Nastał świt. Siedziałam samotnie przy otwartym oknie. W pokoju rozchodziła się melodia nucona przez kwiaty. Była bardzo melancholijna. A ja odczuwałam zmęczenie. Otulił mnie dotyk dotąd nie znanego bólu. Nie wiem skąd przyszedł ale był. Położyłam się spuszczając głowę za okno w przepaść. Trzymałam swój ciężar ciała na biodrach. Wiatr sprawiał że płatki kwiatów poruszały się , niektóre opadały. Delikatny zapach , szum wody i liści. Czułam że brakuje tu czegoś w ten rozległ się dźwięk dzwonów. Były wyjątkowo głośne dzięki czemu przykuły moją uwagę. Może powinnam zobaczyć cóż się dzieje że dzwonią wcześniej niż zwykle? Ale czyżby miało to jakikolwiek sens?? Wsłuchiwałam się w ich rytm.
Leżałam tak jeszcze długo po tym jak ucichły. Postanowiłam nie wychodzić. Starałam wyciszyć myśli. Jedynie dźwięk jaki dopuszczałam do swojej głowy była melodia moich kwiatków. Spoglądałam w dół , w przepaść. Czy nie w takiej sytuacji właśnie teraz jestem? Tuż przy krawędzi przepaści? Jeden nieodpowiedni ruch i spadnę. Czy ktoś w tedy mnie złapie?? Czy upadnę na same dno? Czemu się właśnie teraz nad tym zastanawiam?
Uniosłam swój wzrok ku błękitnemu niebu. Jest piękne jak zawsze. Dręczy mnie pytanie co u nich się dzieje? Co u mnie w domu??
Nie miałam siły na nic. Z wielkim oporem grawitacji podniosłam się. Zawlekłam swe ciało do łóżka i bezwładnie opadłam przytulając się do poduszki. Oczy same mi się zamykały. Starałam się z tym walczyć lecz było to daremne, zasnęła.
Obudziłam się w swoim śnie. Wszędzie było pusto i ciemno. Szłam do przodu. Z każdym mym krokiem zapalały się malutkie światełka. Były przypięte do czarnej nicości.
Kroczyłam rozglądając się , co mnie otacza. Iskierka za iskierką pojawiały się.
Szłam tak chyba w nieskończoność aż coraz bardziej ten obraz przypominał mi niebo i gwiazdy. Przede mną pojawiła się złota smuga światła , która niosła za sobą pieśń. Była niezwykle cicha. Każdy wyraz wolno powiedziany w takt smutnej harfy. Śpiewali takie słowa mi:
''Na mój smutek lekarstwa dziś nie ma. Powoli umieram.
Po przez labirynt złudzeń ,przez ciemne korytarze ,gonić uśmiech muszę.
Chcąc umrzeć i na wieczny spoczynek zasłużyć. Swą duszę muszę złożyć otchłani. Cień z uśmiechem mnie przyjmie.
Me życie zniknie. A samotna podróż po przez czas w zapomnienie prowadzi by wrót pilnować. A gdy nadejdzie czas , wieść o mnie rozniesie wam wiatr.
Lecz na dźwięk mego głosu. Nikt się cieszyć nie będzie. A łzy moje otulą ziemie.
Nikt na mnie nie spojrzy. Nikt mnie nie zawoła. Nikt drzwi nie otworzy.
I będę kroczyć z obumarłą nadzieją w ręku , że ktoś kiedyś ofiaruję mi tą samą różę.
Samotnie siedzę pod wielkim drzewem. Na liście spoglądam jak czas mi ucieka. Choć staram się go pojmać.
I nic mego losu odmienić nie może. Przeznaczenie wypełnić się musi. A mym towarzyszem stanie się pusta tego świata .
I tak jak on , samotność mnie nie opuści. Aż do dnia , gdy ktoś mnie ujrzy. Tam , pod tym drzewem. Z uśmiechem podejdzie.
Wyciągając swą dłoń do mnie. A ja ją złapię nigdy już jej nie puszczę. Ciałem swym bronić będę, aby nie stracić to co dostałam od martwego. Strzec jego duszy by nie porzucił jej jak ja patrząc jak upada.
CZYTASZ
Czy to aby na pewno koniec ..?
FantasyElen to nastolatka , która nie radzi sobie z życiem. Pewnego dnia coś w niej pęka ... I postanawia się zabić. Ale czy to na pewno jest koniec ...? Jak potoczą się jej dalszy los??