Rozdział XXVIII

219 13 0
                                    

((Lily POV))

Znacie to uczucie kiedy macie ochotę w święta Bożego Narodzenia zabić własną siostrę? Nie? To dobrze. Natomiast ja odczuwam to co rok od trzeciej klasy kiedy uodporniłam się na obelgi Petuni i zamiast płakać mam ochotę ją zabić przy najbliższej okazji. Chociaż z tego co zauważyłam nie tylko ja tak mam. Veronica i Evellin też często zastanawiały się czy nie zabić swojego rodzeństwa. Jednak różniły nas dwie rzeczy. One miały młodsze rodzeństwo i Evellin miała brata, a nie siostrę jak ja i Veronica. Na dodatek od czasu do czasu udawało im się dogadać z nimi. Ja wraz z Petuniom nie potrafiłyśmy tego od lat. 

Jednak przestałam tym sobie zaprzątać głowę. W końcu dzisiaj jest już 25 grudnia i jak to jest od kilku lat przy oknie, które zostawiałam specjalnie otwarte, zobaczyłam dość spory stos prezentów. Były one oczywiście od moich przyjaciół i znajomych z Hogwartu. Prezenty od rodziców leżały pod choinka w salonie. Wiedziałam dobrze, od których prezentów zacząć. Nie chciałam jeszcze schodzić na dół gdzie rodzice zapytaliby co dostałam od przyjaciół, a z tym mógłby być problem zwłaszcza jeżeli któryś z Huncwotów wpadł na genialny pomysł i prezent by wybuchnął. W końcu według nich to takie zabawne. Dlatego zaczęłam od ich prezentów. Jednak na szczęście w tym roku nie wymyślili dla mnie nic aż tak bardzo idiotycznego. Od Jamesa dostałam jego koszulke z quidditcha i długi, bardzo długi list miłosny, który świetnie sprawuje się w kominku. Od Syriusza dostałam bransoletke. Remus dał mi świetne książki, a Peter przysłał mi pełno słodyczy. Następne prezenty były od osób z Gryffindoru, a później coś co specjalnie zostawiałam na koniec.

 Były to prezenty od Huncwotek. Od Evellin dostałam album z naszymi zdjęciami i podpisem "Huncwotki na wieki". Podobny był schowany w dorminatorium Veronicy i Julie. Niestety w bałaganie dziewczyn gdzieś się on zgubił. Tonks przysłała mi perfumy. Wraz z doczepioną karteczka "Jedne z nich to amortensja, a drugie zwykłe perfumy. Ja osobiście uważam iż amortensja jest lepsza bo jak się nią psikniesz to każdy czuje to co lubi." Mimowolnie zaśmiałam się po przeczytaniu opinii Tonks. Następne prezenty były od Julie i Veronicy. Zapakowały one dwa prezenty w jeden karton, który był oklejony papierem ozdobny koloru czerwonego, zaś te dwa prezenty w środku miały kolor zielony i kartkę z napisem "Slytherin Wins." W prezencie od Julie (czego dowiedziałam się z następnej kartki) były dwa wisiorki. Natomiast Veronica przysłała mi dwie bransoletki i dwa pierścionki dopasowane do wisiorków od Julie. Widać, że się dogadały. Zeszłam na dół gdzie przywitał mnie wredny uśmiech Petuni. Coś zrobiła co według niej powinno mi popsuć humor. Przyzwyczaiłam się do tego, że jeżeli moja siostra uśmiecha się do mnie to tylko w temu sposób. Przechodząc obok drzwi wejściowych usłyszałam czyjaś rozmowę trwająca za drzwiami. Otworzyłam drzwi, a do domu wpadli Huncwoci i Huncwotki. 

- Eee okej? -powiedziałam nie za bardzo wiedząc jak mam zareagować.

- Siemka! Pakuj manatki jedziemy rozwalać dom Pottera! - krzyknęła Tonks podnosząc się z podłogi.

- Co?! Przecież są święta powinniśmy spędzać ten czas z rodziną i... 

- Wolisz nasze towarzystwo czy siostry? - powiedziała Veronica dobrze wiedząc jak mnie podejść. Skubana za dobrze mnie znała. 

- Daj mi pięć minut. - rzuciłam przez ramię kierując się w stronę schodów. 

- W sensie półgodzinny? - dopytała z podniesioną brwią Julie. 

- Dokładnie. - powiedziałam uśmiechając się. Wtedy do przedpokoju weszli moi rodzice. Widząc Huncwotów i Huncwotki uśmiechnęli się i zaczęli wypytywać co tu robią, co planujemy robić. Ulotniłam się stamtąd póki miałam okazję wiedząc, że tam na dole czeka ich długie i żmudne przesłuchanie. Po pewnym czasie usłyszałam jak Petunia pyta krzykiem co moi przyjaciele tu robią i dostaje od rodziców reprymendę za krzyki na moich gości. 

Kiedy wreszcie zeszłam na dół z jakimiś ubraniami na przebranie Potter zabrał ode mnie torbę i zaczęliśmy się kierować w stronę świstoklika. No tak nie mogli wybrać innego środka transportu. 

- Nienawidzę świtoklików! - krzyknęłam razem z Evellin.

- Powtarzacie się. - powiedziała spokojnie Julie. 

- Przecież nie było aż tak źle. - dodał James obejmując mnie ramieniem. Zastanawiałam się czemu on wszyscy są tak spokojni skoro zwykle kiedy znajdowali się w odległości kilku metrów od siebie zaczynało im odbijać. Myślałam nad tym przez jakieś pięć minut po czym stwierdziłam, że ich zachowanie oznacza coś więcej niż zwykłą imprezę. To będzie jakaś apokalipsa! 


We were having funOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz