Wciąż bardziej obcy...

1.1K 207 61
                                    

Znacie ten motyw: jest sobie bohaterka, która nagle, bez żadnego większego powodu, wyprowadza się z Wypizdowa Dolnego do samego centrum Nowego Jorku/Los Angeles/Londynu. Kij z tym, bo powód, miejsce i sama schematyczność tego to mały kaliber. Schody pojawiają się dopiero, gdy już się tam przeniesie.

Mieszkam w Szczecinie od półtora miesiąca i o ile w Poznaniu jako tako się odnalazłam, to tu jakoś nie mogę, przez co cały czas ograniczam się do trasy mieszkanie-Biedra-Manhattan-Galaxy-Jasne Błonia, na której i tak wciąż zdarza mi się zgubić. Innymi słowy, mieszkam tu trochę – krótko bo krótko, ale zawsze – i nadal kiepsko znam miasto. Ponadto w momencie pisania tych słów jeszcze nie studiuję, nie pracuję, nie uczę się, w związku z czym znam w tym mieście całe trzy osoby, z czego z dwiema ostatnio widziałam się kilka lat temu i rozstałam w dość nieprzyjemnych okolicznościach.

Gdybym zaś była w opku, od momentu przekroczenia granic miasta miałabym zainstalowanego w głowie GPSa, wraz ze szczegółową mapą i oznaczeniem najkrótszych tras do domów moich przyszłych znajomych, najlepszych miejscówek i siedziby lokalnego gangu. W dodatku znałabym połowę miasta i miała całą bandę przydupasów, poczynając od głupawej BFF, na wielkim, prywatnym ochroniarzu kończąc.

Dammit, serio?!

Dlaczego bohaterka po przeprowadzce na drugi koniec świata nie czuje się obco? Dlaczego już pierwszego dnia znajduje całą bandę znajomych? Dlaczego nigdy nie gubi się w nowym miejscu i zachowuje się, jakby mieszkała tam od zawsze? Dlaczego nikt nie zwraca uwagę na jej akcent, który powinien sugerować, że nie pochodzi stamtąd? Dlaczego nie może kiedyś źle skręcić i zapytać o drogę dwójki Francuzów, którzy swoim łamanym angielskim wytłumaczą jej drogę, myląc przy okazji słowa „left" i „right"? Dlaczego po przeprowadzce z Europy do USA nie odkrywa ze zdziwieniem, że jej ładowarka do Ajfona nie pasuje do tamtejszych gniazdek? Dlaczego nie ma problemu ze zrozumieniem jakichś lokalnych czy slangowych zwrotów, a akcent nowo poznanych osób ani razu jej nie zmyli? Dlaczego nigdy nie przechodzi przez etap bycia „tą nową", która nikogo nie zna i która gubi się nawet na szkolnych korytarzach?

Oto po raz kolejny powracam do porównania, że niektóre opka wyglądają jak gra w Simsy na kodach. Jednak pamiętajmy, że fikcja literacka fikcją literacką, ale nie należy tracić głowy. W opowiadaniu nie można wpisać kodu na pieniądze, ubrania i taksówki nie są darmowe, nie można wpisać kodu, by znać wszystkich, nie można przesunąć paska znajomości, by zyskać BFF, nie można w dowolnej chwili wejść w podgląd mapy. Chyba że rzeczywiście piszesz opowiadanie na podstawie Simsów, wtedy się czepiać nie będę. 

Na koniec pytanie do Was: jakie jeszcze nierealne rzeczy zaobserwowaliście w Simsopowiadaniach? Rzucają się one w oczy, czy raczej są niemal niedostrzegalnymi detalami? Wam też zdarza się pisać Simsopowiadania?

Oczami Azie: o WattpadzieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz