Rozdział 33

287 6 1
                                    


* Wojtek

Dzisiaj z Mariną wyjeżdżamy do Niemiec. Już nie możemy się doczekąc. Swoją drogą Marina ma już tak duży brzuch że w nic się nie mieści i ciągle narzeka na ból pleców.

- Już nie długo będziemy w naszym domku - powiedziała Mara

- Tak jeszcze dzisiaj wieczorem - dodałem

- Chodźmy na dół się pożegnać

- Okej - zgodziłem się

Gdy już ze wszystkimi się pożegnaliśmy podszedł do mnie tata. Chciałem mu wybaczyć. Zrozumiałem że nie chcę się z nim kłócić

- Wojtek możemy porozmawiać - spytał

- Jasne i tak chcę ci coś powiedzieć

- Tak? A co?

- Nie chcę już się z tobą kłócić - powiedziałem

- Naprawdę? To cudownie - przytulił mnie

- A ty co chciałeś mi powiedzieć - spytałem

- Widzisz Wojtek bo ja najprawdopodobniej wkrótce wyjadę do Nowej Zelandii

- Ale jak to

- To jeszcze nic pewnego ale wolałem żebyś wiedział

- Dobrze skoro musisz wyjechać

- Nie jesteś na mnie zły - spytał

- Nie przecież ja też wyjeżdżam


***

Po kilku godzinach lotu byliśmy już w Niemczech w Monachium. Przywitali nas Lewandowscy. Chwilę porozmawialiśmy z nimi a potem poszliśmy już spać. 


***

KILKA MIESIĘCY PÓŹNIEJ


* Marina

Ania dzisiaj urodziłam. Robertowi i Ani przyszły na świat bliźniaki chłopczyk i dziewczynka. Dali im na imię Klara i Szymon. Ja wciąż czekałam na poród. Miałam zamiar iść do Ani więc poszłam na małe zakupy. Postanowiłam że pójdę do niej po południu nie chciałam jej męczyć wcześniej ponieważ rano urodziła. Około godziny 11 wyszłam z domu. Weszłam do galerii i zaczełam zastanawiać się co kupić Ani i dzieciakom. Po chwili zastanowienia stwierdziłam że kupie im buciki a Ani coś zdrowego do jedzenia. Schodziłam po schodach...


* Wojtek

Trwał właśnie trening. Lewego na nim nie było ponieważ rano urodziły mu się bliźniaki. Ja już nie mogłem się doczekać. Swoją drogą w klubie układało się wszystko dobrze. Bardzo szybko wywalczyłem sobie miejsce w podstawowej 11 i grałem bardzo dobrze. Moja forma wciąż rosła.

Schodziliśmy właśnie z boiska kiedy ktoś do mnie zadzwonił

- Halo? - powiedziałem

- Dzieńdobry. Czy rozmawiam z Panem Wojciechem Szczęsnym - powiedziała jakaś Pani po Niemiecku

- Tak a o co chodzi? - spytałem

- Pana żona Marina spadła ze schodów w galerii handlowej i zaczął się poród.

- Ale z nią wszystko w porządku? - spytałem

- Tak


Spytałem jeszcze szybko o adres szpitala i szybko do niego pojechałem. Okazało się że Ania leży w tym samym szpitalu. Na korytarzu przed salą porodową stał Robert

- Hej - przywitał mnie

- Cześć skąd wiedziałeś - spytałem

- Widziałem jak ją przywieźli - powiedział

- Dawno temu się zaczęło - spytałem

- Jakiś czas temu - powiedział - spokojnie będzie dobrze

- Oby

Po mniej więcej godzinie wyszła do nas pielęgniarka i powiedział że mogę wejść. Na łóżku leżała zmęczona Marina a zboku jakieś panie zajmowały się naszymi dziećmy

- Jak się czujesz kochanie - spytałem

- dobrze - powiedziała

- Proszę bardzo - powiedziała pielęgniarka i podała Marinie dwoje ślicznych dzieci - To parka

- Jak im damy na imię - spytałem

- Bartosz i Sylwia co ty na to? - powiedziała

- Jestem za


Po kilku minutach opuściłem salę.

- No i jak - spytał Lewy

- Parka - powiedziałem

- To tak jak u nas - stwierdził - Jak daliście im na imię

- Bartosz i Sylwia - powiedziałem

- Nasze dzieci będą mieć urodziny w jednym dniu - zaśmiał się

- Racja - powiedziałem

Wieczorem wyszedłem ze szpitala i padnięty wróciłem do domu


**********************************************************

Udało mi się wreszcie napisać ten rozdział. Kochani wpadłam na pewien pomysł jeżeli chodzi o to opowiadanie. Wpadłam na pomysł żeby napisac jeszcze 3 lub 4 rozdziały tego opowiadania i wziąć się za

Wojciech Szczęsny-Wygrane MarzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz