Dźwięk ten rozchodził się po moim ciele powodując ciarki. Loli ścisnęła moją dłoń. Spojrzałam na nią. Z jej oczu spływały łzy a ja nie wiedziałam dla czego. Z oddali dochodziły coraz głośniejsze kroki jakich dużych istot. Było czuć każde ich stąpnięcie. Dookoła mężczyzny pojawił się cień. Za jego plecami zaczęło coś się pojawiać. Z czarnej mgły powoli wyłaniał się szkielet. Był ogromny. Duża głowa wyłoniła się jako pierwsza. Kości miały kolor piasku. Z uzębionej szczęki spływała niczym ślina czarna ciecz. Długie kręgi szyjne. Stworzenie stało na czterech kończynach. Szeroko rozstawione żebra. A za nim ciągną się jeszcze długi ogon. Zwierze stanęło bokiem tuż nad mężczyzną ukazując całe swe piękno. Patrzyło się na mnie swymi pustymi oczodołami. Obok niego pojawiły się podobne istoty. Nie byłam w stanie określić ile. Mężczyzna uniósł głowę. Coś w jego postawie się zmieniło. Tak jak by to nie był on. Czułam jak Loli wraz z Fraułem ciągną mnie w tył. Ja jednak nie odciągałam od nich wzroku. W tej że chwili mężczyzna uśmiechną się do mnie jak by przepraszając. Wyciągną w naszym kierunku rękę i palcem wskazał na nas.
Wnet stworzenia ruszyły na nas. Coś gwałtownie odepchnęło mnie do tyłu. Upadłam kilkanaście metrów za księgą. Natychmiast podniosłam głowę. Widziałam jedynie biskupów przygotowujących się do odparcia ataku. Na darmo szukałam sylwetki Loli. Widziałam jedynie jak jakimś cudem blondyn powstrzymał stworzeni przed dotarcie za nim. Spojrzałam wyżej na szkielet. A w jego pysku dostrzegłam walczącą o wolność Loli. Czarna ciecz działała niczym trucizna. Starała się coś zrobić lecz każda próba kontr ataku kończyła się klęską i szarpaniem jej. Każde uderzenie , każda bariera , każdy cios spływał po nim.
Biskupi z trudem powstrzymywali dalszą falę ataku. W ten dostrzegłam błysk ostrza. I jeden z stworzeń opadło na ziemię. Kości rozsypały się zamieniając w pył. Przyjrzałam się uważniej. W dłoni Kastora pojawiła się czarna kosa z srebrnym ostrzem. Była od niego większa , mogła bym rzecz że rozmiarami zbliżona do mojej.. Ta sama sytuacja powtórzyła się. W raz z Labem Kastor powstrzymywał natarcie. Jednak ich ciała były już zmęczone. Mimo iż ostrze wchodziło bez większych oporów oni opadali z sił. Z nadzieją zwróciłam wzrok na Frała. Lecz rozprysła się ona jak kropla wody. Mimo ostrza biskup nie mógł pokonać potwora. Wymachiwał nim z wściekłością. Ma lewa ręka zaczęła piec i boleć. Podniosłam się na kolana. Z całego tłoku walki wyszedł on. Uśmiech znikł mu z twarzy. Bestia targająca Loli zerwała się natychmiast w jego kierunku niczym na wezwanie. Jej ciało było całe poharatane otuloną cieczą. Z jej ran nie leciała krew. Były puste. Jeden z szkieletów ogonem uderzył biskupów a ci odlecieli w bok. Kolejny zaś swym ciężarem przygwoździł Frauła do ziemi odbierając mu dostęp do leżącej dalej kosy.
-Oddaj mi księgę.- zwrócił się do mnie.- W zamian zwrócę ci ją i odejdę.-wskazał na Loli.-wiem że możesz no dalej.-mówił łagodnie. Wstałam i nie pewnym krokiem szłam do księgi.-Właśnie tak. Powoli nie musisz się śpieszyć.- Frauł chciał coś powiedzieć lecz jego puca przebiła kość potwora. Zatrzymałam się w strachu. Mężczyzna sykną jedynie nie zadowolony z sytuacja.-Nie zatrzymuj się. Im szybciej mi ją dasz tym większa pewność że już nic się im nie stanie.-ponownie ruszyłam sama nie wiedząc czemuż. Jak sytuacja , którą mogłam wykorzystać na swoją korzyść stała się niebezpieczna? Skąd wzięły się te bestie?? Czy jak by ich nie było on by był bez bronny? Stanęłam tuż na przeciwko świecącej księgi.
-Doskonale a teraz weź ją.-rozjarzałam się. Kastor i Labrador byli nieprzytomni , Loli w pasz szkielet a Frauł leżał z ogromną kością w pucach. A ja? A ja stała tu. -Widzę że potrzebujesz zachęty.- bestia wypuściła wyczerpaną kobietę. Patrzyłam się w jej bezwładne ciało. Na twarzy ubrudzonej od cieczy z pyska stworzenia malowały się ścieżki łez. Otworzyła swe wyczerpane oczy. Lśniły niczym prawdziwe srebro. Ból w ręce narastał. Aż w końcu dotarło coś do mnie. Wyciągnęłam dłonie po księgę i ją chwyciła. Mężczyzna powstrzymywał uśmiech. Pewnym i szybkim krokiem zmierzyłam w jego kierunku. Szkielety usypywały mi miejsca a Loli z żalu zamknęła oczy.
Ponownie stałam przed nim. Wyciągnęłam księgę w jego kierunku a ten z radością mi ją wyrwał.
-Nareszcie!!! Dostałem ją!!!-śmiał się. Ja zaś upadłam na kolana koło Loli. Delikatnie podniosłam jej głowę przytulając do siebie. Przyłożyłam usta do jej głowy.
-Więc?-wyszeptałam jej cicho i podniosłam głowę by móc spojrzeć jej w oczy. Wyciągnęła rękę i dotknęła mego policzku.
-Na zawsze razem.-odparła. Jej ciało zaczęło lśnić. Księga zaczęła pękać.
-Co jest grane?!-krzykną przerażony upuszczając księgę.-Oszukałaś mnie to nie jest ona!!!-z jego krzykiem szkielety chciały ponownie zaatakować lecz księga jak by wybuchła a kartki latały w powietrzu. Świeciły przepięknym białym światłem sprawiając że kości potworów pękały. Loli znikła w świetle a mój ból zmalał. Wstałam. Z światła spadał pyłek. Tworzył on na mnie białą delikatną suknię. Me nogi oderwały się od podłoża a obolałe skrzydła wyprostowałam i napięłam. Wyciągnęłam swoja lewą rękę do góry a w niej pojawił się lśniący srebrny mieć.
-KSIĘGI NALEŻĄ DO MNIE I TYLKO DO MNIE.-wyrzekłam ze złością i biorąc zamach przecięłam mężczyznę w poprze. Jego ciało opadło lecz w środku było puste. Szkielety stawały na dwóch tylnych łapach i z ogromną siołom opadały na przednie. Z ich gardła wydobywał się nieludzki dźwięk. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Wypuściłam powoli powietrze i otworzyłam oczy. Były białe jak u ślepca. Z mej klatki piersiowej wydobywało się światło podobne to tych z spadających kartek. Rozszerzał się coraz bardziej. Zaczął obejmować szkielety. A gdy całe znalazły się w jego zasięgu pękały. Wyglądałam niczym gwiazda polarna na niebie.
Mój umysł był czysty. Proch z kości potworów powoli ulatniał się. W obrębie mego wzroku znajdowały się jedynie kartki i biskupi. Byli oni nie przytomni. Stanęłam bosymi stopami na zimnej posadce. Na wpół złożyłam skrzydła. Białe pióra były zakurzone od panującego chaosu. Światło wydobywające się ze mnie rozbłysło się niczym supernowa i znikło. Wszystkie kartki opadły i zastygły dając z siebie jedynie delikatną smugę białej poświaty. Opuściłam miecz. Wyciągnęłam go do przodu i jego końcem wybijałam rytm o podłogę. Co trzy sekundy rozlegał się jego dźwięk. Kartki powoli niczym fale na wodzie zaczęły przypływać do mnie. Przypominały one spokojna tafle wody. Tuż przede mną zaczęła tworzyć się księga. Była ona duża i stawała się coraz grubsza. Jej strony były zapisane dziwnymi symbolami. Oprawiona w skórę zamknęła się i upadła. Spod niej wydobył się jedynie kurz.
Nie zwracając na nią uwagi podeszłam do rannego Frauła. Przyłożyłam do jego szyj miecz i zwróciła wzrok na kose leżącą dalej. Byłą taka sama jak przy posągach. Czyżby to byli oni?? Machnęłam w bok mieczem a ten znikł. Okrążyłam go dokładnie po czym zmieniłam kierunek na kose. Szłam spokojnym krokiem. Me stopy były czarne od brudu. Stanęłam wzdłuż niej. Podniosłam ją do góry uważając na ostrze. W stosunku do mojej była lżejsza. Wykonałam nią kilka ruchów obracając ją dookoła nadgarstków. Bardzo dobrze wyważona , płynna w ruchu. Jedyny jej minus był taki że to naczynie. Wyjaśnia to czemu opadli z sił. Co powinnam zrobić? Pomóc im?? A może?? Powinnam ich zabić?
CZYTASZ
Czy to aby na pewno koniec ..?
FantasyElen to nastolatka , która nie radzi sobie z życiem. Pewnego dnia coś w niej pęka ... I postanawia się zabić. Ale czy to na pewno jest koniec ...? Jak potoczą się jej dalszy los??