((Evellin POV))
Siedziałam w Wielkiej Sali przy stole Ravenclaw, choć mój wzrok i tak przez cały czas był skierowany na stół gryfonów. W głównej mierze na Huncwotów. Czekam już jakieś piętnaście minut, a nadal nic się nie dzieje. Czyżby Veronica i Julie zapomniały, że miały zrobić kawał Huncwotą aby ich jeszcze bardziej dobić. W końcu od rana Lilka specjalnie na nich krzyczy, tak bez powodu, do tego kac morderca, który nie posiada serca. I miał być jeszcze kawał. Ale ciągle go brak. Spojrzałam na Tonks pytającym wzrokiem. Kiedy Dora skierowała go na mnie i zobaczyła moją pytającą minę wzruszyła ramionami. Najwidoczniej także nie wiedziała czemu jeszcze nic się nie dzieje. Wróciłam wzrokiem do stoły Gryffindoru, jednakże tym razem coś zaczęło się dziać. Tym czymś okazał się klej wraz z różowym konfetti i na dodatek z brokatem. Bo czemu nie. Kiedy tylko ta cała mieszanina spadała na Huncwotów, a wszyscy zaczęli się śmiać Veronica i Julie wskoczyły na stół Slytherinu, który de facto najgłośniej się śmiał, i się ukłoniły. Następnie zaczęły uciekać przed ochrzanem ze strony McGonagall i Slughorna. Wstałam z miejsca, tak samo jak Lily i Tonks, po czym zaczęłam uciekać ile sił w nogach aby mi się przez przypadek nie dostało. Już po chwili znalazłam się w łazience Jęczącej Marty. Było to pierwsze miejsce, o którym pomyślałam i to chyba nie tylko ja, ponieważ zauważyłam jak Veronica wychyla głowę zza rogu by zobaczyć kto wszedł do łazienki.
- Dobra Julie możesz odłożyć różdżke to tylko Evellin. - powiedziała dziewczyna do osoby, która prawdopodobnie stała tuż za nią gotowa do ataku.
- Wiesz może gdzie reszta? - zapytała Julie, wychyląc się zza ramienia Veronicy co wyglądało uroczo. Tak jakby Veronica była starszą siostrą dla Julie i miała ją chronić przed złem tego świata. Szkoda, że to Julie byłaby tym złem.
- Nie. - powiedziałam.
- Ale my wiemy. - powiedziała Lily wyłaniająca się zza peleryny-niewidki, której nadal nie oddała Potterowi, wraz z Tonks.
- O czyli nikogo nie złapali?
- A co ty myślałaś Evellin? My jesteśmy tak wspaniałe, że aby nas złapać trzeba mieć trochę więcej mózgu niż wieku. - powiedziała Veronica na co my oczywiście zaczęłyśmy się śmiać.
- Ciekawe jak bardzo nam się oberwie. - zamyśliła się Tonks.
- Nie wiem, ale zapewne jak zwykle dostaniemy szlaban i oddejmą nam punkty. Co mnie już nie wzrusza. - powiedziała Julie.
- A ciebie cokolwiek, kiedykolwiek wzruszyło? - zapytała Veronica.
- Nie.
- No właśnie.
- Dobra koniec dziewczyny. Trzeba zacząć kombinować gdzie będziemy bezpieczne chociaż przez krótką chwile. - powiedziałam.
- Bierzemy pelerynę-niewidkę i idziemy do naszego dorminatorium bo raczej wątpie aby jakiś profesor powiedział nasze hasło. - mrukneła Julie.
- Jakie hasło? - zapytała Lily.
- Pięć tysięcy punktów dla Slytherinu. - powiedziała z dumą w głosie Vera. No tak one mają zawsze plan awaryjny. Ale takie hasło to drobna przesada.
- Która wymyśliła, a która wykonała? - zapytałam.
- My obie jesteśmy genialne i obie na to wpadłyśmy, a aby to wykonać były potrzebne dwoje osoby. - powiedziały równocześnie.
- Ale do zmiany hasła wystarczy jedna osoba. - stwierdziła Tonks, marszcząc brwi.
- To fakt, ale to jesteśmy jednak my. Zresztą akurat wtedy McGonagall była w pobliżu i ktoś musiał stanąć na czatach. - powiedziały znowu razem. Nie pytając o nic więcej schowałyśmy się pod peleryną i ruszyłyśmy w stronę pokoju wspólnego Slytherinu. Jak tylko się tam znalazłyśmy to wyłoniłyśmy się z naszej kryjówki. Podszedł do nas Severus i powiedział:
- Profesorowie was szukają, ale patrząc na nasze hasło wątpie w to aby tu weszli.
- No wiesz ma się te genialne pomysły. - zaśmiała się Julie opierając się o Veronica, która zarzuciła włosami.
- Szczerze wam powiem, widziałem minę McGonagall kiedy Regulus powiedział jej jakie mamy hasło. Także mogę oficjalnie powiedzieć, że to aby weszła do pokoju wspólnego jest i w praktyce, i w teoretyce niemożliwe. - powiedział jakiś trzecioroczny przechodząc obok nas. Moon i Riddle przybiły piątkę po czym wraz z nami ruszyły w stronę swojego dorminatorium. Co jak co, ale te dwie jak na coś wpadną to choćby miały zabić to dokonają danej rzeczy. Najwidoczniej tak samo było z hasłem bo z tego co wiem tym razem miał je wymyślać jakiś siódmoklasista. Weszłyśmy do pokoju i pierwsze co nam sie w oczy rzuciło to, to, że dziewczyny miały naprawdę ogromny bałagan wszędzie leżały jakieś papiery, zadania domowe i z tego co zauważyłam to pergaminy, tak jakby rano czegoś szukały i nie zdążyły posprzątać.
- Julie. - powiedziała Veronica.
- To nie ja.
- Nie oskarżam ciebie. Chodzi mi o to, że mapa Huncwotów zniknęła.
- No wiesz może jest gdzieś w tym bajzlu.
- Chłoszczyć. - dzięki temu zaklęciu było czysto, ale mapy nadal nie było widać.
- Accio mapa Huncwotów.
- Nie działa Julie. Czyli ktoś ją zabrał.
- Tym ktosiem albo jest Malfoy albo banda Pottera. - powiedziała Lily.
- Czemu akurat oni nie ktoś inny? - zapytałam na co dziewczyny westchnęły i zaczęły opowiadać o tym co się ostatnio stało. Byłam wraz z Tonks w ogromnym szoku, że Malfoy, ten słynny czysto krwisty czarodziej, który w każdej możliwej okazji wypominał gryfonom iż są zdracjami krwi, był zdolny zawrzeć umowę z Huncwotami aby obronić swoj tyłek od naszych kawałów. I choć to były tylko domysły to jak inaczej wytłumaczyć to zdarzenie. Ja nie widzę innej opcji.
- I co teraz? Po raz kolejny nie zabierzmy im już tej mapy. - powiedziałam.
- Mam tego pełna świadomość, ale kto powiedział, że nie możemy próbować. - mruknęła Julie.
- Ej nie, że wam przerywam, ale wszyscy mamy się stawić w Wielkiej Sali. - powiedziała siostra Veronicy, Amy.
- Już idziemy młoda. - powiedziała Veronica.
- Nie mów na mnie młoda! Jestem tylko o rok od ciebie młodsza!
- No właśnie cały rok czyli 12 miesięcy, około 52 tygodni, 365 dni...
- Dobra skończ. Zrozumiałam. - zaśmiałyśmy się cicho z wymiany zdań sióstr po czym wyszłyśmy z pokoju i ruszyłyśmy do Wielkiej Sali. Siedziałam spokojnie przy swoim stole, oczywiście nie słuchając co mówi dyrektor bo po co? Ja w tym nie widziałam sensu. Dopiero słowo bal przyciągnęło moja uwagę. Czyli, że urządzają specjalny bal z okazji tego, że zbliżają się święta i każdy uczeń z klasy piątej, i wyższej, ma przyjść z osoba towarzyszącą. No to będzie ciekawie. Kiedy skończyli gadać wyszłam z sali jak najszybszy krokiem aby McGonagall mnie nie złapała i ruszyłam do swojego dorminatorium. Miałam nadzieje iż nie okaże się, że każdy chłopak będzie zapraszał pierwszą lepszą dziewczynę byle nie iść samemu.
Następnego dnia przekonałam się, że jednak moje przypuszczenia były prawdziwe. Czemu ja tak często mam racje? Już ledwo wczoraj zapowiedziano bal, a wszyscy wszystkich zapraszają. A najlepsze jest to, że Potter biega za Lily cały dzień prosząc aby poszła z nim na ten bal. Za Veronica dość często chodzi Black, choć nie aż tak nachalnie jak Potter, a na Julie coraz częściej wpadał "przypadkowo" Luke. Ja i Tonks miałyśmy szczęście i Huncowci za nami nie chodzili choć nie można powiedzieć, że miałyśmy cały czas spokój. Ciekawe tylko ile to wszystko będzie trwało. Bo ja po raz kolejny mam wrażenie, że taki stan rzeczy potrwa aż do balu. Co będzie dla większości dziewczyn katorgą. Poszłam do naszego znanego miejsca mając nadzieje zastać tam dziewczyny. Na moje głupie szczęście była tam Julie, Lily i Veronica, która na chwile gdzieś znikneła. Postanowiłam zapytać gdzie ją wywiało.
- Słyszałaś, że Black kombinuje jak zaprosić Veronice na bal no nie? W sumie po co pytam wszyscy o tym słyszeli. No, ale wracając Moon dostała nerwicy mając go dość i postanowiła się go... - Julie nie dała rady skończyć, ponieważ do łazienki wpadła zdyszana Veronica, a po chwili było słychać wybuch.
- Ups? - zapytała retorycznie Veronica.
CZYTASZ
We were having fun
FanfictionKsiążka była pisana przeze mnie już dawno temu, a teraz jest w trakcie poprawy i to dość sporej przez co zmieni się wiele. Cała poprawa zajmie dużo czasu ze względu na ilość zmian, które chce zrobić. Hogwart. Wielu czarodziejom i czarownicą kojarzy...