54

205 17 2
                                    

Rozdział będzie krótki opisowy. 

Tessa weszła do pokoju hotelowego swojego kuzyna. Rzuciła torbę na podłogę, a samą siebie na kanapę. Czuła, że nie wytrzyma dwóch czy trzech dni z chłopakiem, który jej pomógł, zranił ją, robił wszystko na jej zachcianki. Z chłopakiem, w którym się zakochała. Nie wiedziała czym jest miłość, bo czy można znaleźć drugą połówkę w wieku szesnastu lat? Prawie że niemożliwe. Wielu ludzi śmiało się z młodzieży, że znalazło już swojego męża czy żonę. Dla niektórych jest to stratą czasu, nie uznają miłości. 

Ale czy Tessa taka była? 

Czy ufała sobie na tyle, by zaufać swojemu sercu? Jak dotąd słuchała tylko i wyłącznie rozumu (jeżeli czasami nawet ją zawodził). 

Usłyszała, że ktoś puka do drzwi. 

Zaraz po przyjeździe pod hotel, Hoechlin i Roden odjechali. O'Brien z Posey'em z samego rana wyjechali. A Rhambo siedział nadal w swoim pokoju. Więc był to Sprayberry. 

Niechętnie wstała z swojego miejsca odpoczynku i podeszła do drzwi hotelowych. Nie chciała się z nim widzieć, nie teraz. 

-Tessa Paris, proszę cię, otwórz mi drzwi- usłyszała Dylana. Nie ruszała się z miejsca, nadal tkwiła z ręką na klamce.- Wiem, że tam jesteś, proszę cię, kochanie- szeptał do drzwi. 

Dziewczyna poczuła łzy w oczach i oparła się o drzwi, po których zjechała plecami w dół. Dylan zrobił to samo, nie wiedząc, że dziewczyna, za którą oddałby życie właśnie przeżywa swoją chwilową depresję i przydałby się jej Khylin lub któryś z Tylerów. 

Chłopak także zakochał się. Od pierwszej wiadomości czuł, że dziewczyna może wiele zmienić w jego życiu. I zmieniła. Jego charakter zazdrośnika i wrażliwca. Stał się mężczyzną, a era miłego chłopczyka poszła w zapomnienie. Nadal był dziecinny co można było zaobserwować na Twitterze czy na wyciętych scenkach z serialu. Nadal był sobą, ale doroślejszym. Kochał ją całym sercem, nawet nie wiedział, kiedy się zakochał. 

-Panie Sprayberry, dlaczego pan tu siedzi?- usłyszał nad sobą Shelley Hennig. 

-Odpuść sobie, Hennig.- Wywrócił oczami i wstał. 

Nienawidził się z Shelley. Za każdym razem się ze sobą kłócili właśnie o Tessę. Kobieta była zazdrosna o Sprayberry'ego. 

-Co, twoja Tessa tu przyjechała i warujesz przy niej jak pies?- zaśmiała się. 

-Powiedziałem, odpuść sobie- warknął, patrząc na nią. 

-Och, biedny mały Sprayberry się zakochał-  Shelley zrobiła typowe "pieskie oczka". 

-Co ci do tego, że się zakochałem? A jeśli już się zakochałem to na pewno nie w tobie, więc sobie odpuść. Każdy wie, że łasisz się do moich zdjęć wieczorami- prychnął osiemnastolatek.

-Oj, tak mi przykro, każdy dowiedział się o mojej tajemnicy.- Uśmiechnęła się zwycięsko i podeszła do chłopaka, jednak ten cofnął się do drzwi tak mocno, aż uderzył plecami o nie. 

-Zostaw mnie ty chora kobieto- warknął. 

-Co, boisz się o swój związek z tą młodą dziewczynką? Żałosny jesteś Sprayberry. Zobacz ile dziewczyn, kobiet na ciebie leci. Mógłbyś mieć każdą- uśmiechnęła się, dotykając chłopaka w pierś. 

Nagle drzwi się otworzyły, a Dylan wpadł do środka. Hennig została na korytarzu bardzo zdziwiona. 

-Jezu, Tessa, dziękuję ci kochanie!- chłopak rzucił się na Tessę, przytulając ją. 

-Ostatni raz ratuję twoje cztery litery- warknęła i odeszła od Sprayberry'ego. 

Usiadła na kanapie i zaczęła przeglądać portale społecznościowe. Czuła, że będą to długie dni. 

-Tessa, przepraszam cię bardzo, kochanie, przepraszam- chłopak uklęknął przed dziewczyną. 

-Co mi po twoich przeprosinach, Dylan? Powiedziałeś to co myślałeś i tyle. Nie jestem w ogóle zła.

-Naprawdę?

-Nie- warknęła, wywracając oczami. Westchnęła i schowała twarz w dłonie.

-Co się dzieje?- spytał Dylan.

-Nic, Jezu. Nie można schować twarzy w dłonie i wzdychać?- podniosła brew. 

-Okej, już się nie odzywam. 

Siedzieli obok siebie do końca dnia, aż chłopak wyszedł, żegnając się z Tessą buziakiem w środek głosy. Dziewczyna poczuła się jak ostatnia kretynka świata, gdy czuła, że traci takiego wspaniałego chłopaka przez jej zachowanie. 

Zadzwoniła do swojego kuzyna, by wypytać się, który pokój ma Khylin, ponieważ z wiadomych źródeł wiedziała, że dwoje przyjaciół mieszka ze sobą. Gdy już się dowiedziała, ruszyła w stronę pokoju 407. Zapukała i czekała. Otworzył jej Khylin. 

-O, hej.

-Cześć Khylin. Jest Dylan?- spytała, lekko ocierając prawe oko. 

-Jest, ale to chyba nie jest odpowiednia pora, abyś go widziała w takim stanie- chłopak lekko się skrzywił. 

-Wiem, że płacze. To jest normalne.- Wzruszyła ramionami i weszła do środka. 

Poszła do "salonu", gdzie, jak się spodziewała, leżał zapłakany osiemnastolatek. Nawet jej nie zauważył. Podeszła do niego, kucając przy nim. Chłopak miał zamknięte oczy, a z jego ust wydobywały się różne litanie. Lekko poprawiła mu włosy i się  nimi pobawiła, aż Dylan otworzył oczy. 

-Tessa? Co ty tutaj robisz?- spytał przerażony, próbując doprowadzić się do porządku.

-Przepraszam Dylan, jestem nieczułą suką, która przejmuje się tylko swoim losem, przepraszam- szeptała, płacząc. 

-Nie płacz, kochanie, nie jesteś nieczułą suką, po prostu jesteś sobą- mówił, trzymając jej twarz w dłoni. 

-Przepraszam Dylan- szepnęła. 

-Za co?- spytał, uśmiechając się. 

-Za to, że cię kocham- uśmiechnęła się smutno. 

Chłopak na tą wiadomość szeroko się uśmiechnął i wpił w usta dziewczyny. 

***

Okej, wiem, że zrobiłam z Shelley sukę, nie miałam takiego zamiaru, dramatime miała się jeszcze ciągnąć, ale zrobiło mi się żal Dylana i tak wyszło. 

Chciałam zrobić maraton, ale stwierdziłam, że jednak nie dam rady :( 

Miłego, postaram się coś jutro dodać.

about Dylan Sprayberry✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz