Rozdział 22

7.3K 419 4
                                    

Nie mogłoby być tak, że coś mi wyszło od początku do końca. Niemal szczęśliwa, że udało mi się zrealizować cały plan bez minimalnego uszczerbku, oczywiście wpadam w salonie na nikogo innego jak na Bruneta. Kończył właśnie jakąś rozmowę z Anittą, która groźnie spogląda w moim kierunku i odchodzi w stronę kuchni.

- I powiedz mi teraz jak ja mam tobie ufać? Wróciłem tylko po dokumenty, których zapomniałem rano i oczywiście ciebie już nie było.

- Musiałam załatwić coś bardzo dla mnie ważnego.

- Nie ma nic ważniejszego niż twoje zdrowie.

- Nie było mnie raptem trochę ponad godzinę.

- To nie istotne. Umówiłaś się ze mną na coś. - Martin stał na przeciw w pięknie skrojonym czarnym garniturze z rękoma w wyrazie pewności wsadzonymi do bocznych kieszeni spodni. Nie ma chyba rzeczy, w której wygląda źle.

- Przepraszam... masz rację. Powinnam przynajmniej uprzedzić.

- Zachowujesz się jak dziecko, które na każdym kroku trzeba pilnować. Wkurzasz mnie... - Nie chciałam już bardziej psuć mu dnia błahą kłótnią. Podeszłam najłagodniej jak umiałam, wsadziłam ręce pod jego i objęłam całego w pasie. Przytuliłam się do jego ciepłej klatki piersiowej i stałam w oczekiwaniu, że odwzajemni czułość. Nie mówiłam nic... Teraz był jego ruch...

- Lecę jutro do Moskwy. Będę dopiero w piątek, czyli tuż przed kawalerskim. - Słyszałam smutek w jego głosie, ale i odpływ niedawnej złości. Tak źle się poczułam momentalnie z tym, że przez dwa dni będzie tak daleko ode mnie. Podniosłam twarz ku górze, a jego dłonie obejmowały już ją po obu stronach.

- Ja nie chcę... - Teraz poczułam, że spłynęła mi łza. Brunet pocałował mnie w tym miejscu.

- Bardzo chciałbym cię zabrać, ale to typowo biznesowa wizyta i nie będę miał dla ciebie czasu. Źle by to też wyglądało przed Anną, że kradnę jej twój czas. Poza tym, twoje zdrowie nie jest w najlepszej kondycji i nie chcę cię narażać na taką długą podróż.

- Rozumiem... - Schyliłam głowę wpatrując się w klamrę od paska mężczyzny. Wyczuł moją potrzebę i zwyczajnie teraz mnie przytulił cały sobą. - Wrócę na ten czas do swojego hotelu.

- To głupi pomysł.

- Głupie było by być tu bez ciebie.

- Będę spokojniejszy wiedząc, że jesteś tutaj. Chcę żebyś traktowała to miejsce jak własne. Nie ma tu żadnych tajemnic i niebezpieczeństw.

- Martin... ja mam tam swoje osobiste rzeczy.

- Jedno sowo i masz je tu z powrotem. Pieniądze za wynajem do końca pobytu powinny być już na twoim koncie.

- Jak to?!

- Liczyłaś, że otrzymując od Philla i Anny za zadanie zagwarantować nocleg i gościnę ich gościom, pozwolę żebyś płaciła za siebie? Nawet w hotelu kilka przecznic stąd?

- Czyli są tam teraz moje przedmioty w nieopłaconym pokoju?!

- Spokojnie... właścicielem jest mój dobry znajomy i to ja otrzymam rachunek. Nawet jeśli będziesz miała tam tylko przechowalnię, zapłacę i za to.

- Wrrr... Jak ja cię czasami nie znoszę! - Wyswobodziłam się z uścisku i poszłam do kuchni. Nie wiem jeszcze po co, ale miało to wyglądać choć trochę melodramatycznie. Weszłam do środka i jak zezłoszczona uczennica usiadłam przy wyspie. Liczyłam chyba, że pójdzie za mną i sie pożegna, ale wyszedł bez słowa. Byłam już teraz raczej zła tylko na siebie. Czasami wychodziła ze mnie rozkapryszona księżniczka i później gryzlo mnie poczucie winy.

Miłość po polsku / Część IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz