Gdy chciałam juch dotknąć , moja ręka opadła. Rysy twarzy biskupów rozmywały się w białym świetle. Wszystko było rozmyte. Widziałam zarysy korytarza , sióstr , pokoju , dziwne runy. Przez cały czas miałam otwarte oczu. Widziałam jak wiele osób mnie odwiedzało. Ale oni zawsze byli. siedzieli tuż przy uszku. Zmieniali się w zależności od pory dnia. Od świtu do południa przy mnie był Labrador , od południa do zmroku Frauł a w nocy Kastor. Często dość zdarzało się jednak że byli zawsze razem przy mnie. Ja jedynie leżałam. Nie mogłam spać. Nie mogłam ruszać się. Leżałam tak przez dobry tydzień. I z każdym dniem czułam jak słabnę. Księga nie tylko zadziałała na Cień ale i na mnie. Każdego dnia próbowałam się poruszyć. Jednak nie czułam nic. Moje ciało było odrętwiałe.
Dzwony wybiły godzinę dwunastą a do pokoju wszedł Kastor z Fraułem.
-No jak tam nasza owieczka?-zapytał w miarę radosnym głosem blondyn.
-Bez zmian.-odłożył książkę na bok. Pozostali biskupi przysunęli krzesła i usiedli obok.
-Ty lepiej wracaj szybciej do zdrowia. Codziennie musimy słuchać od sióstr całe litanie dotyczące ciebie.-oparł łokieć o kolano i położył głowę o złożoną w pięść dłoń.
-Przestań marudzić co.-rzucił oschło Kastor. I na nowo wywiązała się między nimi kłótnia. W takich momentach mam położyć się na boku i usnąć. Tak przydało by się teraz sen , miała bym chociaż ciszę a tak to muszę znosić to. A jak by tu tak . . . hmmm. To by może zadziałało. Tylko muszę się skupić i pomyśleć o deszczu. Wyobraziłam sobie czarne burzowe chmury na niebie zakrywające słońce. Wiatr . . . Aż nagle usłyszałam ogromny huk.
-Co to?!!!-szybko zerwali się i podbiegi do okna.
-Burza??! To nie możliwe!!! Nad siódmą dzielnicą nigdy nie ma burz!!-zdziwił się Kastor. Cooo to nie tak miało wyjść !! Nie!! Serce zaczęło mi walić jak szalone ale nic nie było widać po moim ciele.
-Co zrobić??-przeraził się Frauł.
-Szybko do arcy biskupa.-odparł nie mniej zdziwiony Kastor.
-Wybacz owieczko wrócimy jak szybko się da.-odparł łagodnym głosem Labrador.- Siostry zajmą się tobą przez ten czas.-szybko wybiegli a ja usłyszałam z korytarza jak każdy biegał. Wiatr był coraz silniejszy , zrobiło się ciemno. Jedynie wyładowania atmosferyczne rozjaśniały pokój. Grzmoty przedzierały się przez ściany. Nagle w szybę uderzył strumień wody. Co ja narobiłam! To nie miała być burza na cały kościół lecz małą chmurka nad ich głowami. Dwie siostry całe mokre przybiegły i sprawdziły czy wszystko jest w porządku. Po czym zostały zawołane przez biskupa by pomogły przy dzieciach z sierocińca zabrać ich do pokoi. Deszcz coraz bardziej nacierał w szyby. Czułam jak powoli pękały. Jeśli czegoś nie zrobię może to się źle skończyć!!! Jednakże w tym stanie nic nie mogłam. Słyszałam jaki chaos powoli opanowuje kościół. Słyszałam głosy z całego kościoła. Krzyki , płacz , przerażenie. Bieganina z jednego miejsca w drugie. Muszę wstać i to zatrzymać !! To znowu moja wina!! Nie ważne co zrobię i tak wyjdzie na to że coś zniszczę. Zaczęłam napinać wszystkie swoje mięśnie. Każdą część mego ciała otulał ból. Po mimo to podniosłam się. Chcąc wstać upadłam. Czułam jaka byłam słaba. Jednak nie mogę tu tak tkwić. Przyczołgałam się do krzesła i jakimś sposobem wstałam. Zamknęłam na chwilę oczy by odnaleźć w sobie siłę. Wyciągnęłam rękę w kierunku ściany i upadłam na nią. Ledwo szłam przy niej. Powoli stawiając kroki wyszłam na korytarz. Poczułam deszcz. Byłam boso , czułam wodę. Zaraz po prawej stronie był odkryty korytarz prowadzący do wyjścia. Wiatr był tak silny że na początku nie pozwalał mi stać. Trudno było co kolwiek ujrzeć. Ściana deszczu mocno ograniczała widoczność że ledwo dostrzegałam ludzi. Nie mogę teraz zrezygnować. Pewniejszym już krokiem wyszłam na korytarz. Cała byłam mokra. Szłam jednak już pewniej mocno postawiałam kroki. Jedną ręką dotykałam ściany by wiedzieć gdzie iść a drugą zaś osłaniałam oczy. Zapomniałam o bólu jedynie co muszę zrobić to wejść najwyżej położony korytarz z kolumnami. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Najpewniej nie mogli dostrzec kto idzie a widząc że kieruje się do sierotka pomyśleli że idę się schronić. Biegłam po schodach mijając siostry noszące wiadra. Dotarłam tam gdzie chciałam. Wiatr prawie mnie porywał a deszcz uderzał we mnie z ogromną siłą. Szybko podeszłam i złapałam się kolumny tym samym stając na krawędzi ogromnej wierzy. Nie można było nic dostrzec. Chmury kłębiły się nad całym kościołem i nie tylko. Przytuliłam się mocniej do kolumny i wyciągnęłam prawą rękę ku niebu starając utrzymać pod pewnym kątem co było trudne. Nagle usłyszałam jak okna pękają i zaraz się rozbiją. Wiatr powoli przyjmował kształt tornada a my byliśmy w samym centrum. musiałam podnieść wyżej dłoń by trafić w odpowiednie miejsce. W momencie gdy czułam że nie mogę bardziej wycelować rozłożyłam najszerzej jak się dało palce. Czułam jak dłoń zaczyna mi płonąć , była tak ciepła że parowało od niej a deszcz nawet jej nie dosięgał. Skupiłam się i powoli regenerowałam w swej dłoni elektryczną kule. Gdy była odpowiednio duża wycelowałam w najdogodniejsze miejsce i po przez błyskawice połączyłam się z chmurą burzową.Poczułam jak coś ciepłe spływa po ręku. Zamknęłam jednak oczy. Ściągałam wszystkie wyładowania atmosferyczne do mnie. Otworzyłam oczy i wpatrywałam się jak chmury kumulują się w miejscu połączenia tworząc elektryczną kule taką samom jak w mojej dłoni aczkolwiek o wiele większą. Deszcz ustał i wszystkie chmury zostały pochłonięte przez kule. Wiatr jednak nie przestawał walczyć ze mną. W końcu mogłam ujrzeć teren kościoła. Oprócz połamanych gałęzi , liści , śmieci i popękanych szyb burza nie wyrządziła większych szkód. Czego nie mogę powiedzieć tego o domach. Spojrzałam się na ogromną kule. Nie mam wyboru.
-Do mnie.-powiedziałam szeptem. W jednym momencie wszystkie wyładowania trafiały moją dłoń. Czułam ból i ciepło. Nie widziałam nic przed sobą gdyż oślepiało mnie światło. Ból nasilał się aż w końcu cała kula znikła a ja upadłam na kolana. Opuściłam rękę. Słyszałam z dołu dźwięk butów i głosy mówiące że to z góry. Patrzyłam w bezchmurne niebo. Słońce padało na ziemię. Wszędzie kałuże wody. Delikatny wiaterek poruszał moją grzywką. Zagryzłam zęby. Wstałam podtrzymując się cały czas o kolumnę. Kapała ze mnie woda. Podniosłam rozgrzana rękę do twarzy i zaniemówiłam. Wpatrywałam się w krople krwi opadające przede mną. Moja ręka . . .
-To tutaj!-usłyszałam głos jakiegoś biskupa za mną.
-Owieczko??-głos siostry Ateny sprawił że odwróciłam głowę przez lewe ramię i spojrzałam na zgromadzony tłum. Ze wszystkich kapała woda. Biskupi byli bez ich specyficznych czapek. Wpatrywali się na mnie pytającym wzrokiem. Patrzyłam na nich spokojnym i odrobinie przerażonym wzrokiem. Z tłumu wyszedł Kastor.
-To byłaś ty??-spytał się spokojnie podchodząc bliżej. Spojrzał na podłogę obok mnie.
-Krew.-powiedział któryś z biskupów.-Przecież to krew.
-Co się stało.-zrobiłam minimalny krok do przody stając jednym butem na samej krawędzi.-Spokojnie , już. Wszystko w porządku??-pokiwałam głową że nie.-Czy to twoja krew??-spojrzałam na koszule i spodnie. Widniała na nich krew wymieszana z wodą. A moje stopy stały w kałuży krwi.-Jesteś rana??-znów tylko od kiwałam głową.-Pokaż opatrzę cię.- tym razem stanowczo odparłam że nie.-Dlaczego??-kiwałam cały cza głową.
-Spokojnie nie musisz się bać pokarz ranę??-odparł szatyn.-Jest rozległa??-spojrzałam się na moją prawą rękę....
-Stało ci się coś w rękę??-Ponownie zapytał zaniepokojony Kastor widząc jak kałuża krwi się powiększa.-Proszę pokarz ją zanim się wykrwawisz.
Stanęłam przodem do wszystkich pokazując rękę.-Siostry złapały się za usta wytrzeszczają oczy i szybko większość z nich się odwróciła. Biskupi otworzyli zdziwieni i trochę przerażeni usta A Kastor stał i wpatrywał się w moją rękę. Była ona . . . .
CZYTASZ
Czy to aby na pewno koniec ..?
FantasyElen to nastolatka , która nie radzi sobie z życiem. Pewnego dnia coś w niej pęka ... I postanawia się zabić. Ale czy to na pewno jest koniec ...? Jak potoczą się jej dalszy los??