięcia, cały czas badają ciało chłopaka przede mną.

To nie tak, że nigdy nie widziałam pół nagiego chłopaka. Mieszkałam przecież
w Kalifornii! Tam wystarczyło tylko wyjść na plażę, by naoglądać się tych wysportowanych samców alfa. Ale to było coś innego. Ten chłopak stawał mi się z każdym dniem kimś bliższym, nie był przypadkowym chłopakiem z plaży. W sumie mogłabym nazwać go przyjacielem, gdyby choć trochę przestał być takim dupkiem. Przystojnym dupkiem.

Nie raz obserwując Erica na szkolnych korytarzach, marzyłam o tym, by ktoś taki jak on zwrócił na mnie uwagę. Chciałam, by chłopak zagadał do mnie, by powiedział choćby te głupie „hej", po którym dziewczyny piszczą w zachwycie i opowiadają o tym swoim przyjaciółką na przerwach, chwaląc się, że to one zostały zauważone. Ale to nigdy nie nastało. Zawsze byłam omijana przez płeć męską, tak jakby wyczuwali niewidzialną chorobę, która pojawiała się w moim ciele, zataczała łuk odgradzający mnie od innych, zabierająca mi życie. Sama bałam się wyjść do ludzi z inicjatywą, po tym, co stało się wcześniej, a oni raczej też do tego się nie kwapili.

Tylko Jonathan potrafił we mnie dostrzec coś więcej i tylko jemu zaufałam. Moja choroba nie była dla niego straszna. Mimo to, mój czas pomału się kończył
i byłam tak cholernie zła na życie, że właśnie teraz, a nie kilka lat wcześniej podesłał mi na drodze Erica... który tak naprawdę nie wiem co tu robi, czego tak naprawdę chce, ale był tu. Leży przy mnie i przeżywa ze mną tę cholernie dziwną podróż, bez mapy, bez wyznaczonego kierunku, tylko po to, by uciec. Oboje uciekamy. Moja osobista podróż, przez ten krótki moment stała się również jego własną.

Powinnam odsunąć się od niego, a jeszcze lepiej zepchnąć go z łóżka, ale dziś wcale tego nie chcę. Moja dłoń drżąc, gładzi jego twarz, a usta delikatnie otwierają się pod dotykiem opuszków palców. Kiedyś chciałam przeżyć z nim swój pierwszy pocałunek. Dziś jest nowym dniem i wiem, że chce tego pocałunku z prawdziwej miłości. Nie wiem co czuję do tego człowieka, ani czy on już przypadkiem nie oddał serca innej dziewczynie... Ale tej nocy, to nieważne. Przesuwam się miarowo ku niemu i wtulam się w jego objęcia, a on jakby nigdy nic, wciąż pogrążony w śnie przygarnia mnie na nowo swoimi dłońmi i otula. Jego głowa wtapia się w moje włosy, a ja zasypiam, wsłuchując się w jego najpiękniejszy dźwięk; serce, które wciąż bije i jest zdrowe, żyje...

***


Gdy budzę się, tym razem przez promienie słońca, naszego cudownego poranka, dociera do mnie w jakiej niezręcznej sytuacji znajduję się z Ericem. Nasze nogi są splątane
ze sobą, a ciała przywierają do siebie w uścisku, z którego próbuję niezdarnie się wydostać. Oczywiście pech jest tuż obok mnie i czeka tylko na takie sytuacje jak ta.
- Mmmm... - Erik zaczyna niezrozumiale mruczeć pod nosem i przeciągać się na boki, co jak najprędzej wykorzystuję do wydostania się z niedźwiedziego uścisku. Ale i on to wyczuwa, bo zaraz spogląda na mnie ze zdziwieniem i szokiem na twarzy, gdy odkrywa, jak blisko siebie się znajdujemy. Tak jak i ja przed chwila, tak teraz on szybko, jak najprędzej, próbuje przejść do codzienności, że o mało co, a spadłby z łóżka w szoku, na myśl, jak spędziliśmy ostatnią noc. Jego reakcja powoduje, że wybucham śmiechem.
- Cholera! - Mówi przerażony. Szybko wstaje na nogi, chwyta swoją koszulkę z podłogi, po czym już go nie ma. Drzwi łazienki zamykają się z hukiem. Łapię się tylko za głowę
i ponownie opadam na poduszki, czerwieniąc się, jak burak. To było strasznie niezręczne.

Po godzinie oboje jesteśmy przebrani i przygotowani na nowy dzień. Żadne z nas nie nawiązuje do niezręcznej sytuacji w łóżku. Udajemy, że sytuacja nie miała miejsca. Zajadamy hotelowe śniadanie na patio i w końcu mogę nacieszyć się smakiem moich ulubionych płatków cynamonowych z mlekiem. Uwielbiam tutejszy bufet! Eric nie czekając na obiad, uraczył się dużym hamburgerem i dokładką frytek. Wszystko to zjadał w mgnieniu oka.
- Nie ma to jak porządne jedzenie na początek dnia – mruczę, spoglądając na jego zadowoloną minę.
- Oj tak... – teatralnie oblizuje swoje palce i patrzy z rozkoszą ku niebu. - Wtedy człowiek czuje, że jest w raju. – Jego druga ręka masuje swój najedzony brzuch.
- Nie za wiele potrzebujesz, by tak się poczuć. – Zauważam z uśmiechem.
- Szczerze? Przydałyby się jeszcze jakieś darmowe drinki i panieneczki - mówi
z zadowoleniem, oczywiście robiąc to umyślnie, by mnie zdenerwować. Ja tylko wpatruję się w te jego przyciemnione okulary i postanawiam dać sobie spokój z jakimkolwiek komentarzem. Spoglądam tylko na jezioro, ogarnięta dziwną melancholią.
Po chwili czuję, lekkie kopniecie pod stołem.
- Hej Księżniczko, co jest? – Pyta i widzę, jak rzuca mi zaciekawione spojrzenie znad okularów.
- Nic - wzruszam ramionami. - Po prostu ogarnęła mnie dziwna melancholia. Nie wiem już sama czego chcę. – Wzruszam ramionami.
- Mianowicie? Czy czasem nie jesteśmy na twej podróży życia - czy nie tego chciałaś? - Pyta.
- Sama nie wiem – wzruszam na nowo ramionami. - Co jeśli ta lista jest bez sensu? Może nie potrzebuje podróży i tego wszystkiego, by poczuć się spełniona w tym życiu, by pod koniec móc powiedzieć, że wszystko zrobiłam i niczego nie żałuję... Może normalność, spokój, nie są wcale takie złe.
- Normalność jest przereklamowana - stwierdza Eric, szczerząc się szeroko. – Jesteś zwyczajnie zmęczona podróżą – podrzuca wyjaśnienie.
- Ale ja ją lubię. Lubię normalność i spokój. Lubię chodzić do szkoły, a raczej lubiłam... Lubię się uczyć, spotykać się z Jonathanem, kłócić się i godzić z mamą, grać z tatą w gry... Co noc czytać książki i marzyć ... - Wyjawiam. Normalność była tym, co chciałabym móc przeżywać na co dzień. Ale nawet i ona została mi odebrana z poznaniem diagnozy. Musiałam się śpieszyć, by móc przeżyć życie, które mi pozostało. Eric przygląda mi się w ciszy. Nie mam pojęcia, jak teraz na mnie patrzy, ani co o mnie myśli - Jestem jaka jestem i nie zmienię tego. Niektórzy zapamiętają mnie, jako kujonkę z nosem w książkach, dla innych będę dziwaczką w różowych włosach, albo zwykłą nudną dziewczyną z Kalifornii. Myślałam, że jak stworzę listę rzeczy, które zrobię przed śmiercią i zajmę się ich spełnianiem, to zapomnę... – wzdycham ze smutkiem. - Zapomnę o tym, co tracę i skupię się na tym, co jeszcze mogę zyskać, poznać, doświadczyć. Ale to jest, jak wyścig z czasem... Nigdy go nie wygrasz.

- Nie myśl tak – mówi Eric, podpierając się na ramionach. – Robisz to, co każdy zrobiłby na twoim miejscu. Chcesz żyć i przeżywać, to nie czyni cię dziwniejszą od nas wszystkich. Jesteś odważna, nie poddajesz się i pniesz do przodu, choć sama jeszcze może nie wiesz dokąd – uśmiecha się kącikiem ust. – Ale to nieważne! Ważne, że nie stoisz w miejscu. Każda droga dokądś cię zaprowadzi...

OxygenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz