#36

1.2K 79 7
                                    

POV: Eric


Udało mi się wybłagać dłuższe i częstsze wizyty w domu państwa West. Tak naprawdę nie chciałem rozstawać się z Natashą, ale była nieugięta. Dobra była chociaż chwila, na którą mi pozwalała. Pielęgniarka stojąca przed łóżkiem Natashy, podawała jej kolejne leki. Coraz częściej doskwierały jej bóle głowy, mięśni czy stawów. Po kilku dniach praktycznie w ogóle nie wstawała z łóżka. Co pewien czas, pielęgniarka kazała zmieniać jej ułożenie i dbać o nawilżenie skóry. Zazwyczaj robiła to jej mama, ale gdy tylko mogłem i ja w tym pomagałem. Chciałem móc w jakikolwiek sposób odciążyć tę kobietę.

Były też dni, w których Natasha nas nie rozpoznawała. Wołała nas w śnie, ale gdy tylko otwierała oczy, zachowywała się tak, jakby nas nie było. Często jej wzrok był zagubiony, tak jakby szukał czegoś. Odczuwałem wtedy panikę, a moje myśli krzyczały „Gdzie jesteś Natasho?" . Chwytałem wtedy jej dłoń, chcąc być jej kotwicą, dzięki, której mogłaby do nas wrócić. Tak bardzo tego wszyscy pragnęliśmy.

W nocy przychodziłem ze swoją gitarą i grywałem dla niej kilka piosenek, które wiedziałem, że uwielbiała. Uspakajała się przy nich, a jej sen wydawał się spokojniejszy. Tak było i tej nocy.

- Zagraj mi piosenkę... - prosi.

- Jaką skarbie? - Pytam, odgarniając z jej czoła, jej wyblakłe różowe kosmki.

- Thriving Ivory - Angels on the moon, znasz? - Kiwam głową, na co uśmiecha się do mnie, a jej oczy spoglądają na mnie z miłością. Chwytam gitarę i próbuję załapać pierwsze akordy tej piosenki. Gdy pierwsze nuty utworu wybrzmiewają, Natasha próbuje śpiewać jego tekst. Spoglądam na nią uszczęśliwiony, że tej nocy jest tu ze mną i śpiewa. Jej śliczny głosik rozbrzmiewał wraz z melodią. Refren piosenki jednak wywołuje łzy, które spływają po naszych twarzach, a serce wyrywa się z bólu

"Nie mów mi, jeśli umieram, bo nie chcę tego wiedzieć.
Jeśli nie widzę już słońca, być może powinienem odejść
Nie budź mnie, ponieważ śnię o aniołach na księżycu,
Gdzie nikt, kogo znasz, nigdy nie odchodzi zbyt szybko."

Gdy piosenka się kończy, nie mogąc już dłużej wytrzymać, klękam przy jej łóżku, gładząc ją po głowie i całując jej blade policzki. Wyjmuję z kieszeni mojej bluzy czerwone pudełko. Natasha próbuje unieść się nieznacznie w moją stronę, po czym spogląda na mnie ze zdziwieniem.

- Co to takiego? - Nie odpowiadam na to pytanie, po prostu otwieram nakrywkę pudełka. Między nami zalega cisza, którą przerywa cienki szloch Natashy.

- Och.. Eric - wyjmuję pierścionek z pudełka, prosząc o Natashy rękę. - Nie mogę - kręci przecząco głową, łapiąc się za serce - nie mogę... - powtarza jak echo.

- Może i nie weźmiemy ślubu, ale ten pierścionek należał do mojej mamy, chce byś teraz ty go miała. Nie potrzebny nam kościół... Chcę po prostu, by było to oznaką tego, jak bardzo cię pokochałem i jak całkowicie jestem oddany tobie. Kocham cię Natasho i nieważne co się stanie, zawsze tak będzie. Chcę, byś miała go przy sobie do końca.

- Ericu, nie możesz, co ja najlepszego zrobiłam - szepcze zrozpaczona, patrząc na mnie
z przestrachem.

- Uratowałaś moje życie Natasho, dzięki tobie już nigdy nie będę samotny. Odnalazłaś mnie, kiedy byłem zagubiony po śmierci mojej mamy... Dzięki tobie już wiem po co żyję.

- Nie chcę, byś cierpiał przeze mnie. Ja odejdę Ericu - przypomina załamanym głosem.

- Każdy z nas odejdzie Nat.

- Nie mogę... Musisz po mojej śmierci ruszyć do przodu, musisz żyć.

- Będę żył - obiecuję, całując jej usta - będę żył, a ty razem ze mną – wskazuję na swoje serce - proszę przyjmij ten pierścionek. Chcę, żebyś wiedziała, że gdybyśmy mieli czas, resztę tego życia spędziłbym z tobą - ostatkiem sił Natasha przyciąga mnie do swojego boku, a jej szept jest najpiękniejszym szeptem tego świata.

- Kocham cię Ericu McCrez.

- Ja ciebie również, skarbie.

OxygenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz