Rozdział VII

311 16 1
                                    


Huncwoci przez rozpoczęcie roku szkolnego w wykonaniu Huncwotek czuli się upokorzeni. Zastanawiali się jak one śmiały zrobić coś takiego. Z tego powodu omijali je szerokim łukiem przez cały tydzień. James miał z tym pewien problem ze względu na Lily Evans, która zaczęła mu się podobać jeszcze bardziej niż wcześniej.

Wciąż jednak pamiętali jak w pierwszej klasie Veronica obiecała na swoje rodowe nazwisko, że nie odpuści im, a do tego wypowiedziała wojnę. Pomimo tego James zastanawiał się jak ważne jest dla niej to nazwisko. Zachowywała się tak jakby miała kompletnie gdzieś tradycje, które zapoczątkowali je przodkowie i surowe zasady, z których rodzina Moon była znana. Do tego wiadomo było, że jej rodzina nienawidzi mugolaków, a Veronice oni w żadnym wypadku nie przeszkadzali. Jakby tego było mało w samych początkach drzewa genealogicznego rodziny Moon można było znaleźć samego Salazara Slytherina.

Z zamyślenia na temat rodziny Moon, Jamesa wyrwał Syriusz pytając:

— James co z twoją animagiom?

— Nadal mam jeszcze problem z pełnym przemienieniem się, ale myślę, że do następnej pełni już dam sobie radę. A co z tobą?

— Mam ten sam problem co ty. — westchnął Syriusz. Ich krótką wymianę zdań przerwał Peter wchodzący do dormitorium. Glizdogon był cały w różowym brokacie i niebieskim konfetti, które musiało być przyklejone do niego specjalnym zaklęciem.

— Huncwotki mnie dorwały, kiedy wychodziłem z kuchni. — powiedział zanim którykolwiek z Huncwotów zdążył zapytać co mu się stało.

— Za chwilę nawet spokojnie wyjść z pokoju wspólnego nie będzie można. — powiedział zdenerwowany James.

— Jakbyś zapomniał James to ci przypomnę, ale Lily też jest Huncwotką do tego z Gryffindoru, a z tego wynika, że może bez problemu wpuścić do pokoju wspólnego resztę dziewczyn. — mruknął Remus odrywając się na chwilę od podręcznika do Obrony Przed Czarną Magią.

— Masz rację. Już nigdzie nie możemy się czuć bezpiecznie. — powiedział Syriusz padając na swoje łóżko.

— Uważam, że w klasie możemy się czuć bezpiecznie, w końcu po coś są tam profesorowie. — stwierdził Remus.

— Nie Remus. Jak się ta piątka postara to profesor nawet nie zauważy, że coś się stało. — rzucił Syriusz.

— Możliwe, ale zawsze można to zgłosić profesowi.

— Tak, a on da im szlaban? Co nam to daję? Przecież w takim momencie za każdym razem tylko się śmieją i dziękują, bo podobno nie miały co robić. Odnoszę wrażenie, że szlabany dla nich to czysta przyjemność. — powiedział James odwracając się w stronę Remusa.

— No dobrze, ale pomyślcie, dopóki są one na szlabanie jesteśmy bezpieczni. — wykłócał się nadal Remus.

— Dobra tutaj masz rację. Problem pojawia się, kiedy wrócą z szlabany to mogą wywołać jeszcze większe problemy. — na tym zdaniu Syriusz skończył kłótnię między ich trójką.

Na kolację Huncwoci postanowili pójść w większym tłumie, aby uniknąć szansy na spotkanie sam na sam z Huncwotkami, a wraz z tym wywołaniem problemów. Na ich nieszczęście już po wyjściu z pokoju wspólnego spotkali Lily.

— Oto Potter i banda. — powiedziała ze śmiechem rudowłosa. James w tym momencie pomyślał o tym jak ona pięknie się śmieję, a zaraz potem sam siebie spoliczkował w myślach za zakochanie się w Evans.

— Czego chcesz Evans? — zapytał Syriusz.

— Hej bez nerwów Syriusz. Niczego nie kombinuję. Idę po prostu na kolację i przez przypadek spotkałam was po drodze. Nie musisz od razu warczeć. Krzywdy wam tym nie robię. — powiedziała podnosząc ręce w geście obronnym, po czym odeszła od nich szybkim krokiem.

— Hej Evans! Umówisz się ze mną?! — krzyknął do niej James nie mogąc się powstrzymać, jednak nie dostał odpowiedzi nie licząc jej śmiechu.

— Na prawdę James? Na prawdę? — zapytał załamany zachowaniem przyjaciela Syriusz.

— No nic na to nie poradzę to tak samo wyszło.

— Coś knują. — powiedział Remus przerywając wywód Jamesa.

— Skąd masz taką pewność? — zapytał James.

— Widać to było po Lily. Pytanie brzmi na co znowu wpadły i kto tym razem jest na ich celowniku.

— Miejmy nadzieję, że tym razem trafi na kogoś innego. — powiedział Syriusz.

Huncwoci nie zastanawiając się nad tym dłużej poszli szybkim krokiem do Wielkiej Sali na kolację. W samym czasie jej trwania wszystko było spokojne i bezproblemowo.

Po jedzeniu, kiedy chcieli dostać się jak najszybciej z powrotem do dormitorium zostali zaczepieni przez Luke Malfoya.

— Nie wierzę, że to powiem, ale ja potrzebuję waszej pomocy, a wy mojej, więc zawiążmy współpracę.

— Niby do czego potrzebna nam twoja pomoc? — zapytał James.

— Odpowiem wam jednym słowem, które myślę, że przekona was od razu. Słowo to brzmi Huncwotki.

— Myślę, że się jednak dogadamy. Pytanie co proponujesz? — powiedział Syriusz.

Chłopaki schowali się w jednym z nieużywanych korytarzy, gdzie spędzili sporo czasu dyskutując jak nawiązać dobrą współpracę. Po tym pożegnali się i rozeszli w swoje strony. Tym razem czując się pewniej. W końcu teraz już mieli plan jak się uchronić przed tymi niebezpiecznymi dziewczynami. Szkoda tylko, że nie zdawali sobie sprawy z młodego Moona i Blacka, którzy posłuchali całą ich rozmowę po czym Oliver doniósł o wszystkim kuzynce. 

We were having funOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz