Po jakimś czasie odpuściła i przestała walić w drzwi. Słyszałam jak powoli odchodzi. Później już nikt mi nie przeszkadzał. Łzy powoli spływały mi po policzkach pozostawiając za sobą czarne smugi. Moje oczy powoli traciły swoją barwę. Nagle poczułam jakby ktoś przecinał moje ciało. Ból stawał się coraz mocniejszy wręcz nieludzki.. Nie mogłam złapać oddechu a całe ciało zaczęło walkę. Wszystkie mięśnie napięły się ograniczając moje ruchy. Jedyne co w tedy widziałam był tuczący się kryształ. Opadał powoli odbijając w sobie płomienie piekieł aż jego nierówna powierzchnia spotkała się z czarną posadzką zamieniając się w piasek.
Wszędzie rozległ się nienaturalny dźwięk a ziemia zatrzęsła się. Kawałki okien wpadły do pokoju a silny podmuch wiatru ukazał mi niebo wyłaniające się z chmur. Niektóre części upadały na ziemię rujnując wszystko co napotkały. W powietrzu unosił się kurz z popękanej ziemi wydobywał się żar i dym. Ból ustał, mięśnie przestały walczyć a moje ciało straciło barwę. Byłam niczym biała kartka. Moje usta, oczy, skóra wszystko było jednolite białe.
Kurz powoli opadał, powoli przez ciszę przedzierał się lament i strach ludzi a nad nami wisiało niebo a dokładniej jego ruiny. Okryłam się płaszczem i wyszłam z pokoju. Wraz z innymi osobami poszliśmy na zewnątrz. widok , który zastałam można było opisać jednym słowem ... Koniec.
Niektóre budynki zawaliły się , inne wpadły pod ziemie wszystko wyglądało jak na wojnie. Nikt nie dowierzał własnym oczom.
-Koniec świata.-ktoś zdołał jedynie tyle z siebie wydusić.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Siedziałam przy stoliku pełnym pustych butelek po alkoholu popijając z jeszcze pełnej butelki trunek. Niektórzy podzielali moje zdanie i również pili, inni pomagali przy różnych akcjach ratowniczych. Podszedł do mnie Łowca.
-Trzeźwiej , jesteś wzywana przez radę.-zignorowałam go i przechyliłam betulę. Uderzył w stół przez co połowa butelek spadła.-Zbieraj się.
Wstałam bez słowa i podniosłam pełną butelkę. Skierowaliśmy się do ukrytych za schodami drzwi i zeszliśmy w dół w całkowitą ciemność. Schody ciągnęły się w dół, otworzyłam butelkę i wzięłam porządny łyk. Po jakimś czasie ujrzeliśmy światło pochodni. Im bliżej byliśmy tym głośniejsze stawały się wrzaski. W końcu dostaliśmy się na dół. Drzwi otworzyło nam dwóch strażników i weszliśmy do środka. Sala była opleciona potężnymi korzeniami , usiedliśmy na zostawionych dla nas miejscach przy stolę. Pozostali wrzeszczeli i kłócili się , straż stała praktycznie co cztery metry. Rozstawione były dwa długie stoły na przeciwko siebie a na nich rozsypywali raporty. Wszyscy mówili o tym co zrobić w ich oczach była panika dojrzałam zaledwie kilka osób siedzących spokojnie i starających się jakoś innych uspokoić. Wszyscy oprócz Łowcy mieli zarzucone kaptury. Wygodnie się rozsiadłam kładąc nogi na stolę i odchylając krzesło. Co chwilę przechylałam butelkę. Po dłuższej chwili jeden z debatujących zobaczył mnie i zamilkł. Widząc to inni również powoli przestali się wydzierać.
-A ty Kruku, co o tym myślisz?- zapytał jeden z bardziej opanowanych osób. Przechyliłam jedynie butelkę. Nie rozumiem czego ode mnie oczekiwali.-Co powinniśmy zrobić?-wszyscy czekali co odpowiem.
-Nic-wzruszyłam ramionami pijąc dalej. Wszyscy otworzyli szeroko oczy.- Nie widzicie co się stało? Na prawdę myślicie że możecie coś zrobić?-przechyliłam butelkę.-To koniec.-Wszyscy znowu zaczęli wrzeszczeć.
-Połączmy siły!-ktoś zdołał ich przekrzyczeć.-Co nam szkodzi skoro ma być to koniec.-ludzie zaskoczyła ta propozycja.
-Co masz na myśli?-ktoś starał się dowiedzieć więcej.
-Doskonale wiemy kto za tym stoi. Może kościół mógłby pomóc.-i znowu się zaczęło.
-O ja pierdolę..-burknęłam i dopiłam trunek.-Bawcie się beze mnie.
-Kto powinien iść?
-Ja pójdę.-zatrzymałam się i spojrzałam na Łowcę. No pojebało ich.-Wraz z Krukiem.
-Pierdol się nigdzie nie idę. Pojebało was w obliczu śmierci.
-Masz u mnie dług pamiętasz.-Spojrzałam się w jego stronę.- Gdyby nie ja nie byłabyś teraz tu.
-Dla czego akurat ja mam iść?
-Tylko ty tam już kiedyś byłaś.-wszyscy oniemieli.
-Przed tobą na prawdę ciężko coś ukryć.- ukłonił mi się lekko uznawszy moje słowa za komplement. Odwróciłam się i wyszłam. Schodami wróciłam na górę i poszłam za bar. Wybrałam kilka butelek i poszłam na samom górę aż na dach. Usiadłam na krawędzi i wpatrywałam się w górę otwierając kolejną butelkę. Widać było smugę światła, która rozświetlała wiszące na niebie ruiny. Kolejne gruzy spadły z nieba. Trzeba podjąć decyzję.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Nie czułam się najlepiej z świadomością iż muszę tak szybko tam wrócić. Ale przytłaczało mnie bardziej to że muszę jak najszybciej podjąć decyzję co dalej.
-Zbieraj się.-rzucił we mnie pustą butelką, która spadła z dachu i rozbiła się. Spojrzałam na niego i pięciu mężczyzn stojącym za nim w szarych płaszczach.-Dyplomacja.-odparł
Wstałam i zerwał się wiatr kurz wirował wokół nas a spod moich stup wydobyła się gęsta czarna mgła oplatająca mnie i ich w mgnieniu oka przeniosłam nas w pobliże kościoła lecz nie spodziewałam się takiego widoku. Wszędzie widziałam rannych aniołów. Niektórzy stracili skrzydła inni byli strasznie ranni. Poprawiłam kaptur i stworzyłam barierę, która stała się niewidoczna. Schowałam się między nimi i ruszyliśmy przed siepię. Panował tu gorszy chaos niż na zebraniu rady. Odwróciłam wzrok. Gdy weszliśmy do środka nie było wcale lepiej.
-Czego tu szukacie.-rozległ się głos biskupa. Nie zdołałam mu się przyjrzeć by nie zostać rozpoznaną/
-Przyszliśmy z propozycją.-Łowca postanowił przejąć inicjatywę a jeden z dyplomatów wyciągną srebrny kielich co ewidentnie zaskoczyło biskupa.-Nie przyśpieszmy w złych zamiarach.- ewidentnie nam nie wierzył ale spoglądał cały czas na kielich. Wykonał dziwny gest a zza niego wyłonili się strażnicy.
-Z uwagi na okoliczności ...-przerwał zastanawiając się- Zaprowadzę was na radę ale jeżeli wykonacie chodź by jeden podejrzany gest.-Łowca przytakną że wie o co chodzi i udaliśmy się za nim.
Wszystko to poszło za łatwo ale patrząc co tu się dzieję powoli przestaje mnie to dziwić. Kościół stał się szpitalem i postawił wszystkich na równe nogi sądząc po ubraniach pomagali również inni ludzie. Miałam jedynie nadzieję że nie spotkam ich ani nikt mnie nie pozna. Naciągnęłam jeszcze bardziej kaptur i czułam na sobie wzrok straży. Ze stresu nie mogłam skupić się na drganiach było ich bardzo dużo. NA dodatek ich jęki... Zaczęło mnie to przytłaczać, ręce delikatnie mi drgały.
Zanim zdołałam się zorientować byliśmy już na miejscu. Najwidoczniej nie tylko my postanowiliśmy zwołać zebranie. Ostrożnie podniosłam głowę. Osób było znacznie więcej niż u nas a stół ciągną się przez całą ogromną salę. Patrząc na ich stroję połowa z nich była wysoko ustawionymi biskupami ale zauważyłam też kilka kobiet. Raczej nie cieszyli się na nasz widok. Byli znacznie bardziej opanowani. Spojrzałam w okna znajdowaliśmy się dość wysoko a widok stąd wydawał mi się jeszcze bardziej przerażający. I to wszystko moja wina.. Tylko moja... Nie słuchałam co mówią patrzyłam jedynie do czego doprowadziłam. Chcąc ich chronić powinnam wrócić ale gdy to zrobię stracę ciało i tak szybko nie będę mogła wyjść jeżeli ponownie mi się to uda. Moje myśli odgoniła ręka spoczywająca na moim ramieniu.
-Znalazłem Cię.
CZYTASZ
Czy to aby na pewno koniec ..?
FantasyElen to nastolatka , która nie radzi sobie z życiem. Pewnego dnia coś w niej pęka ... I postanawia się zabić. Ale czy to na pewno jest koniec ...? Jak potoczą się jej dalszy los??