Koniec...

178 9 0
                                    

Dźwięk budzika jak zawsze obudził mnie o 6:00. Znów to samo. Wyłączam go i podnoszę się. Patrze na szarą ścianę mojego pokoju. Staram się jak najciszej iść do kuchni i zrobić śniadanie.

-Szlag - mruknęłam pod nosem potykając się o miskę z jedzeniem dla psa. Walić to nikt się nie obudził. Wyjmuje jogurt z lodówki i jak najszybciej wracam do pokoju.

Zjadłam śniadanie. Spakowałam się , umyłam i ubrałam. Jak zawsze wyrobiłam się na 7:00. Założyłam słuchawki i wyszłam z domu. w drodze do szkoły modliłam się by nie było dziś żadnej nie miłej niespodzianki. Droga do szkoły zajmuje mi 5 minut ale zawsze przychodzę wcześniej. Wchodzę do szatni .. jak zawsze pusto. Zdejmuje kurtkę i zmieniam buty . Zanim ktoś przyjdzie minie dobre 40 minut kicha. Sięgam po telefon daje się wciągnąć otchłani internetu. Widzę jak zaczynają się schodzić młodsze klasy. Jak zawsze oni przychodzą wcześnie. Dopiero później zjawia się mój rocznik. 7:42 nareszcie pierwsza osoba z mojej klasy. No dobra Elena dasz rade jak zawsze. Pora rozpocząć wielkie przedstawienie "założyć maskę" by móc wystąpić na tej wielkiej scenie jaką jest życie......

-Elena. Cześć !!!

-Siema Anna. Jak tam angielski zrobiony?- Zapytałam jej z irytacją. Doskonale wiedziałam że nie zrobiła pracy domowej .

-No chyba Cię coś!! A ty co zrobiłaś że się pytasz??

-Na głowę upadłaś Anna. Niech się wali. - Zaczęłyśmy się śmiać. Nikt z naszej grupy nie lubi nauczycielki , która uczy nas od prawie 3 lat i niczego nas nie nauczyła.

Powoli zaczęła przychodzić reszta mojej klasy i rozmowa jak zwykle potoczyła się w kierunku szkoły oraz weekendu. Koleżanki z klasy zawsze mają co opowiadać imprezy , alkohol , nowe miłości i inne takie. A ja . . . Ja nic. Jestem osobą , która trochę przeżyła i wiele nauczyła się z życia nie interesują mnie imprezy ani nic podobnego. Niestety dzień w dzień muszę zakładać maskę by móc dalej żyć . . . . Jeżeli to tak można nazwać. Co dzień to sam. Powtarzamy te same monotonne czynności. Ile można. W moim "życiu" nie ma nic co by mnie tu trzymało. Nie mam przyjaciół. Osoby otaczające mnie są w zupełnie innym świecie niż ja. Wiele razy próbowałam otworzyć się na innych ale zawsze kończyło to się tym samym. Moja rodzinna ... Ja nie mam rodzinny jestem sierotą. Moją rodzinę w- . . . . . . . . .

................................................................

Nadchodzi czwarta lekcja ANGIELSKI. No dobra lecimy z tym koksem. Jest już siedem minut po dzwonku..

-Gdzie ona jest ??- spytał się ktoś z grupy.

-Przecież kawę musi sobie zrobić.

no tak jak by inaczej .. moja pani od angielskiego uwielbia kawę. Życia se bez niej nie wyobraża.

- UWAGA IDZIE !!!

No to zaczynamy zabawę. Mieliśmy już zacząć się rozpakowywać gdy..

-Rozsiadacie się. Każdy ma siedzieć w odstępie jednej ławki. Wyjmujemy tylko karteczki i długopisy .

Nasza grupa nie jest liczna więc mogliśmy spokojnie się rozsiąść. Ale co jest grane? O co chodzi kartkówka nie zapowiedziana?? Każdy zrobił co kazała nauczycielka. Patrzeliśmy na siebie przerażeni. Co jej odwaliło??

-Będziecie pisać dyktando.

-Cooo ?!- Hurem odpowiedzieliśmy. A na jej twarzy zagościł sarkastyczny uśmiech. Popijając kawę powtórzyła.

-Napiszecie dyktando. Każde zdanie powiem jedynie cztery razy więc radze wam słuchać.

No świetnie odbiło jej jak nic. Przez 15 minut pisaliśmy dyktando. Każdy przerażony patrzył w kartkę po czym oddaliśmy je.

-No to teraz proszę otworzyć ćwiczenia na stronie 77. Nie robicie tu jedynie zadania 4. Następna strona to 79 cała do zrobienia. I ostatnie 1 zadanie z strony 80. Proszę nie zapomnieć podpisać książek.

Co to ma znaczyć? Nie ma na kim się wyżywać czy co? Mam już dość Boże zabierz mnie stąd jak najszybciej? Co ja takiego zrobiłam do diaska że wszystko co złe spada na mnie? Co uczyniłam tak wielce złego że mnie każesz.?Jaki ty masz plan dla mnie?

Po całej szkole rozbiegł się dźwięk dzwonka. Niech to szlak. Nie skończyłam . . . Nikt nie skończył. Na co ci to było babo jedna? No na co się pytam ?!

- Oddajemy książki.

Każdy spojrzał na siebie. Doskonale się zrozumieliśmy, oddaliśmy posłusznie ćwiczeniówki i wyszliśmy.

Reszta dnia minęła nam w ponurej atmosferze. Nikt już po angielskim nie miał humoru. Wszyscy bluźnili na nią i wyzywali. Ale po mnie to spływał nie interesowało już mnie to. Chciałam jak najszybciej wrócić do swojego pokoju i tam zostać już na zawsze. Nie chce już się uczyć , nie chce już czuć , JA NIE CHCE JUŻ ŻYĆ . Mam dość. To wszystko mnie przeraża. Wyzwanie jakim jest życie jest dla mnie za trudne , przerasta moje możliwości. ŻYCIE JEST PRZERAŻAJĄCE.

Wstrzymuje oddech i przeciskam się przez ludzi do wyjścia. W końcu mogę wrócić do mojego pokoju. Podczas drogi myślałam co mnie w życiu spotkało i starałam przypomnieć sobie ich twarze , głosy , przypomnieć sobie swoją rodzinę. Ale przed oczami mam cały czas ten sam obraz z tamtego dnia. . . .

Wchodząc do sierocinica spotykam swojego psychiatrę. No jeszcze jego ty brakowało .

-Dzień dobry Elen co u ciebie słychać dawno cię nie widziałem- Wpatrywał się we mnie. Musze go jakoś zbyć .. Jaki by tu mu kit wcisnąć??

-Dzień dobry. U mnie wszystko dobrze.- Uśmiechnęłam się dla pozoru by mnie nie przejrzał.

-Leki , które ci przepisałem działają ??- patrzył na mnie nie pewnie. Chyba coś podejrzewa. Przecież nie powiem ci prawdy że żadne twoje leki nie działają.

- Tak tylko że jestem przez nie zmulona - Proszę połknij haczyk i spływaj.

-Ahh to normalne nie przejmuj się tym.- Świetnie, jaki debil dał się na to nabrać.

-A teraz przepraszam ale jestem zmęczona chciałabym odpocząć a potem muszę się pouczyć.

-Ale oczywiście. Powinnaś dbać o siebie i nie zaniedbywać nauki. Do zobaczenia.

- Oczywiście do zobaczenia.- Już nigdy..

Pędzę jak najszybciej do pokoju i kładę się spać. Cała zapłakana zamykam oczy i błagam Boga by tym razem śniło mi się coś innego. A jutro . . . BĘDZIE KONIEC.

6:00 Jak zawsze budzi mnie budzik. W pośpiechu jem śniadanie ubieram się. Dziś zamiast książek mam kanapki , wodę i . . . nóż. Wychodzę prawie niezauważona. Gdy oddalam się na bezpieczną odległość zamiast do szkoły kieruje się na przystanek tramwajowy. Jestem sama. Siedzę na ławce i czekam. Czekam na mój koniec. Dookoła ludzie , którzy śpieszą się wszędzie i ze wszystkim pędzą i pędzą nie mając czasu stanąć i spojrzeć co jest wokół nas. Mnie już się nigdzie nie śpieszy. Nigdy się nie spieszyło. Nie miało gdzie.

Po chwili byłam już w tramwaju pełnym ludzi. Jechałam długo aż na koniec miasta. Nie mam za wiele czasu. Gdy się dowiedzą że nie dotarłam do szkoły zaczną mnie szukać. Może już szukają.

Pośpiesznie wybiegłam z tramwaju. Kierowałam się ku lasu.

Szłam już długo i pośpiesznie. Natrafiłam na polane. Była piękna. słońce przedzierało się przez oszronione drzewa i wpadało wprost na białą polane. Wszędzie była nieskazitelna biel. Wyjęłam

nóż z plecaka.Byłam ja on i otaczająca nas biel.Długo wpatrywałam się w niego.... Aż w którymś momencie poczułam ukucie. BOJE SIĘ . Cała drze. Moje ręce otula dziwne ciepło. Są czerwone tak samo jak śnieg otaczający mnie i tak samo czerwone jak tamta noc... Upadam. Już się nie boje. Nie czuje już bólu. Nic już nie czuje. Leże na czerwonym śniegu i wpatruje się w biel splamioną czerwienią. Czuje mój koniec.. Zamykam oczy wiedząc że już ich nie otworze . .

TAK TO NA PEWNO JEST KONIEC . . . .

Nagle czuje ciepło. Co się dzieje?? Otwieram oczy. Razi mnie białe światło. Po chwili dostrzegam że jestem w jakimś pokoju. Nie ma okien. Jedynie po ojej lewej stronie są drzwi. W pokoju jest tylko łóżko ja i... ktoś jeszcze!!!!!!!

Czy to aby na pewno koniec ..?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz