Rozdział 25

6.4K 408 9
                                    

- No powiem ci Kochaniutka, że  z takimi cyckami to połowa sali padnie. Prawdziwe?

- Nie żartuj sobie! Prawdziwe jak piramidy. Poza tym są zakryte.

- Do twojego chudego ciała trochę nieproporcjonalne.

- Nie masz się czego czepiać? Ciało mam wytrenowane... chodź od paru dni nie biegałam. Jutro to nadrobię.

- Dobra skończyłam. - Zoraya na finisz przeciągnęła błyszczykiem dolną wargę.

 - Zoraya na finisz przeciągnęła błyszczykiem dolną wargę

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Ma cierpieć?

- Aż do krwi...

- Szlag go trafi kiedy cię zobaczy. On nie rozpaczal kiedy cię oszukiwał. Nie miej skrupułów wbić go w ziemię i przejść po nim w tych niebotycznych szpilkach od... Kurwa! Louboutin! - Zapiszczała tak głośno, że sąsiedzi na pewno wiedzą w czym chodzę.

- Podobają ci się?

- Mogę o takich co nawyżej pomarzyć.

- Jaki masz rozmiar?

- 39...

- Więc jak tylko spełnią swoją rolę dziś wieczorem, masz je w prezencie.

- Żartujesz?!

- Nie... i obiecaj, że jakiś facet dzięki nim będzie łkał z twojego powodu.

- Tylko na takie okazję będę je wkładać.  -Dziewczyna z radości i wdzięczności rzuciła mi się na szyję. - Spokojnie, bo mi  fryzurę popsujesz.

- Pasują ci upięte włosy. W ogóle jesteś taka śliczna, że wszystko ci pasuje.

- Za dziewięć lat będziesz na moim miejscu. Dobra... jest dwudziesta, więc impreza się zaczyna, a ja mam przed sobą godzinę jazdy taksówką.

- Właśnie podjechała. - Kolumbijka wyjrzała przez okno.

- Trzymaj za mnie kciuki. Czuję się jak w noc przed utratą dziewictwa. - W korytarzu Zoraya ucałowała mnie serdecznie, a Anitta powtórzyła za nią.

- Jutro zabieram was wszystkich do najlepszej restauracji! Buźka!

Wsiadłam do taksówki z sercem na ramieniu. Torebkę przekładałam z regularnością co dziesięć minut. Układałam sobie w głowie wszystkie ewentualne kwestie. Nawet nie wiem kiedy dotarłam pod hotel. Droga musiała na pewno trwać krócej. Trafił mi się chyba wyjątkowo sprawny i mało gadatliwy kierowca. 

W lobby widać było tylko paru gości. Centralnym punktem dzisiejszego wieczoru była z pewnością restauracja. Powoli szłam w jej kierunku. Po raz pierwszy od dnia rozwodu wrócił ten sam strach. Pojawiłam się w drzwiach jak kopciuszek na balu. Wszyscy eleganccy siedzieli przy długim bogato nakrytym stole. W sali panował intymny półmrok, a jedynie zapalone latarnie umieszczone pomiędzy gośćmi rozjaśniały klimat. Zaproszeni trwali w jakichś dla siebie interesujących rozmowach. Pierwszy dostrzegł mnie Matthew. Odstawił szklankę i ruszył  w moim kierunku. Nadal stałam nieruchomo. Grupka mężczyzn stojąca przy barze też obróciła się w moją stronę. Był tam on... Ubrany cały na czarno. Wyglądał jak ściągnięty z billboardu kampanii Armaniego. Czarne spodnie, koszula, krawat... To zabawne w tej sytuacji...Ja na biało, on na czarno... Odwróciłam na czas wzrok... Nie przyłapał mnie. Nawet teraz, po tym wszystkim tak bardzo chciałam schować się w jego ramionach...

Miłość po polsku / Część IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz