Rozdział XXXVII

207 12 0
                                    

((Julie POV))

Niby siódma klasa dopiero się zaczęła, a już jutro mamy bal końcowy zaś chwile później będą Owutemy. Masakra! Jedyną szczęśliwa rzeczą jest bal. Oczywiście razem z Huncwotkami postanowiłyśmy odwalić się na cuda. Tym razem normalnie. Chociaż może... Albo jednak nie będę próbować przekonać Evellin. Postanowiła sobie za cel życiowy obrać abyśmy tym razem na balu wyglądały normalnie. Jakbyśmy na ostatnim balu nie wyglądały normalnie. Niestety Gold jest tak oparta jak osioł. Tak jak reszta Huncwotek. Taki nasz urok. Potrząsnęłam głową wychodząc z mojej rozkminy. Pierwsze ani co zwróciłam uwagę to Veronica machająca mi przed twarzą dłonią i mówiąca:

- Chyba umarła.

- Głupia jesteś! - powiedziałam z śmiechem.

- Widzicie już nawet nie ma błysku w jej oczach. Martwe srebne oczy.

- Vera skończ! - Moon udaje iż jestem martwa, a reszta dziewczyn ma z nas beke. Nie no fajnie. Ostecznie także ja i Veronica zaczęłyśmy sie śmiać.

- Dobra, a teraz się skup bo powtarzam po raz ostatni z kim idziesz na bal?

- Zobaczysz!

- Malfoy? - zapytała Courtney, z którą w tym roku dość mocno się zaprzyjaźniłam. Wywróciłam oczami, a Violin uśmiechnęła się sama do siebie, że zgadła.

- Nie przejmuj się Julie. Każda z nas dobrze wiedziała z kim idziesz, ale zapytałyśmy z grzeczności. - powiedziała Veronica.

- Tak oczywiście. Ty idziesz z Black'iem. - powiedziałam wskazując na Moon. - Ty z Potterem. - teraz wskazałam na Lily. - Remus. - tym razem pokazałam na Tonks. - Zaś ty idziesz wraz z Denisem. - pokazałam na Evellin. No i nasz wzrok w tym momencie skierował się na Courtney. Każda z nas zastanawiała się z kim idzie Violin.

- To jak powiesz z kim idziesz? - zapytała "grzecznie" Lily.

- Ani mi się śni. Dowiecie się na balu.

- A jak nie pójdę to mi powiesz? - zapytała Veronica. Oczywiście na jej stwierdzenie wszystkie wybuchłyśmy śmiechem. Ona nie przyjść na bal? To chyba musiałby być bal urządzony przez Slughorna. Wtedy to żadna z nas by się nie pojawiła.

- Dobra, ale zmieniając temat macie już sukienki? - zapytała Courtney.

- No przecież na ostatnią chwile nie będziemy wszystkie załatwiać. - powiedziała Lily. Veronica pokiwała głową zgadzając się z Evans po czym wróciła do malowania swoich paznokci na czarno. Niby normalna czynność dla dziewczyn. Tylko, że my teraz jesteśmy w bibliotece. A dość blisko nas siedzi największy donosiciel świata. Ja tam nawet nie wiem jak on ma na imię.

- Vera. - powiedziała Tonks, szturchajac Moon w ramię. Veronica spojrzała w jej stronę z wzrokiem mówiącym czegóż ty odemnie chcesz.

- Lepiej się ukryj z tym malowaniem paznokci bo tam siedzi ten cały Smith. - dobra w końcu wiem jak ma na nazwisko.

 - A co on mnie interesuje? Jak pójdzie na skargę to będzie miał problem ze mną.

- To ja mu życzę powodzenia w przetrwaniu. - zaśmiałam się.

- Dobra ruszać się do waszego dorminatorium. - powiedziała Evellin.

- Po co? - zapytałam.

- Mam dość wzroku Smith'a. Patrzy na nas jakbyśmy co najmniej mu matkę zabiły. - po tej wypowiedzi od Gold, spojrzałam na Veronica. Ona także zwróciła swoj wzrok na mnie. Uśmiechnęłyśmy się szatańsko po czym ruszyłyśmy w stronę naszego skarżypyty. Courtney spojrzała na nas jak na wariatki zaś reszta Huncwotek śmiała się pod nosem. Uderzyłam pięścią o stół, przy którym siedział Smith.

- Masz coś do nas, że się tak gapisz jak ciele na wrota malowane. - wysyczała Veronica.

Chłopak zbladł.

- Tylko nie padnij nam tu na zawał. - powiedziałam.

- Ale... Ja po prostu... - Smith nie potrafił złożyć jednego pożądanego zdania. My jesteśmy aż tak straszne?

- Dobra słuchaj uważnie bo powiem to tylko raz. Jeżeli zauważysz iż robimy coś "nie zgodnego z regulaminem" to masz siedzieć cicho i udawać, że tego nie widziałeś bo pogadamy inaczej. Jasne? - powiedziała Veronica.

- Tak. - szepnął.

- No i super. - powiedziałam równocześnie z Veronicą. Wróciłyśmy do dziewczyn, które śmiały się na cała bibliotekę.

- Ej ciszej bo... - nie dałam rady dokończyć zdania.

- Wynocha z biblioteki! - krzyknęła w nasza stronę bibliotekarka.

- Okej zluzuj bo ci żyłka pęknie. - powiedziała Veronica pod nosem. I tak śmiejąc się poszłyśmy do mojego, Veronicy i Courtney dorminatorium. I bądźmy szczerzy chyba cały Hogwart do końca dnia słyszał nasz śmiech.

Następnego dnia obudziłam się dość wcześnie jak na mnie bo o godzinie 9:00. Normalnie obudziłabym się jakoś po dziesiątej może koło jedynastej. No, ale kto by się nie obudził kiedy koło ciebie lata Evellin i powtarza, że pora wstawać bo lekcje. Co tam, że już się spóźniłyśmy się na dwie lekcje. 

- Evellin zamknij się bo śpię! - krzyknęła Veronica przykrywajac głowę poduszka.

- Lekcje!

- A co mnie lekcje?! Już i tak się spóźniłam. - powiedziałam rzucając w Gold poduszka. I tak oto została rozpetana wojna. Uspokoiłyśmy się dopiero po godzinie kiedy w jakiś magiczny sposób wszystkie poduszki były za daleko od nas i "nie mogłyśmy" po nie sięgnąć.

- Do balu zostało nam jeszcze sporo czasu, tak więc co robimy? - zapytała Lily.

- Kierunek Hogsmede i Trzy Miotły? - zapytałam.

- Prowadz! - powiedziała Tonks z śmiechem.

Z Hogsmede wróciłyśmy jakieś... Nawet nie wiem ile godzin później. Ważne jest to, że zostało półtora godziny do balu. Do naszego dorminatorium wpadłyśmy jak szalone. Najpierw postanowiłyśmy zając się naszymi włosami.  Na pierwszy ogień poszła Evellin. Dziewczyna mając tak krótkie włosy nie miała z nimi dużo roboty. Jednak dziewczyny ostatecznie zrobiły jej coś na styl warkocz wodospad. Następna była Lily. Miała ona zrobionego koka z tyłu głowy z warkocza. Z przodu miała wypuszczone kilka pasemek. Następną osobą do fryzury była Tonks. Miała ona delikatne upięcie z loków. Tuż po niej Veronica postanowiła się zabrać za mnie. Górę włosów spięła w warkocza tworząc coś na styl korony, a z reszty zrobiła loki. Później samej sobie zrobiła loki chwilę później spinając je delikatnie z boku przez co opadały jej na lewe ramię. Natomiast Courtney miała zrobionego koka z warkoczem. Do tego miała opadające na czoło pasemko, które tworzyło coś jak grzywkę. Tuż po tym zabrałyśmy się za ubieranie. Evellin miała niebieską, rozkloszowaną sukienke i czarne obcasy. Lily miała czerwoną sukienkę z bardzo ozdobionym dołem. Dobrała do tego czarnę szpilki. Tonks miała pudrowo różową, rozkloszowaną sukienkę. Góra była ozdobiona koralikami. Miała do tego czarne szpilki. Ja ubrałam granatową, rozkloszowaną sukienkę bez ramiączek. Miałam do tego czarne obcasy. Veronica miała pastelowo fioletową sukienkę zawiązaną na szyi. Przód sukienki był krótszy, a tył dłuższy. Miała do tego czarne obcasy. Courtney miała beżową sukienkę. Góra była zdobiona cekinami. Miała do tego czarne obcasy. Bądźmy szczerzy wyglądałyśmy bosko. I zajęło nam to dobra godzinę. Postanowiłyśmy dłużej nie siedzieć w pokoju i ruszyć na górę. W końcu i tak musimy wejść na górę. A to jednak trochę zajmie nam w tych butach. Kiedy znalazłyśmy się na górze pierwsze co rzuciło nam się w oczy to Huncwoci, Luke, Denis i jakiś chłopak, który jeżeli pamiętam ma na imię Harry, stojący i czekający na nas w garniturach.

-To co drogie panie idziemy się zabawić? - zapytał Syriusz.

- No oczywiście w końcu ktoś musi rozbujać towarzystwo. - zaśmiała się Lily. Weszliśmy cała banda do Wielkiej Sali, która jak zwykle zachwycała swoim wyglądem. Wszyscy bawiliśmy się razem na parkiecie praktycznie cały czas. Co tam, że w chyba połowie imprezy zdjełyśmy buty. To jest mało ważne. Najważniejsze było to iż świetnie bawiliśmy się.

We were having funOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz