Kody na pisanie

1.5K 227 42
                                    

Alt+0150

Alt+0151

Alt+0132

Alt+0148

Od tej chwili masz to umieć jak amen w pacierzu (powiedziała ta, której nie chce się tego używać... a przynajmniej nie zawsze).

To są takie dosłowne „kody na pisanie", a konkretnie na pisanie pauz, półpauz i cudzysłowów. Przydatny jest również skrót klawiszowy ctrl+myślnik, który umożliwia nam samodzielne łamanie tekstu, bez obaw, że podczas edycji coś się popsuje. Do zastosowania w Wordzie, oczywiście. 

Przechodząc jednak do właściwej części tekstu, ponieważ miały się tu pojawić sposoby na ułatwienie sobie pisania lub przynajmniej na uporządkowanie sobie swojego pomysłu. Pozwoliłam sobie podzielić to na dwie części: ta zawierać będzie ogólne porady dotyczące organizacji planu, zaś kolejna będzie mówić o tym, co może pomóc w stworzeniu realistycznego bohatera. 

UWAGA! To absolutnie nie jest poradnik, jak pisać. Jedynie wypiszę tu sposoby, dzięki którym mnie samej jest łatwiej tworzyć i być może też Wam któraś z tych rzeczy pomoże. Kilka rzeczy do tego wpisu zaczerpnęłam z serii felietonów „Rady dla piszących" Michaela J. Sullivana publikowanych w „Nowej Fantastyce". Nie przytoczę jednak dokładnych cytatów ani informacji, z którego numeru tekst pochodzi, bo niestety tych numerów już nie mam, jednak umówmy się, że co mi w głowie zostało, to moje.

Regularność

Miałam swego czasu straszny problem z regularnym pisaniem, wiecie? Znalazłam jednak metodę, dzięki której się tego jakoś nauczyłam. Nie podam Wam, skąd ten sposób wzięłam, bo za Chiny Ludowe i Koreę Północną nie przypomnę sobie, gdzie o nim przeczytałam, jednak wypróbowałam i zadziałał. Na czym polega? Według tej metody należy codziennie o określonej godzinie robić coś lub coś zakładać, i przy tym zabierać się za pisanie, przy czym każdego dnia należy napisać określoną ilość stron/słów/znaków/whatever. Brzmi banalnie, prawda? Ja akurat wybrałam sobie, że codziennie o 18:00 zakładałam pierwszy z brzegu pierścionek i siadałam do pisania dwóch stron, co z czasem zwiększyłam do pięciu. Nie musi to być koniecznie pierścionek - po mózgu mi się cicho kołacze, że we wspomnianym sposobie jako przykład czynności było podane zrobienie sobie herbaty. Na początku sra się słowami na siłę, byleby tylko odbębnić te, powiedzmy, dwie strony, jednak po X czasu stosowania takiego rytuału idzie coraz lżej, regularne pisanie wchodzi w nawyk nawet bez tego niezwiązanego z samym pisaniem bodźca, a w dodatku uruchamia się mechanizm znany dzięki psom Pawłowa i ów bodziec - w moim przypadku pierścionek, w innym herbata - staje się wabikiem na wenę i każdorazowe wykonanie tej czynności ją przyciąga. Na tę chwilę nie zdarza mi się „nie mieć weny" zupełnie na nic - zawsze mam we łbie pomysł na pociągnięcie dalej przynajmniej jednej z moich prac, dzięki czemu jestem w stanie publikować coś codziennie lub nawet kilka razy w ciągu dnia. 

Miejsce akcji

Tutaj napiszę rzecz być może dla wielu z Was oczywistą: mapka to zajebista sprawa. Nieważne, czy tworzysz własne uniwersum z magicznym światem, po którym popylają żółte jednorożce w fioletowych pelerynach, czy osadzasz akcję w Nowym Jorku – zawsze warto mieć mapkę z jako taką rozpiską odległości pomiędzy konkretnymi lokacjami i zaznaczonymi punktami, które są w jakiś sposób istotne dla fabuły. Nie trzeba tej mapy od razu publikować, wystarczy nabazgrać ją sobie choćby na kolanie, tak dla własnego użytku. Dzięki niej szanse, że pogubisz się w miejscu akcji czy powstaną Ci kwiatki w rodzaju przejechania samochodem trzydziestu kilometrów w ciągu piętnastu godzin, spadają niemalże do zera, bo zawsze masz pod ręką coś, na czym możesz sprawdzić potrzebny Ci w danej chwili szczegół. A, jak powszechnie wiadomo, to właśnie w szczegółach tkwi diabeł.

Inna opcja, którą lubię aż za bardzo: nie wymyślam żadnych cudacznych miejsc czy okolic (pomijając „Grobowiec", ale to jest opowiadanie raczej specyficzne, nawet jak na mnie), tylko bazuję na rzeczywistości. Nawet taki banał jak, powiedzmy, pokój bohatera. Nie tworzę go od zera, tylko wybieram jeden z pokoi, które już kiedyś widziałam i dostosowuję go do potrzeb opowiadania. Oszczędza to kilka sekund z życia i ułatwia opis, ponieważ o wiele łatwiej pisze się o rzeczach czy krajobrazach, które już się widziało. Nie wykluczam jednak, że to może być ułatwienie działające wyłącznie w przypadku wzrokowców.

Co do konkretnych lokacji (w szczególności krajobrazów), bardzo lubię korzystać z grafik znalezionych w sieci – zwłaszcza, że zbyt wiele nie podróżuję i nie widziałam większości miejsc, które mogłabym w jakiś sposób wykorzystać. Jeśli chodzi o tę kwestię, internet oferuje nam niemal nieograniczone możliwości.

Plan

Miałam też napisać o tworzeniu planu, nie? W tej części posłużę się nieco wspomnianymi wcześniej poradami pana Sullivana, a konkretnie przy opisywaniu metody CJD. Jak więc ułatwić sobie tworzenie planu?

Ja, jako osoba, która wyjątkowo mocno lubi improwizować przy pisaniu (taa, śmiejecie się z wypowiedzi na temat „pierwotnego stylu"... Tyle że myślę, że spora część użytkowników Watt wstawia swoje teksty bez żadnej korekty, a ja się również do tej grupy zaliczam. Jednak bardzo różnie to wychodzi XD), przez bardzo długi czas popełniałam jeden wielki błąd: puszczałam swoich bohaterów luzem i pozwalałam im biegać po stworzonym przeze mnie świecie bez smyczy i kagańca. Kończyło się to na tym, że mimo ustalonych punktów w planie wydarzeń, nijak nie byłam w stanie do nich doprowadzić, ponieważ postacie lazły mi w zupełnie inną stronę, mając konspekt opcia w głębokim poważaniu. Inaczej mówiąc: tak bardzo skupiałam się na kreacji i urealnieniu postaci, że stworzenie ich konsekwentnych, trzymających się kupy charakterów kosztowało mnie całą fabułę. Bohaterowie mi wyszli, owszem, w dodatku bardzo się do nich przywiązałam i nadal siedzą mi gdzieś z tyłu głowy, jednak pierwotny pomysł, w którym mieli występować, poszedł się... schować w krzaki. Chcąc nie chcąc, musiałam nauczyć się podchodzić do sprawy nieco inaczej. W tej chwili również bardzo dużą wagę przywiązuję do kreacji postaci i konsekwencji w ich zachowaniu, w związku z czym też puszczam je wolno – tyle że dobieram im przeszkody w taki sposób, by niezależnie od swoich charakterów musieli zrobić to, co chcę. Jeden z moich pierwszych bohaterów (i ulubiony, swoją drogą) w tym spalonym opciu, które było moim królikiem doświadczalnym, miał iść do wieży czarnoksiężnika. Pojawił się jednak taki problem, że o czarnoksiężniku krążyły po okolicy dość złowrogie plotki, a mój bohater był piekielnym tchórzem, przez co bez złamania charakteru nie byłabym w stanie wcisnąć go do tej wieży inaczej niż „bo tak". Ostatecznie wszedł do niej, bo przesunęłam ją na totalne odludzie i dodałam szalejącą nawałnicę, jednak nadal pozostaje wrażenie, że poszedł tam, bo Imperatyw mu nakazał. Ostatecznie jednak zaczęłam robić plany wydarzeń „od ogółu do szczegółu", zaczynając od ustaleniu początku i końca, poprzez wypisanie ważniejszych wydarzeń w trakcie, aż po wyszczególnienie konkretnych kłód, które muszę rzucić bohaterom pod nogi, żeby doprowadzić ich z jednego punktu do drugiego.

A potem poznałam metodę CJD, która została tak nazwana przeze mnie w tej właśnie chwili, bo miałam taki kaprys. Ściślej rzecz ujmując, metoda nazywa się „Co? Jak? Dlaczego?". Przedstawił ją właśnie Sullivan w „Radach dla piszących" i w gruncie rzeczy wtedy uświadomiłam sobie, dlaczego moja fabuła zawsze tak kuleje. Przy pisaniu planu należy uwzględnić trzy rzeczy: co ma zrobić bohater, jak ma tego dokonać oraz dlaczego w ogóle się tym zajmuje. Ja zawsze pomijałam ten trzeci punkt, bo motywacje nie wydawały mi się zbytnio istotne. A tu BAM!, niespodzianka - to jedna z głównych części składowych planu. Bez odpowiednich motywacji fabuła się zwyczajnie nie klei i wiele rzeczy wygląda na wciśnięte na siłę. Jednak jakie to motywacje będą... o tym już musicie zdecydować sami, ponieważ bohaterowie, podobnie jak realni ludzie, mają swoje indywidualne systemy wartości. Jeden może wleźć do wieży czarnoksiężnika, bo wieśniacy skarżą się, że sprowadził zarazę na ich bydło i chce zaprowadzić sprawiedliwość oraz obronić uciśnionych, zaś drugiemu wystarczy informacja, że ów czarnoksiężnik ma gdzieś w swojej wieży pokaźną skrzynkę złota.

Kurde, ale długi wpis mi wyszedł... Jak na tę pracę, wybitnie rozciągnięty ;) Wiem, że nie napisałam tu niczego odkrywczego, jednak przypominam: to nie jest poradnik, jak pisać, a jedynie moje metody ułatwiające tworzenie. Być może jednak dla kogoś przynajmniej jedna z tych rzeczy okaże się w jakiś sposób pomocna i spowoduje u niego swego rodzaju olśnienie. Piszcie, co sądzicie! Może też macie jakieś fajne sposoby, dzięki którym łatwiej się Wam pisze?

Oczami Azie: o WattpadzieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz