TEN

251 33 35
                                    

Come feel my heart
It's beating like a drum and I confess
When you're around
It's like an army's marching through my chest

The Cab – La La

Grupowy taniec w deszczu?

Uderzenia basu czuję aż w zębach. Moja dłoń, w której trzymam kostkę, uderza o struny gitary, a nos i usta wciąż zahaczają o mikrofon. Mam zamknięte oczy, palce automatycznie łapią odpowiednie chwyty. Bas i perkusja komponują się idealnie i nikt nie mógłby się do nich przyczepić, gitara prowadząca wymiata w solówce, a wersy Used, w których śpiewamy wszyscy... Wprost nie mogę się doczekać, aż ktoś spoza zespołu usłyszy piosenkę i szczerze powie nam, co o niej sądzi. Jestem dobrej myśli, bo patrząc w miarę obiektywnie, jest się czym chwalić.

Wyśpiewuję ostatnie słowa, a potem wreszcie otwieram oczy, zerkając na Cody'ego, który wygrywa krótkie outro. Wszystkie instrumenty cichną, a i ja wreszcie tłumię ostatnie brzmienia swojej gitary, czekając, aż utwór dobiegnie końca. Gdy Dennis łapie za talerze, odwracam się do chłopaków, uśmiechając się szeroko.

– Powinniśmy to nagrać – zaczyna pierwszy Brad, bawiąc się paskiem swojego basu. – Na nagraniu łatwiej usłyszy się małe błędy, bo ja – robi w powietrzu jakiś gest – nie mogę się skupić.

– Od razu zarzucasz nam błędy? – Dennis wstaje, a potem podchodzi bliżej. – Trzeba sobie radzić bez zestawu słuchawkowego, Brad.

Co racja, to racja. Graliśmy już w słuchawkach i komfort jest naprawdę wielki, ale szkoła nie kupi takiego sprzętu, a my zbieralibyśmy na niego rok. Jeśli nie dłużej. Zresztą prawda jest taka, że i bez jakichś słuchawek da się grać, skoro robimy za zespół garażowy. Kiedyś będą naszym nieodłącznym elementem, teraz musimy o nich pomarzyć i czekać na jakiś magiczny napływ gotówki.

– Możecie wpaść do mnie w przyszłym tygodniu i nagramy to – stwierdzam po chwili namysłu. – Tylko ostrzegam, że dawno niczego nie miksowałem i mogłem wyjść z wprawy.

– Gdybyś ją jeszcze... – rzuca żartobliwie Brad, ale nim kończy zdanie, wybucha śmiechem, patrząc na mnie.

– Ani słowa, Tanner – ostrzegam, unosząc ku niemu palec wskazujący. – W przyszłym tygodniu się umówimy. Naprawdę zastanawiam się, czy cię nie wyrzucić.

– Co?! – Blondyn łapie się teatralnie za serce. – Dennis by na to nie pozwolił! Cody też nie!

Brad zerka kontrolnie na chłopaków, a oni wzruszają ramionami, robiąc poważne miny. Tanner w końcu mruży oczy i kręci głową z zawodem, a potem po prostu odpina bas od wzmacniaczy i idzie w kierunku swojego futerału.

– Damy ci szansę! – krzyczy Soler, powstrzymując śmiech.

– Walcie się. – Basista pokazuje nam środkowy palec. – Sam odejdę!

Wzdycham, kładąc dłonie na biodrach. Robię typową minę z kolekcji "serio?", ale w końcu przewracam oczami i podchodzę do Brada, a potem popycham go lekko. Ma minę męczennika, próbując zachować obojętność. Wiem, że udaje, bo takie żarty są u nas na porządku dziennym, ale wiem też, że naprawdę może sobie pójść.

– Nie skończyliśmy jeszcze próby, Brady – mówię po prostu, uśmiechając się krzywo. Tym razem to on mlaska ustami, słysząc zdrobnienie, którego nienawidzi. – Karma wraca, stary. Nie zgrywaj diwy i wracaj do gry.

Moja gitara wciąż wisi mi na ramieniu, ale dość krótki kabel nie pozwala mi, bym ruszył się trochę dalej, więc wracam na swoje miejsce. Brad w końcu przestaje robić sobie jaja i ponownie podpina bas do wzmacniaczy.

Reece | DE#0,75Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz