FIFTY SIX

150 15 31
                                    

Help me, it's like the walls are caving in
Sometimes I feel like giving up
No medicine is strong enough
Someone help me
I'm crawling in my skin
Sometimes I feel like giving up
But I just can't
It isn't in my blond

Shawn Mendes – In my blood

Dobrze rozumiem?

Stuk. Stuk. Stuk, stuk. Stuk. Stuk. Stuk, stuk. Pstryknięcie. Próbuję się skupić. Nic nie działa, nie potrafię skoncentrować się na wykładzie z fizyki. Uparcie wpatruję się w zegarek, wzrokiem zmuszam wskazówkę sekundową do przyśpieszenia. Jeszcze tylko dwie minuty. Nie podoba mi się fakt, że problemy ze skupieniem wracają, to nie wróży nic dobrego. Tak długo wytrzymywałem bez ataków, bezsenności i całego wianuszka innych problemów, że chyba jednak mogłem się spodziewać, że to wszystko znów wróci. Na szczęście jako tako jeszcze się wysypiam. Najgorsze są epizody, kiedy wszystko naraz wali mi się na głowę. Nie dość, że jestem wtedy rozdrażniony bezsennością, to nie potrafię się uspokoić, skupiając się na czymś innym, co skutkuje tym, że wybucham częściej, niż norma przewiduje.

Jeszcze miesiąc. Do końca szkoły został miesiąc, dam sobie radę przez te kilka tygodni. Jedyne, o co się martwię, to moja jazda samochodem. Przecież nie mogę wchodzić za kółko rozkojarzony. Ale może mi przejdzie, prawda? Stuk. Stuk. Stuk, stuk. Cholera, uspokój się.

Zamykam zeszyt i wrzucam go do torby. Minuta. Wyglądam za okno. Od samego rana pada, znów zalało dzielnicę, którą z Kianem mijamy, kiedy jedziemy do szkoły, a także Kangaroo Point. Zamknięto też miejską plażę i nie otworzą jej, dopóki pogoda trochę się nie poprawi. Na to się jednak nie zapowiada, przynajmniej nie dzisiaj. Zgaduję jednak, że będzie tak padać tylko do jutra i w środę po południu nikt już nie będzie pamiętać o tym, że chodniki były mokre. Ale zrobi się tak duszno, że ledwo będzie szło oddychać. Naprawdę kocham Brisbane, ale te temperatury nie należą do normalnych.

Dzwonek wreszcie dzwoni. Z ulgą narzucam plecak na ramię i wychodzę z klasy. Korytarze wypełniają się uczniami, a ja zatrzymuję się, czując nagły atak. Nie potrafię określić, co się dzieje. Po prostu nagle przed oczami widzę, jak popycham jakiegoś ucznia na szafkę, bo przez przypadek potrącił Juliette. Widzę, jak stoję gdzieś, oddychając gwałtownie, aż zwracam czyjąś uwagę. Widzę, jak zaciskam pięść, wkurzony na Brada. Zamykam oczy, ktoś mnie popycha, uczniowie przechodzą obok mnie. Ściągam okulary i zaczynam iść, uchylając powieki. Nie widzę wyraźnie, wszystko jest zamazane, udaję, że czyszczę szkła, tak naprawdę starając się na moment odseparować od wyraźnych, jaskrawych kolorów, jakby to miało mi w czymś pomóc.

Nie za bardzo pomaga.

W ostatniej chwili wymijam jakiegoś ucznia. Zakładam okulary, bo bez nich czuję się jednak jeszcze gorzej. Ten nagły miszmasz myśli oznacza tylko jedno – zaczęło się. Wpadłem do kalejdoskopu i będę musiał wytrzymać w nim tak długo, aż nie pozbędę się tego uczucia. Najważniejsze jest to, by nie popaść w agresję i nie dać się zagubić w tym chaosie myśli. Jeśli mi się to uda... cóż, może coś ze mnie zostanie.

Dostrzegam Cody'ego i drepczącego za nim Dennisa, którzy wychodzą z jednej z klas. Zauważają mnie, kiedy ich wołam, wymachując rękami, ale kiedy jestem prawie przy nich, przed nosem wyrastają mi dwie dziewczyny.

– Czekaj! – Jedna z nich zatrzymuje mnie w miejscu tak gwałtownie, że prawie uderzam kogoś plecakiem w twarz. – Nazywasz się Reece Martin, prawda?

– Tak? – To brzmi bardziej jak pytanie, niż odpowiedź. – Coś się stało?

Cody lekko trzepie Dennisa w głowę, zwracając jego uwagę na mnie. Obaj podchodzą bliżej i stają w tak niefortunnym miejscu, by podsłuchać moją rozmowę, że tamują prawie cały ruch na korytarzu. A dziś nikt nie zamierza wyjść na deszcz.

Reece | DE#0,75Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz