Rozdział 13

7.4K 407 8
                                    

Przyjechałam do Anny taksówką. W czasie drogi planowałam jak ułaskawić klimat między mną a Brunetem. Kiedy wchodzę do apartamentu, Anna krząta się po kuchni sama i przy dźwiękach jakiejś jazzowej muzyki kończy przygotowywać przekąski i dostawia kolejne rzeczy do suto zastawianego stołu.

- Hej... a co ty nie stoisz u drzwi?

- Przecież widziałam cię w wideodomofonie... - Ucałowałyśmy się na przywitanie.

- Gdzie twój Jedyny?

- Utknął u rodziców. Po drodze zawinie Martina i powinni za pół godziny się pojawić.

- Gdybym nie wiedziała, że twój ślub jest za dwa tygodnie pomyślałabym, że jesteś już zawodową żoną. - Chwyciłam kawałek zielonego ogórka z patery na której szatynka układała właśnie finezyjne rozety. Anna z refleksem szachisty klepnęła mnie w rękę.

- Auuuu! Za co? Żałujesz niedożywionej przyjaciółce jedzenia?!

- Wszystko o właściwej porze.

- Co tego tak dużo... ? Pół miasta sprosiłaś?

- Nie, będzie nas tylko czworo, ale może Brunet skusi się na polską gościnność.

- Nie bardzo rozumiem...

- Ty już dobrze wiesz... Może nie zawsze ma wyczucie i bardziej daje rządzić sobą emocjom, ale to naprawdę świetny facet. I jeśli tylko zechciałby uszczęśliwić moją Meg, to mogę mu nawet kanapki do pracy szykować.

- Phil na pewno byłby szczęśliwy - zaśmiałam się z sarkazmem. - Poza tym wyobrażasz sobie zbyt wiele Kochana. Powiedziałam mu o Tomie, o powodzie dla którego mnie zostawił, więc nawet jakbym czegoś chciała - a nie chcę - to szanse są zerowe. Dzieli nas praktycznie wszystko, z kilometrami przede wszystkim.

- O matko... ale po co? - Anna była lekko przerażona moją odwagą, albo tym iż komuś to wyjawiłam. Do tej pory poza moją rodziną i nią nie wiedział nikt.

- To po prostu uczciwe... Uznaliśmy, że się lubimy i jest między nami pożądanie, więc czemu z tego nie skorzystać. Oczywiście już na wstępie ustaliliśmy, że nie mam mowy o głębszej relacji bo nie chcemy, nie umiemy. Każde z nas ma swój mądry powód. Umówiliśmy się też na szczerość. Zapytał...

- A gówno prawda! I dobrze o tym wiesz... Ty się boisz, że on się zakocha i będzie miał oczekiwania i wtedy jakby się dowiedział mógłby odejść jak Tom, a tego byś nie zniosła. Zrobiłaś to asekuracyjnie, zachowawczo. Mało tego, uważam że nie tylko podoba ci się jego tyłek...

- Co niby jeszcze? - poruszyłam wymownie brwiami.

- Serce...

- Nawet jeśli, to o niczym jeszcze nie świadczy. Jest mi z nim zwyczajnie dobrze. Od dwóch lat żaden facet nie potraktował mnie jak przyjaciela. Każdy chciał mnie traktować jak materac. Oczywiście Brunetowi nie jestem skłonna tego wypomnieć - uśmiechnęłam się szeroko i chwyciłam z deski do krojenia kawałek uciętego właśnie przez Anne awokado.

- Żadnemu poza Brunetem to ty nie dałaś się poznać z innej strony. To powiedz przynajmniej jak w tym łóżku jest.

- Chcesz pikantnych szczegółów?

- Meg...

- Jest taki ogień, że cała nowojorska straż pożarna by tego nie ugasiła. Nad ranem, po wszystkim jest tak rozbrajająco czuły. Chwilę później nagle potrafi być taki cholernie władczy i apodyktyczny. Wkurza mnie to w nim. Jest irytująco niestabilny.

- Zupełnie jakby był zakochany.

- Nie wymyślaj Anka! Martin jest snobem, który musi mieć wszystko bod butem, a ja mu się ciągle wymykam bo nie zamierzam tańczyć w jego rytm i tak reaguje. To skomplikowane.

Miłość po polsku / Część IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz