Miejcie litość, tak po prostu

1.1K 199 64
                                    

Trafiłam ostatnio na Watt na opko o anoreksji. Byłam ciekawa, jak autorka przedstawiła ten problem, więc zajrzałam... Cóż, to było jedno z tych opek, przez które mam ochotę wysłać do twórców Wattpada petycję z prośbą o wprowadzenie antygwiazdek. Jeśli opowiadanie jest, powiedzmy ogólnikowo, „na poziomie", ale z tego czy owego powodu mi się nie podoba, po prostu nie zostawiam gwiazdek ani komentarzy. Są jednak opka, które można nazwać wręcz szkodliwymi, siejącymi głupotę i błędne informacje na temat ważnych spraw, na temat chorób czy tragedii, które, przez mierny warsztat autora i/lub brak researchu stają się swoją własną parodią. Co gorsza, autor taki jest najczęściej przekonany, że zwraca uwagę na problemy społeczne i powinien zbierać laury, podczas gdy tylko swoim opowiadaniem ośmieszył całą grupę ludzi, której dany problem dotyczy i przekonał czytelników do swojej – niestety tej lekceważącej i ośmieszającej – wizji tematu. Tak, wiem, że się powtarzam, bo pisałam już o tym w „Miejcie litość dla chorych" i „Miejcie litość dla ofiar", jednak problem ten jest na tyle powszechny, że należy zwracać na niego uwagę przy każdej możliwej okazji.

Pod tym opowiadaniem nie było zbyt wielu komentarzy, zwróciłam jednak uwagę na jedną osobę, która pod niemal każdym wpisem w kulturalny sposób zwracała autorce uwagę na wszystkie błędy popełnione w przedstawieniu problemu i wskazywała wszystko, co było wyssane z palca. Zgadniecie, jaka była reakcja autorki? Żadna. Nic, cisza, brak jakiegokolwiek odzewu. Pomyślałam, że może po prostu nie zauważyła tych komentarzy (w końcu mi też się to zdarza, bo część ginie mi w nawale innych powiadomień i do teraz męczy mnie jeden komentarz o brakujących przecinkach, który mignął mi kiedyś w mailu, ale za Chiny Ludowe nie mogę go zlokalizować). Doszłam jednak do końca opowieści, gdzie nieudzielający się wcześniej użytkownicy rozpaczali nad śmiercią głównej bohaterki... a autorka odpowiedziała na każdy komentarz z wyjątkiem jednego, który napisała osoba ją krytykująca. Niestety to, że autorka po prostu nie wchodziła na konto, również nie wchodzi w grę, bo ów komentarz był czasowo przemieszany z tymi, które odpowiedź otrzymały.

Nie chcę tu używać słów „zadufanie w sobie", bo nie uważam ich za adekwatne do sytuacji... Chyba ogólnie nie znam określenia, które odpowiednio oddałoby to zachowanie. Przykładów też wolę nie przytaczać, bo miałam do czynienia z na tyle ekstremalnymi przypadkami, że abyście zrozumieli kontekst, musiałabym wyłożyć tu całą historię swojego życia. Spróbuję więc przedstawić to opisowo.

Istnieją osoby tak przekonane o własnej zajebistości, że nie przyjmują do wiadomości, że w ogóle są zdolne do popełnienia jakiegoś błędu, tym bardziej, jeśli z wierzchu liznęły jakiś temat (tutaj akurat mogę podać przykład: jakiś czas temu osoba, która uczyła się grać na gitarze od jakiegoś tygodnia i opanowała pierwsze dźwięki „Wlazł kotek na płotek", próbowała mnie pouczać, jak mam grać, nie ogarniając nawet, że bas to nie jest rodzaj elektryka). Pewnie takie typy kojarzą Wam się przede wszystkim z krzykaczami, którzy za wszelką cenę chcą udowodnić swoje racje. Jest jednak jeszcze inny „rodzaj" tych osób. Kiedy pojawia się jakiś krytyczny komentarz skierowany do nich, ignorują go, jakby w ogóle nie istniał, tak jakby wypierają, że mogli zrobić jakiś błąd. „Ten komentarz tylko mi się przywidział, moja praca jest idealna i porusza trudny temat, to się chwali". Często też takie osoby trwają przy swoim, nawet gdy wszyscy wokół niezależnie od siebie nawzajem wskazują ten sam błąd.

Ech, znowu nie wiadomo, o czym ta Azie nawija... Cóż, pamiętajmy, że research jest ważny zawsze, gdy piszemy o czymś, z czym na co dzień nie mamy do czynienia i czego nie znamy na wylot, wspak i po węgiersku. Jednak gdy ktoś palnie, że bohaterka chodząca do szkoły w Nowym Jorku, Amerykanka z dziada pradziada, poszła na polski, można jeszcze jako tako przymknąć oko, bo coś takiego może powstać nawet przez nieuwagę i nie szerzy żadnych, nazwijmy to umownie, „herezji" na tematy powszechnie niezbyt dobrze znane w większych szczegółach. Gdy jednak natkniemy się na opko szkodliwe, mówiące, że np. gwałt jest fajny, jedynym skutkiem anoreksji jest szybkie chudnięcie, bez żadnych problemów zdrowotnych, a depresja to smuteczek z powodu pały z matmy, reagujmy. Jak by się autor nie stawiał, nie należy odpuszczać, bo tego rodzaju teksty promują rzeczy złe i niebezpieczne oraz ośmieszają realne, poważne problemy, których nie należy w żaden sposób lekceważyć.

Dwa pytania do Was: co sądzicie na temat tego rodzaju „szkodliwych" opowiadań? I, w ramach przygotowania do jednego z kolejnych wpisów, na czym według Was polega różnica między hejtem, opinią a krytyką?

Oczami Azie: o WattpadzieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz