Rozdział 23

6K 401 13
                                    

- No witam piękną i... niepromienną Małgorzatę. A tobie co się stało? Ziarnko ugniatało przez noc pod materacem? - Przywitała mnie w lobby Przyjaciółka.

- Gorzej, ale wszystko opowiem ci w drodze do fryzjera.

Po 20 minutach byłyśmy już w salonie Valery Joseph, a Anna znała wszystkie szczegóły wieczoru z Brunetem. Opowiedziałam jej o swoich rozterkach i o tym, że zakochałam się jak głupia.

- Zobaczysz, że nowa fryzura poprawi ci nastrój, a Martina olej. Jest takich na pęczki z mniej pochrzanionym życiem i bałaganem w głowie.

- Zrobiłabyś to samo, gdyby dotyczyło to Phila?

- Przepraszam... Szlag mnie trafia jak widzę, że Martin pieprzy coś co mogłoby być takie dobre. Czuje się winna, że przez niego płaczesz, jesteś smutna. Gdyby nie był Drużbą, nawet nie poznalibyście się. Myślałam, że skoro odkąd go znam nie był z nikim na stałe, ty to odmienisz. Jego przelotne związki na tydzień były tak szczeniackie, że kiedy patrzyłam na ogień między wami, byłam pewna że go dopadło. - Siedziałyśmy jeszcze chwilę w zamyśleniu na salonowych sofach, kiedy jakiś uprzejmy młody mężczyzna zaprosił nas abyśmy podeszły do recepcji i potwierdziły przybycie w ich systemie. Jakby na siłe powłóczyłyśmy się we wskazanym kierunku. Anna załatwiała formalności, a ja gapiłam się przed siebie w stronę witryn. Nagle zauważyłam, że gdzieś z za konruaru pomieszczenia idzie w naszą stronę zdecydowanym krokiem starsza elegancka kobieta. Jej mina była mieszanką złości, zaskoczenia i przerażenia.

- Anna kto to? - szepnęłam do przyjaciółki szturchając ją w ramię i odrywając od pogawędek z recepcjonistą. Przyjaciółka kiedy odnalazła wreszie w którą stronę patrzę, odpowiedziała:

- To...ooo... Matka Martina. Masz szczęście, nie ma co...

- Anno czy wy wszyscy oszaleliście, czy wy wszyscy wiedzieliście?! - Wydarła się w naszym kierunku.

- Nie rozumiem...

- Kto to jest?!

- To jest Meg, moja przyjaciółka z Polski. Razem z Martinem są naszymi głównymi Drużbami. - Zaczyna tłumaczyć się Szatynka.

- Boże... nie wierzę... - Kobieta załamała głos, przykryła usta dłonią, a jej oczy zaszkliły się momentalnie. - Wyglądasz jak ona... Dokładnie jak ona... Powinnam była się domyślić jako matka dlaczego nagle dla kogoś tak zwariował.

- Wyglądam jak kto?! - Wtrącam ostro.

- Jesteś jak kopia Kate...

Właśnie całym swoim ciężarem zwaliło mi się niebo na głowę. Rozstąpiła ziemia i pochłonęło wszelkie zło. W jednej chwili wszystkie szczegóły połączyły się w całość. Więc cały czas chodziło tylko o to... Wybiegłam z salonu zostawiając kobiety za sobą.

...

Do biurowca jechałam zbyt długo. Cholerne nowojorskie korki. Do właściwe piętro udało mi się dotrzeć już sprawniej. Adrenalina działała doskonale. Nie nadszedł jeszcze moment na płacz i rozpacz. Najpierw musiałam dowiedzieć się wszystkiego do końca.

- Szukam Matthew!

- Jest u siebie. - Odpowiedziała przestraszona Sue. Mogłam podbiec tylko do niej. Nie znałam nikogo więcej tutaj, a ona wydała mi się choć zawodowo milcząca, to jednak wszystko wiedząca.

- Czyli gdzie? - Wskazała mi ręką kierunek jego gabinetu. Nie pytałam o szczegóły. Pobiegłam jeszcze szybciej. Nie pukałam. Wpadłam z impetem. Szybko zarejestrowałam, że jest sam. Był właśnie zakopany w stercie jakiś rysunków. Patrzył na mnie jak na ducha, co było bardzo zrozumiałe w całej tej chorej sytuacji.

Miłość po polsku / Część IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz