TWENTY FIVE

215 22 65
                                    

I still howl like an animal in the darkness
And I'm reminded by the blood on my clothes
I can't stand what I've become
I'm shivering to spite the sun
We come together and were overwhelmed by the loneliness

Everytime I Die – It Remembers

Powtórka z rozrywki?

Kian pokazuje mi zdjęcia, kiedy siedzę u niego w jadalni, przeszkadzając mu w jedzeniu śniadania. Przylazłem do niego, bo było już dość późno, ale okazało się, że on zaspał, więc ciągle czekam, aż ruszy tyłek. Nie chcę spóźnić się na matematykę, ale zostawić też go nie zostawię, bo to i tak nic nie da. No i jeśli mam być szczery, wolę w spokoju obejrzeć zdjęcia i powiedzieć mu, które na pewno powinien obrobić.

Fotki wyszły naprawdę świetnie. Są surowe, ale wcale nie widać, by robił je jakiś amator. Ekspozycja i ostrość wymiatają, jest tam też kilka artystycznych ujęć i zbliżeń, które bardzo mi się podobają. A nasze portrety są totalnie z górnej półki i na pewno każdy z nas wykorzysta je na nowe profilówki. Pewnie coś pójdzie do skasowania, bo na niewielkim ekranie aparatu widzę jakieś rozmyte kawałki albo któregoś z nas z naprawdę dziwną miną, ale podsumowując – sesję koncertową uważam za jak najbardziej udaną.

Sam koncert też wyszedł świetnie. Mieliśmy słuchaczy, ktoś pytał nas też, kim jesteśmy i czy zawsze tak tam gramy. Zrobiliśmy sobie reklamę, a przy okazji nieźle się bawiliśmy. Dopiero wieczorem, gdy emocje opadły, uznałem, że naprawdę nie było się co martwić.

Szkoda tylko, że Juliette nie przyszła.

Może to faktycznie byłby idealny sposób, by jakoś ją do siebie przekonać, ale skoro się nie pojawiła, to znaczy, że po prostu o niczym nie wiedziała. To na pewno nie dlatego, że nie chciała zobaczyć nas na żywo, tak sobie wmawiam.

– Czy na tym zdjęciu Brad ma szesnaście podbródków? – pyta Kian, stukając mnie dłonią w ramię. – Może wyślę mu tę fotkę i powiem, że to jedyna, jaką mam.

– Ja bym powiedział, że ma ich dwa razy więcej – śmieję się. – Wyślij mu, pewnie się ucieszy.

Kian przeczesuje ręką włosy, a potem wreszcie kończy śniadanie. Gdy ogłasza, że leci się szybko ogarnąć, ja tylko kiwam głową, dalej przeglądając zdjęcia na jego aparacie. Nie muszę pytać o zgodę, po prostu je oglądam, on i tak nie będzie na mnie zły. Sam nie lubię, gdy pokazuję komuś coś na swoim telefonie, a palec tej osoby od razu dotyka ekranu, by przesunąć fotkę i zobaczyć coś więcej. Nie mam w komórce niczego, czego nie mógłbym pokazać, ale to jak najazd na moją prywatność.

Na karcie pamięci Kiana znajdują się różne zdjęcia. Trochę z koncertu Double Exposure, trochę ujęć starych samochodów, kilka widoków, kilka fotek koni i jaszczurek, a także portrety swoich rodziców. To one przykuwają moją uwagę. Wszystkie mają nałożony czarno-biały filtr, ich drugi plan jest trochę rozmyty i wydaje się, że były robione z zaskoczenia.

Na kilku z nich jest ojciec Kiana. James siedzi na sofie w ich salonie, a na dużym stole kawowym stoi jego laptop, wokół którego leży mnóstwo papierów. Na innym stoi przy samochodzie, trzymając w dłoni aktówkę, sprawdzając godzinę na zegarku. Na kolejnych wygląda przez okno, popijając kawę, później szuka czegoś w szafie. Ze zdjęć bije jego pewność siebie i, gdybym miał powiedzieć, z czym kojarzę Jamesa, pokazałbym właśnie te fotki. Rodzice Kiana to perfekcjoniści w każdym calu, pewne siebie rekiny biznesu. James wygląda na dumnego, nawet kiedy wykonuje zwykłe domowe czynności. Samantha za to sprawia wrażenie zmęczonej. Na fotkach zmywa naczynia z cierpiętniczą miną, przygląda się jakimś sukienkom, które wiszą na drzwiach albo po prostu siedzi w jadalni, czytając książkę. Jest też ujęcie, w którym przegląda się w lustrze, najpewniej wychodząc z pracy.

Reece | DE#0,75Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz