FIFTY FOUR

133 13 28
                                    

Looking at my years like a martyrdom
Everybody needs to be a part of them
Never be enough, I'm the prodigal son
I was born to run, I was born for this

Imagine Dragons – Whatever it takes

I co niby powiem rodzicom?

Dennis

Tiannah trzyma mnie za rękę tak mocno, że zaczynam zastanawiać się, czy nie będę potrzebował amputacji palców, jeśli wcześniej nie pozbawi mnie ich moja siostra. Ale to właściwie mniejsze zło. Najgorsze jest to, że dziewczynka piszczy za każdym razem, kiedy coś jej się spodoba. Dotychczas myślałem, że najwyższe dźwięki potrafi wydawać podczas śpiewania tylko Reece, ale Tiannah chyba zaczyna go przebijać. Gdybym wiedział, że zacznie tak ekscytować się po przyjściu do sklepu zoologicznego, może wziąłbym swoje zatyczki.

Nawet na wczorajszej premierze musicalu nie było tak głośno. Publiczność klaskała, instrumenty ryczały, ale Tiannah chyba ma w środku jakiś taki mały głośniczek. Albo lepiej – koncertowy wzmacniacz.

– Popatrz! – piszczy po raz kolejny, ciągnąc mnie w kierunku kolejnej klatki.

Lester w życiu nie wziąłby Tiann do sklepu zoologicznego. Jest przeciwny trzymaniu zwierząt w sklepach. Ja jestem trochę zbyt głupi, by mieć o tym jakieś zdanie, a Les może nie należy do wielkich obrońców praw zwierząt, ale są rzeczy, których szczerze nienawidzi. Nie wiem, jak mógłby odmówić Tiannah, bo to dziecko owija sobie wszystkich wokół palca. Nie mam zielonego pojęcia, po kim to ma, ale zawsze udaje jej się wszystkich przekonać do tego, co chce. To znaczy, czasem tak nie jest, ale w gruncie rzeczy wychodzi jej to przerażająco często. Z tego właśnie powodu zastanawiam się, jak Lester miałby oprzeć się takiemu proszącemu spojrzeniu.

Tiann od zawsze chciała mieć jakiegoś zwierzaka. Odkąd tylko pamiętam, Andrew mówił, że nie adoptuje żadnego psa lub kota, dopóki nie nauczymy się dbać o siebie nawzajem. Lata jednak minęły i według mnie dalibyśmy sobie radę, ale tata nadal nie jest co do tego przekonany. Mama zwykle jest dość zajęta, więc od razu powiedziała, że obowiązek zajmowania się zwierzęciem spadłby tylko na nas, ale mnie to tam nie przeszkadza. Ja zawsze chciałem mieć psa. Lester też! Marzyliśmy o golden retrieverze, ale musieliśmy pogodzić się z tym, że nie będziemy go mieć. Mama kupowała nam za to rybki, a raz mieliśmy nawet chomika, ale nie pożył zbyt długo.

Do dziś nie wiem dlaczego.

Nie przyznałem się przed Andrew, że dalej marzę o psie i chyba tego nie zrobię. Pewnie stwierdziłby, że robię tym nadzieję Tiannah. Nie wiem, co jest złego w posiadaniu zwierzęcia, ale skoro przeżyłem bez psa tyle lat, to chyba pożyję jeszcze dłużej. Zawsze mogę wpaść do Reece'a i pożyczyć jego kota, który chyba niezbyt mnie lubi. Ale koty to niewdzięczne stworzenia, jeśli się ich nie wychowuje. Obiecuję, że kiedyś wezmę do Martina żarcie i tak wykarmię tego kocura, że mnie pokocha.

– Denny!

Tiannah podskakuje, wskazując paluchem na szybę, za którą maleńki szczeniak spaniela bawi się gumową piłką. Chyba mam słabość na punkcie szczeniaczków, ale kto nie ma czegoś takiego? Małe zwierzaki są super. Z tym Lester na pewno by się zgodził, bo nie raz rozczula się, opowiadając nam o nowo narodzonych lwach czy innych takich...

– Dlaczego nie możemy go wziąć? – pyta siostra, wydymając dolną wargę z nadzieją, że mnie zmiękczy.

Głupio się przyznać, że gdybym mógł, pewnie wziąłbym któregoś z tych psiaków. Ten sklep zoologiczny to fajne miejsce, nie mam się do czego przyczepić. Kłopot w tym, że po powrocie do domu Andrew ukręciłby mi łeb. Jedyne, co mogę więc zrobić, to westchnąć ciężko i rzucić Tiannah kolejne spojrzenie spode łba.

Reece | DE#0,75Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz