Rozdział 28

7.2K 387 6
                                    

- Powiesz dokąd jedziemy?

- Pytasz czwarty raz. Nie powiem ci. To niespodzianka i tyle...

- Jesteś nieugięty...

- Jeszcze piętnaście minut...

- Sądząc po okolicy Jersey City i tych wszystkich niebotycznie drogich domach... do twoich rodziców? - Teraz wyglądałam jak wystraszona zwierzyna wychodząca w nocy wprost na światło samochodowych reflektorów. - Po co zabrałeś mnie do swoich rodziców?

- Nie panikuj... Oni mieszkają po drugiej stronie, w Newark. - Śmieje się ze mnie, ewidentnie to robi...

- Nic już nie rozumiem...- Posmutniałam i nie miałam więcej ochoty na zgadywanki.

- To tutaj. - Zajeżdżamy pod piękny dom z jasnego piaskowca ze spadzistymi daszkami i łukowatymi oknami. Schowany jest w cieniu okalających drzew. Krótko przycięte trawniki mogłyby służyć jako wysokiej klasy korty tenisowe. Budynek jest stosunkowo nowy, ale stylem przypomina nieco ten angielski. I choć na wjeździe nie parkuje żaden pojazd, musi ktoś tu mieszkać. Zawsze podobały mi się takie budowle i bardzo szkoda, że w Polsce zupełnie się takich nie praktykuje.

 Zawsze podobały mi się takie budowle i bardzo szkoda, że w Polsce zupełnie się takich nie praktykuje

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wysiadam powoli z auta obserwując uważnie nowe otoczenie. Martin na pewno zauważył mój zachwyt.

- Podoba ci się...?

- Pięknie tu... spokój... Nowy Jork to wieczny pęd... Dobre miejsce dla rodziny z gromadką dzieci. -Zdążam wzrokiem złapać uśmiech Bruneta.

- Chodź... przedstawię ci kogoś. - Objął mnie swoim władczym ramieniem, ucałował ciepło w usta i następnie wziął za rękę.

Przez spore drewniane drzwi weszliśmy do wielkiego przestronnego holu, całego wyłożonego płytkami w kolorze kości słoniowej, w piękną marokańską mozaikę. Po środku stał w tym samym stylu ze zdobionymi metalowymi nogami stół. Od razu przywołały miłe wspomnienie stojące na nim, tym razem śnieżnobiałe piwonie. Pomieszczenie utrzymane w kolorze różnych odcieni bieli zdobiły ogromne lustra i białe komody poustawiane po przeciwległych stronach. Na wprost zapraszały witających długie kręte schody sprawiające wrażenie wylewających się delikatną falą. Znów wyglądałam jak dziecko w wesołym miasteczku z szaleństwem w oczach, na którą z huśtawek ma się zdecydować. Ja po prostu tak reagowałam na piękne rzeczy. Dobra... właśnie patrzyłam na dom swoich marzeń i cholernie zazdrościłam jego właścicielowi.

- Witam Panie Ismach! - Na nasze spotkanie z salonu obok prawdopodobnie wychyla się szpakowaty mężczyzna po czterdziestce.

- Witam Zack.

- Czy Pańska Małżonka jest gotowa na zwiedzanie?- Pyta podając mi jednocześnie dłoń.

- Daleko mi brakuje do formalnej narzeczonej, co dopiero do żony. - Zamachałam palcami przed pytającym. - Poza tym będziemy oglądać czyjś dom? Po co?

Miłość po polsku / Część IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz