Rozdział 3

8.7K 482 6
                                    

Mój Smartwatch wskazał właśnie 1400 spalonych kalorii kiedy schylona w pół, opierałam się o gzyms hotelowego budynku. Czekając aż mój oddech wyrówna się i osiągnie bezpieczny rytm, przed moimi oczami pojawiła się butelka wody mineralnej. Znajoma dłoń w białym mankiecie i z pewnością przepiętym platynową spinką, zakołysała pytająco butelką. Podniosłam wzrok na ratującego mój poziom nawodnienia wybawcę. No tak... egzotyczny Brunet... ale dziś w odmiennej stylizacji. Jego idealnie skrojony granatowy garnitur w dopełnieniu z białą koszulą rozpiętą pod śniadą twarzą przywołał w mojej głowie znowu "brzydkie" myśli. Kiedy zwróciłam uwagę na bijące czystością brązowe pantofle, które były jedynym właściwym rozwiązaniem do tego kompletu, wygłosiłam swojemu sumieniu bezterminowe przyzwolenie na rozwiązłość. Facet jak mało kto, miał niebywałe wyczucie klasy. Dla samych tych smaczków i porywającego intelektu mogłam dać mu się ściskać w każdym miejscu tego hotelu.

- Meg masz nieprzyzwoitość wypisaną na twarzy - zaśmiał się Martin.

- Kiedy dopiłam wodę do końca odrzekłam - mylisz mój drogi zmęczenie z nieprzyzwoitością.

- Tak, a wczorajsze pożegnanie było jedynie grą w łapki. - I kiedy miałam już prawie Bruneta za plecami chcąc z impetem wejść do budynku, cofnęłam się powoli. Kiedy nasze twarze zrównały w tej samej linii - oczywiście Martin do moich 168 cm w sportowym obuwiu nachylał głowę- zapytałam - O co ci właściwie chodzi?

- Sprawa jest chyba oczywista.

- Zrzućmy to na różnice międzykulturowe. Chcę jasnych zdań.

- Meg stoimy przed hotelem, przy ruchliwej ulicy a ja się spieszę do firmy. To nie najlepszy moment na takie rozmowy. Obiecuję jednak, że szybko wrócimy do tego tematu.

- Wiesz co, Wal się Panie Idealny! - i wepchnęłam mu w brzuch pustą butelkę po wodzie, którą oczywiście sprytnie przechwycił.

***

Anna czekała rozpromieniona na mnie w hotelowym lobby, gdzie porywała mnie na lunch. Ekscytację miała wypisaną wszędzie. Była naładowana jak bateria słoneczna. Nie zdążyłam dojść do zajmowanego przez nią fotela, a ta już krzyczała z daleka wszelkie przyjacielskie polskie przymiotniki.

- Meg, moja kochana Meg! Boże jaka ty jesteś chuda - zauważyła na chwilę wypuszczając mnie z uścisku - ale smaczna jak zawsze! - Wypoczęłaś, odespałaś?

- Jeszcze nie zdążyłam. Dostosowuję się. Jetlag nie odpuści tak szybko.

- Mam nadzieję, że Martin był dżentelmenem jak zwykle?

- Nie mam większych zastrzeżeń.

- Wiesz, kiedy zaproponował nam swój hotel na miejsce wesela i jednocześnie nocleg dla gości pokochałam go jeszcze bardziej, ale rozumiesz jak brata, przyjaciela...

- Chwila, chwila... to jest jego hotel?

- Tak, nie powiedział ci?

- No wyobraź sobie, że nie zdążył.

- Cały Martin... - roześmiała się głośno Anna.

- Rozumiem, że Phill nie jeździ BMW X6...

- Nieee...?-pytająco przeciągnęła przyjaciółka.

- O co chodzi Mała?

- O nic Anno, nie istotne. Zawieź mnie w końcu na jakieś porządne amerykańskie żarcie. Gdzieś gdzie spokojnie wprowadzisz mnie w tajniki bycia druhną.

- Chodź moja wariatko - i energicznie wciągnęła mnie do taksówki.

Nowy Jork jest jak tętniące serce wszechświata, a Shake Shack to z pewnością jego główna żyła. Wszystkie stoliki ustawione na świeżym powietrzu były pozajmowane i kolejka już tworzyła kolorowy zawijas. Docierające zapachy były niesamowicie kuszące, jednak wizja zastania kolejnej pory roku w oczekiwaniu na zamówienie, nie wpływała radośnie na mój nastrój. Głód poskręcał mnie od środka w ciasne supełki, a moja błękitna sukienka robiła się podejrzanie luźna.

Miłość po polsku / Część IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz