SIXTY THREE

106 12 15
                                    

Oh the sun I can't feel it anymore
But it left it's ghost in the sky
It's keeping me awake
And I'm just like the moon
I don't need you anymore
It's just me and your ghost in the sky

Hunter Hunted – Ghost

Nie zamierzasz tego odebrać?

Zamykam gofrownicę, której nie używaliśmy od wieków. Nie bardzo pamiętam, jak długo mam ją nagrzewać, ale liczę, że palące się kontrolki ułatwią moją pracę. Patrzę na dwie z nich – czerwoną i zieloną – skupiając się tylko na niewielkich diodach. Kiedy to robię, hałas w mojej głowie ustaje. Nie na długo, bo spodziewam się, że za chwilę wróci, ale te kilka sekund to niezwykle cenny czas, którym się delektuję.

– Zapomniałeś, jak się mruga? – Nie orientuję się, że Rune razem z wujkiem i ciocią wchodzą do kuchni.

Zakłopotany, że widzieli, jak się zaciąłem, rzucam im tylko krzywy uśmiech, witając się mało wylewnie. Czuję na sobie palący wzrok któregoś z gości, więc przyrzekam sobie, by nie patrzeć nikomu w oczy.

– Pomyśleliśmy, że zabierzemy cię na śniadanie do jakiejś kawiarni, ale widzę, że robisz sobie gofry – odzywa się ciocia Amelie, a ja czuję, że stoi tuż za mną. – Może ci pomóc?

– Dziękuję, mam wszystko pod kontrolą – odpowiadam beznamiętnie, zaciskając pięści tak, by tego nie widziała.

Z daleka rozlega się piosenka Nuclear Family od Green Day; dzwoni Kian, wiem to, bo właśnie ten utwór ustawiłem sobie specjalnie dla niego dziś rano, kiedy zadzwonił po raz pierwszy. Serce podchodzi mi do gardła, ignoruję kolejne połączenie, nie liczę już, które to.

– Słucham tego od samego rana. Komuś naprawdę zależy, byś odebrał – rzuca Amelie, nie przejmując się tym, że naprawdę odrzuciłem jej chęć pomocy.

– To pewnie telemarketer albo ktoś z banku – rzucam, machając na to lekceważąco.

– Może jednak chciałbyś pojechać na śniadanie? Twoi rodzice też się zabierają – proponuje wujek, a ja przez odbicie w szybce mikrofali widzę jego zadowolony uśmiech.

Rozważam swoją odpowiedź bardzo dokładnie. Gdybym z nimi pojechał, mógłbym zostawić komórkę, a tym samym mieć idealną wymówkę. Mógłbym też spędzić trochę czasu na świeżym powietrzu i zwyczajnie wyrwać się z tego miejsca, ale coś mnie tutaj trzyma i mi na to nie pozwala. A raczej... nie pozwala, bym pojechał z nimi.

– Więc chyba macie sporo do nadrobienia – uznaję, wreszcie uśmiechając się sztucznie pod nosem. – Chciałem pojechać na plażę najwcześniej, jak się da, nim zbiorą się tłumy.

Kiedy się odwracam, by sięgnąć po masę do gofrów, którą zrobiła dla mnie mama – kręcąca się w pobliżu – zaważam, że tata pojawia się w drzwiach, szczerząc się od ucha do ucha. Świetnie, kolejny, który zaraz zacznie namawiać mnie do wyjazdu. Może i wymówkę z plażą zmyśliłem na poczekaniu, ale w gruncie rzeczy wyjście z domu nie jest tak złym pomysłem. Po prostu wątpię, że naprawdę nadaję się teraz na wyjścia z rodzicami i wujkami. Oni uwielbiają zadawać pytania.

Na które ja nie znam odpowiedzi.

Rune miesza masę łyżeczką, po czym marszczy brwi, patrząc na mnie, jakbym urwał się z choinki. Śmiem przypuszczać, że wywęszył moje kłamstwo, ale z jakiegoś powodu nie zamierza mnie sprzedać.

– Właśnie – mówi jednak, pstrykając palcami. – Zapomniałem o plaży. Umówiliśmy się, że wybierzemy się gdzieś, jak kuzyn z kuzynem. Nie obrazicie się, jeśli spuścimy was z oka na sekundę, nie? – pyta Rune, a wujek i ciocia śmieją się cicho, najwyraźniej ciesząc się, że uwolnią się od swojego wkurzającego syna.

Reece | DE#0,75Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz