Rozdział 12

7.2K 405 9
                                    

Z samego rana kiedy obudziłam się w sypialni Bruneta odszukałam swój telefon... chciałam odnaleźć jak najszybciej, póki jeszcze kilka słów pozostało mi w pamięci, piosenkę którą najprawdopodobniej cytował mi Martin.  Nie było go obok, więc bez oporów sprawdziłam polskie tłumaczenie... Nie miałam pojęcia jak to odczytać... Może zwyczajnie słuchał często tego artysty. Odrzuciłam natychmiast galopujące myśli. Jednak słuchanie jego hiszpańskiego... Samym tym mógłby mnie doprowadzać do...

- Wstałaś Piękna... Dzień dobry... - Martin z tacą wszedł do pokoju. Ubrany tylko w czarne bokserki wygląda niewiarygodnie smacznie. Zmierzwione włosy, zaspane jeszcze oczy spowite zbyt długimi rzęsami i spierzchnięte wieczornymi pocałunkami usta... Rzadko tak mówi się o facetach, ale ten stojący przede mną jest po prostu piękny.

Położył ostrożnie śniadanie na środku łóżka. Naga podciągnęłam się wraz z prześcieradłem pod piersiami tak aby oprzeć w pozycji półsiedzącej o wezgłowie.

- Spałam nago?

- Owszem... ręcznik był mokry... rozumiesz. - Drań się śmiał. - Wymacałem sobie za wszystkie czasy.

- Wątpię, żebyś miał braki.

- Zjedz coś lepiej...

- Śniadanie na słodko? Gdzie się tak jada?

- U mnie... Jak masz wątpliwości, możemy później wszystko spalić... znam świetny sposób. - Zamoczyłam palec w słodkim serku i wysmarowałam Martinowi nos.

- Ej... Polska Wariatko! Teraz będziesz to zlizywać. 

- Na mieście mówią, że mam sprawne usta. - Podnoszę znacząco brwi.

Śniadania nie zjedliśmy. Tego poranka kochaliśmy się jeszcze trzy razy. Powoli, sensualnie niemal z uczuciem. Przystojniak zgarnia właśnie mi z twarzy włosy głaszcząc opuszkami moją twarz. Potem znaczy obojczyki i wzniesienia piersi.

- Martin dochodzi dziewiąta... ty masz jakąś pracę, a ja nie chcę ci zawalać dnia.

- Jestem szefem, mogę przychodzić na którą chcę.

- Wyobraź sobie, że ja jestem po tej drugiej stronie i wiem jak źle to wygląda kiedy przychodzimy do firmy przed właścicielem. Zbierajmy się... 

- A co ze śniadaniem ?- Spojrzał na nietknięty posiłek.

- Zjemy w mieście... To znaczy ja zjem w hotelu, a ty zamówisz sobie coś do biura... jak wolisz. Po drodze daj się tylko namówić na kupienie kawy.

...

- Na co tak patrzysz Meg? - Przerywa ciszę w aucie Martin. 

- Piękna okolica... prawie jak w Polsce. Wspomnienia, odrobina tęsknoty.

- Zaprosisz mnie kiedyś do siebie?

- Przyleciałbyś?

- Snoby latają w różne miejsca... - śmieje się.

- Zawsze jakbyś był taki wkurzający, mogłabym cię wystawić braciom. Skopali by ci tyłek tak po słowiańsku.

- Opowiesz mi o swojej rodzinie więcej?

- Mam mamę, tata nie żyje. Jest Robert - marynarz żołnierz i Daniel adwokat. Tyle...

- Jesteście wszyscy blisko?

- Przepraszam... moje ogólniki zabrzmiały trochę surowo... Jesteśmy ze sobą mocno związani i bardzo się kochamy. Robert właściwie po śmierci ojca zastąpił mi go trochę, zajął się całą rodziną. Do tej pory czuwa nade mną. Daniel to typowy złoty chłopiec - sukces, sukces i jeszcze raz sukces. Mama jest szczęśliwa z nowym partnerem. Zawodowo jest tłumaczem przysięgłym węgierskiego. Mówię od razu, nic nie powiem w tym języku. Nie polubiłam go nigdy. Matka katowała naszą trójkę latami. Kiedy zauważyła, że nic z tego nie wyjdzie posłała nas na angielski. Robert zna jeszcze francuski i hiszpański jak ty. To on zaraził mnie miłością do kolumbijskiej muzyki i kultury. Nie miałam jednak czasu i okoliczności nauczyć się języka.  Choć nie ukrywam, że dla mnie to hiszpański jest językiem miłości, a nie francuski jak nam Europejczykom próbuje się wmawiać. Jednym też z moich marzeń jest wyjazd do Republiki.

Miłość po polsku / Część IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz