Co się stało ? ? ?

10 1 0
                                    

Ociężale podnieśli powieki. Leżeli w jednym z pokoi z piętra lekarskiego. Powoli podnieśli się i spojrzeli na siebie. Ubrani byli w białe koszule i spodni. Nagle drzwi otworzyły się i do pokoju weszła siostra trzymając ubrania.

-Całe szczęście już się ocknęliście.- powiedziała pełna radości. Podeszła bliżej i położyła na krzesłach ciuch.- Mieliśmy nadzieje że prędko się obudzicie. Przyniosłam ubrania byście mogli się przebrać. Oh trzeba jak najszybciej powiadomić o tym wice biskupa.-Kastor i Labrador usiedli i chwile jeszcze nie rozumieli co się dzieje rozejrzeli się i wszystko do nich dotarło.

-Dziękujemy.-uśmiechną się jak by nigdy nic Kastor.

-Owieczka również się ucieszy.- dodała śmiejąc się siostra. Mina biskupów stała się bardziej poważna.

-A gdzie teraz jest nasza owieczka i biskup Frał?-siostra widocznie była gotowa na to pytanie.

-Owieczka zapewne kręci się po ogrodzie. A co do biskupa Frała ...- ucięła szukając odpowiednich słów.-Powie wam wszystko wice biskup.- po chwili na jej twarzy znów zawitał uśmiech. - Dobrze więc ubierzcie się a ja poinformuje resztę że wstaliście.-pożegnała ich uśmiechem i wyszła.

-Mam złe przeczucia Kastor.-odparł patrząc na drzwi.

-Wiem ja również. Powinniśmy jak najszybciej dowiedzieć się co się wydarzyło.

Szybko przebrali się. Kiwnęli do siebie głowami na znak że wiedzą co mają robić i wyszli. Szli w miarę wolnym tempem. Wszyscy mieszkańcy kościoła witali ich gorącym uśmiechem. Przemieszczali się powoli po korytarzach aż dotarli do gabinetu. To była ich szansa by móc porozmawiać z wice biskupem. W końcu przed nimi się nie ukrywał. Nim zdążyli zapukać drzwi otworzyli im strażnicy. Bez żadnych pytań weszli do środka a strażnicy wyszli zamykając za sobą drzwi. Wice biskup stał wyglądając przez otwarte okno.

-Widzę że już się ocknęliście. Jak samo poczucie?-odparł nie wzruszony aczkolwiek były to tylko pozory.

- Nie najgorzej- odparł Labrador z łagodnym wyrazem twarzy.

- Nie wiem co się stało ale dwie rzeczy są pewne.-znaczą bez zbędnych ceregieli.-Po pierwsze co do biskupa Fraula. Streszczając jest cały.- biskupom zrobiło się lżej. Ale mimo wszystko czego dotyczy druga sprawa? Wice biskup cały czas był wpatrzony w coś za oknem.

-Kiedy będziemy mogli się z nim zobaczyć?- zapytał zniecierpliwiony kastor.

- Jeszcze dziś.-odparł i spiesząc się kontynuował.- Ale teraz co do drugiej, ważniejszej sprawy.-spoważniał i zwrócił wzrok w ich stronę. Słońce oświetlało jego twarz. - Księga...- na dźwięk tego słowa powróciła tamta chwila. Gdy nie mogli nic zrobić. Nadal mieli nadzieję że był to zwykły sen. Niestety. Czyżby była to prawda? Oddała mu księgę? Cień ponownie ma przed nimi przewagę??- ... Jest pusta.

- Jak to?! Ale co to ma znaczyć?- już nic nie rozumieli. Stali przednim z rozłożonymi rękoma. -Pusta? Jak pusta?!- nadal do nich to nie dotarło. W takim razie co się stało gdy stracili przytomność? Właśnie co się w tedy wydarzyło? Pytania wpływały im do głowy już sami nie wiedzieli co się dzieje?

-Karty w księdze są puste. Wszystko znikło. Niema ani jednego słowa , żadnego znaku , nic puste białe kartki.- mówił to z niesamowitym spokojem. Jego głos unosił się w pokoju wywołują delikatny podźwięk.

Patrzyli na siebie. Biskupi analizowali każde jego słowo jeszcze raz lecz nadal nie mogli w to uwierzyć stali w bezruchu. Za okna wydobywał się dźwięk poruszanych liści przez wiatr oraz zapach kwiatów mieszający się z zapachem drewna w pokoju. Wice biskup widzą to postanowił podejść do biurka usiadła na swoim krześle. Powoli schylił się do szafki. Rozległ się dźwięk otwierającego się zamka. Wyciągną na blat biurka dużą skrzynkę. Była wyblakła , niby czarna lecz odbijał się od niej brąz. Skierował ją w ich stronę. Nie posiadała zamknięcia. Podeszli bliżej i bez wąchania Labrador otworzył ja wyciągając tą sama księgę , którą mieli chronić , tą samą , którą pamiętali że stracili ale jednak jest tu przed nimi. To była na pewno ta księga, czuli to. Oprawiona w ciemnobrązową skórę. Nie pewnie otworzył ją a przed ich oczami ukazały się biało-śnieżne kartki. Nerwowo zaczął przeglądać je strona po stronie zastanawiając się jak to możliwe. W końcu zatrzymał się na jednej z nich. Położył na niej rękę. Delikatnie zjechał w duł jakby szukał jakiegokolwiek znaku , cokolwiek co by mogło im pomóc w wyjaśnieniu sprawy.

- Księga nie straciła mocy.- odparł po długiej chwili wpatrywania się w nią.

-Więc co się mogło stać?

- Nie wiem Kastor. Znikły znaki ale księga wciąż ma tą samom energię.- nie miało to sensu dla nich. Nie rozumieli tego.

-Poinformowałem o tym góre , gdy tylko będzie to możliwe przyślą do nas znawce , miejmy nadzieje że on coś tu wskóra.-westchną.-Jedna grze do puki się nie zjawi sprawa należy do nas i powinniśmy wykorzystać tą okazje.-jego ton wyraźnie się zmienił. Była to podpowiedź dla biskupów , sugestia.

-Wice biskupie co do zadania nad pilnowaniem tej dziewczyny..-zaczął Kastor chcąc wykorzystać sytuacje i podpowiedź biskupa , jednak on przerwał mu.

-Mojej decyzji nie zmienię.-wstał i ponownie podszedł do okna.-Ona zostaje pod waszą opieką.-wskazał im dłonią coś za oknem. Podeszli bez wahania. Wiatr przesuną delikatnie ich kosmyki włosów.

Na dole wśród kwiatów stałam ja. Od razu ich wyczulam i spojrzałam w ich stronę swoimi czarnymi oczami. Wiatr bawił się moimi włosami. Podwinięte rękawy od białej koszuli pokazywały bandaż na lewej ręce. Rozpięte trzy pierwsze guziki ze względu na pieczeń. Białe spodnie i buty , czyli tak jak zawsze. Na ziemi tuż przede mną leżał duży bukiet kwiatów. Gdy tylko zniknęli podniosłam bukiet i powoli podążałam w ich kierunku. Dzień jak zawsze był piękny , oświetlone ściany kościoła witały mnie wraz z ludźmi. Bukiet był na prawdę spory i przysłaniał mi drogę aż w końcu wpadłam na kogoś.

-No proszę mamy cię.-wyjrzałam za bukietu na Laba.-Nawet nie musieliśmy szukać.-zaśmiał się.

-Skoro wam się to nie podoba.-odwróciłam się na pięcie z powrotem ale Kastor złapał mnie za lewe ramie wpatrując się na bandaż.

-Oj nie marudźcie. -wywróciłam oczami. Chciał już zdziwiony coś powiedzieć ale najwidoczniej ugryzł się w język i zmienił zdanie. Obrócił mnie i pokierował do przodu.

-Porozmawiamy potem.-odparł dość poważnie. I chyba nawet domyśliłam się o co chodzi.

-Zaczyna się.-burknęłam niezadowolona pod nosem. Stanęłam gwałtownie. Szybkim ruchem wcisnęłam bukiet Labradorowi.-Nie mam zamiaru iść jak więzień. Widzimy się na miejscu.-byłam zła i w tonie głosu wyraźnie im to pokazała.

-Stój.-zawołał za mną Kastor próbując chwycić mnie.

-Nie.-odwróciłam się tuż przed nim.-Nie będę waszym więźniem. Możecie mnie jak na razie powstrzymać ale nie na długo. Więc nie ważcie się mi rozkazywać!-wykrzyczałam ze złości. Dookoła mnie Pojawiła się jak by czarna mgła. Wyglądała jakby piasek w wodzie. Jego drobinki pływały wokół mnie. Niebieska poświata powoli pochłaniała. Pełna złości bez żadnego wahania zrobiłam krok w tył unikając chwytu biskupa i znikając przednim. Zaskoczony całą sytuacją szukał mnie wzrokiem rozglądając się. Kolejna rzecz niezrozumiała dla nich. Stałam przed nimi a moje pole widzenia coraz bardziej się rozszerzało.


Czy to aby na pewno koniec ..?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz