FIFTY

193 14 36
                                    

So this is where we are
It's not where we had wanted to be
If half the world's gone mad
The other half just don't care, you see

Bastille – World gone mad

Ej, próbuję zabrzmieć pozytywnie, tak?

– Brzydko jest tak wagarować, wiesz? – podpuszczam Kiana, który rzuca mi spojrzenie spode łba. – Powinieneś być na lekcjach i się uczyć. Będziesz zamiatać drogi, jeśli nie będziesz chodził do szkoły.

– I kto to mówi?

– Muzyk!

– Będziesz grać disco-polo na weselach siedemdziesięciolatków, więc lepiej się przymknij – odgryza się, przystawiając mi środkowy palec do twarzy.

Śmieję się, dalej chcąc wkurzać Kiana, ale właśnie dojeżdżamy do zatłoczonego skrzyżowania, więc daję mu fory, by nie wpakował nas w jakiś inny samochód z tych całych nerwów. Skupiam się na utworze Owl City, który leci w radiu, tupiąc nogami do rytmu.

– Poczekasz na mnie w aucie czy idziesz na zwiady? – pyta w końcu, kiedy mijamy moją szkołę.

Korzystam z wolnego dnia, chociaż momentami ciągnie mnie, by jednak pójść na zajęcia. Oczywiście zdecydowanie bardziej wolę przerwy, ale przecież nie pojadę tam tylko po to, by siedzieć na dziedzińcu i wypatrywać Juliette. Kiedy byłem w Sunshine Coast, zwykle nie wstawałem tak wcześnie i trochę ciężko jest mi do tego znów przywyknąć, już szczególnie dziś, bo w końcu mógłbym pospać przynajmniej do ósmej, a tymczasem nie ma nawet ósmej, a jestem z Kianem w samochodzie i jadę z nim do jego szkoły. On też przekonał rodziców, by nie iść dziś na lekcje.  Chociaż właściwie wydaje mi się, że sam napisał sobie zwolnienie, ale to szczegół.

Nieważne jak, ważne, że działa.

Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek był w jego szkole. Czasem przejeżdżałem obok niej, kiedy jechałem gdzieś na miasto, ale nigdy nie byłem w środku. Z tego, co mówił mi Kian, jest tam okropnie nudno, ale mimo to zamierzam wejść z nim do środka i trochę się rozejrzeć. Chcę w końcu zobaczyć tę jego prywatną szkołę, w której nosi się mundurki. Może bardziej docenię to, że moja szkoła z nich zrezygnowała.

– Nie wsadzą mnie do jakiejś klatki, nie? – upewniam się jeszcze, ściszając trochę muzykę, bo refren jest tak głośny, że nie słyszę własnych słów.

– Nie, nie robimy eksperymentów na dzieciach – odpowiada z uśmiechem, który świadczy tylko o tym, że on nie skończył jeszcze dogryzania.

– Przypomnij mi, kiedy masz urodziny?

– Nie mów, że zapomniałeś. To wstyd – stwierdza, ale doskonale wie, że mam jakieś ukryte intencje. – Dokładnie ósmego marca, Reece.

– A wiesz, jak potrzymać idiotę w niepewności? – pytam, a ten marszczy lekko brwi, spoglądając na mnie. – Kiedyś ci powiem.

Mija dłuższa chwila.

– Ej, ja widzę, co próbujesz zrobić! – krzyczy, a jego głos robi się w pewnym momencie trochę piskliwy. – Widzisz, do czego doprowadziłeś?

– Raczej słyszę. Zaczekaj z tym do wieczora, będziesz tak krzyczeć, kiedy wejdę na scenę.

– Żebyś ty zaraz nie krzyczał, Martin! – odgraża się, popychając mnie lekko. Nie spuszcza wzroku z drogi i w końcu włącza kierunkowskaz. – Lepiej będzie, jeśli zostaniesz w samochodzie, nie chcę najeść się wstydu.

– Coś ty! – mówię natychmiast, ostentacyjnie odpinając pasy, kiedy Kian wjeżdża na teren szkoły. – Nie puszczę cię na krok!

Wiem, że przewraca oczami, ale ja już tego nie widzę, bo spoglądam na budynek. Z tej perspektywy wydaje się być niezbyt duży, może nawet mniejszy od mojego. Ma za to kilka pięter i wygląda tak, jakby ktoś wyciął go z jakiejś włoskiej lub hiszpańskiej widokówki. Dzięki otwartym korytarzom widzę uczniów, którzy spacerują przez hole. Nie widzę ich dokładnie, ale widzę, że nie wszyscy mają takie koszule, jakie Kian zwykle nosi. Na parkingu, gdzie także się zatrzymujemy, stoją luksusowe samochody. Nie znam wszystkich marek, ale już na pierwszy rzut oka widać, że do tej szkoły chodzą ludzie, którym pieniądze wręcz wystają z butów.

Reece | DE#0,75Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz