Rozdział 33

6.6K 411 8
                                    

Mieszkanie Młodego w apartamentowcu było dla mnie niemałym zaskoczeniem. Był to loft z ceglanymi ścianami, półokrągłymi oknami na całą wysokość ściany i sporą ilością drewnianych mebli. Na łącznej przestrzeni dominowały szarości, biel i łamany turkus. Metalowe stare lampy i krzesła przy długim jadalnianym stole nadawały futurystyczności, ale ramy ze starymi fotografiami NY ocieplały klimat. W odróżnieniu od regałów z muzyką jak u Martina, ten z braci postawił na książki. Przy oknach stały deski kreślarskie i kosze z rulonami jakiś rysunków.

- Mogę tu zamieszkać? - Zażartowałam.

- Jeśli tylko chcesz... - bezproblemowo odpowiedział Matthew.

- Nie wierzę... poezja? - grzebałam w zbiorach literackich na regałach.

- Istnieje więcej niż jeden idealny Ismach. - W tym czasie gospodarz nastawiał czajnik na herbatę.

- Obawiam się, że ten pierwszy ma defekt.

- Nie jesteś zrozpaczona... Dziwne...

- Wyobraź sobie, że mam kim się przejmować. - Po raz pierwszy pogładziłam się po brzuchu.

- Kurcze... powiem ci, że po raz pierwszy czuję zazdrość względem Martina. I cholera mnie bierze, że nie umie docenić was.

- Życie... Dawaj tą herbatę. - Chciałam już skończyć temat Przystojniaka. Odgonić złe myśli i zaznać odrobinę spokoju. Niestety wibrujący w kieszeni Młodego telefon nasuwał przekonanie o tym, kto się do niego dobija. - Odbierz... Chętnie posłucham co tym razem wymyślił.

- Witam głupszego z braci Ismach. - Matthew nie silił się na kurtuazję. Jednocześnie włączył głośnomówiący w swoim czarnym iPhonie 7 i położył na środek drewnianej wyspy.

- Nie mam zamiaru z tobą dyskutować. Powiedz Meg, że ma odebrać ode mnie telefon. - Faktycznie mój aparat w torebce był nadal ściszony od wejścia do restauracji. Nie zamierzałam być wyrwana z kolacji ewentualnym ponownym kontaktem od Tomasza.

- Ja też nie mam zamiaru z tobą dyskutować. Wystarczająco sporo powiedziałeś w szpitalu. Także baw się dobrze ze swoim wianuszkiem adoratorek.

- Przypominam ci, że nosisz moje dzieci i mam do ciebie prawo.

- Chyba sobie żartujesz... - Zaśmiałam się kpiąco. - Nagle ci się instynkt załączył?! To, że spłodziłeś mi za pierwszym razem dwójkę, nie czyni cię jeszcze ojcem dekady. Póki dzieci nie przyjdą na świat, nie muszę nawet na ciebie patrzyć.

- Posłuchaj mnie Dziewczyno... czy to ci się podoba, czy nie - mam o wiele więcej możliwości niż ty. - Ton głosu zahaczał niemal o groźbę.

- Szybko przechodzisz z wielkiej miłości do złości. Nie groź mi, bo faktycznie ściągnę tu Roberta i do końca życia nie będziesz miał czego wsadzać kobietom między nogi. Wpieprzyłeś mi się w życie bez zaproszenia, więc mam prawo cię z niego wyrzucić. Teraz zgrywasz wielkiego pana, a za chwilę jak Tom będziesz wydzwaniał i przekonywał mnie o swojej wielkiej miłości. Zabawne co? Dziś po kościele mój były mąż nie omieszkał mnie poinformować, że odzyska mnie za wszelką cenę... Wszyscy mężczyźni mają jakieś chore pojęcie o miłości. - Wiedziałam, że ta informacja doleje wiadro oliwy do ognia jaki rozpętał się po drugiej stronie słuchawki. Nastała cisza... Przerażająca cisza...

- Wrócisz do niego? - Czułam strach w tym głosie... i oczywiście zapragnęłam go przytulić, pocieszyć, zapewnić że tylko jego mam w sercu, ale mój ostatnimi czasy świetnie działający rozum odsunął szybko to pragnienie.

- Nie jestem nawet twoją narzeczoną, więc nie muszę ci się tłumaczyć. - To była jego broń. Jego słowa kiedy nie wrócił po przyjęciu zaręczynowym do mieszkania.

Miłość po polsku / Część IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz