Obudziło mnie darcie się mojego telefonu, więc nie patrząc, próbowałam wyłączyć budzik. Ten jednak znowu się uruchomił, ale coś mi nie pasowało w dźwięku tego budzika. Kątem oka spojrzałam na telefon, miałam przychodzące połączenie od taty. Odebrałam na ostatnią chwilę.
-W końcu, już myślałem, że śpisz.- usłyszałam rozbawiony głos taty.- Zapomniałem Ci wczoraj powiedzieć, Eva z Chris'em przynieśli mi czarne, duże pudełko i prosili mnie, żebym Ci je przywiózł. Nie wiem, o co chodzi i co było takie ważne, że nie mogło poczekać do waszego powrotu do domu, ale nic nie mówiłem. To pudełko jest w bagażniku w samochodzie.
-To tyle? Chce mi się spać.- jęknęłam cicho, bo poczułam jak poranna erekcja Dylan'a wżyna mi się w tyłek. Jebany, stalowy pręt.
-Jasne, zdzwonię później.- powiedział i rozłączył się. Poszłam dalej spać.
Około dwunastej całą czwórką (dołączył do nas Ethan, aww) siedzieliśmy w lodziarni i każdy z nas jadł swoje lody. Ja skusiłam się na gorące maliny z lodami śmietankowym, Nina i chłopczyk zajadali się lodami w kubeczku, a Dylan uparł się na czekoladowego shake'a. Cały czas zastanawiałam się, co dała mi Eva w tym pudełku i miałam dziwne przeczucie. Wyciągnęłam telefon i wybrałam do niej numer, nie zwracając uwagi na zainteresowaną minę mojego chłopaka.
-Halo?- usłyszałam znajomy głos, lecz on wcale nie należał do ciężarnej.
-Gdzie jest Eva?- zapytałam nerwowo, jej osoba sama w sobie mnie wkurwiała. Jully ty szmato..
-O Rivera, dawno Cię nie słyszałam. Eva właśnie siedzi u Evans na dywaniku, bo ukradła coś, co do niej nie należało. Wiesz jak ogarnąć tego jej chłopaka? On za chwilę rozpierdoli cały dom dziecka.
-Niech spali tą spelunę, zanim ja to zrobię, łącznie z Tobą i Evans w środku.
-Oj, a pomyślałaś o tych wszystkich bachorach, które uważają ten bydynek za swój dom?- zapytała z kpiną. Wkurzyłam się jeszcze bardziej, nie miała tak prawa nazywać swoich podopiecznych.
-Najwyżej najpierw mi pomogą, a potem zamieszkają ze mną, frajerko. Wiesz, że cudzych telefonów się nie dotyka?
-Ja mam do tego prawo, jestem jej opiekunką, mogę wszystko.
-Ona jest w ciąży, jeśli zrobisz jej coś złego, Twoja noga nie wyjdzie nawet za kratę w głupim więzieniu, w którym zdechniesz razem z Evans.
Rozłączyłam się i straciłam apetyt. Eva coś ukradła? Ale co?
-Co się stało?- zapytał Dylan, ściskając moją dłoń.
-Tego nie wiem.- wybrałam numer do przyjaciela.- Ale się dowiem. Chris?
-I co?- zapytał szatyn, wiercąc mnie spojrzeniem, kiedy przestałam rozmawiać z blondynem.
-Okazało się, że Ewa szukała swoich papierów w gabinecie Evans, znalazła je, ale znalazła coś jeszcze, o czym kurwa się nie dowiem, dopóki nie otworzę tego pudełka.
-Jakiego pudełka?- spojrzał na mnie dziwnie.
-Tego pudełka, które jest tam.- wskazałam rozdrażniona na samochód taty, który był zaparkowany na parkingu przy parku.- Muszę się dowiedzieć, co tam jest i dlaczego nikt nie chce mi powiedzieć o co w tym wszystkim kurwa chodzi.- warknęłam, mrużąc oczy.
-Hej mała, chodź do mnie.- chłopak wciągnął mnie do siebie na kolana i musnął ustami mój policzek.- Na pewno Eva nie zabrała by czegoś, gdyby nie miała ku temu powodu. Jeśli chodzi o to pudełko.. to otworzysz je na spokojnie w mieszkaniu. Nie martw się teraz, dobrze? Spędźmy ten dzień miło, mamy małego gościa tutaj.- wskazał na Ethan'a, który akurat wycierał chusteczką buzię Ninie.
-W porządku.- wtuliłam się w ciepłe ciało chłopaka i postanowiłam nie zamartwiać się, a co do Evy, to wiedziałam, że sobie poradzi. Siedziałam w zamkniętej na klucz sypialni na krzesełku obrotowym przy biurku, naprzeciwko mnie stało czarne, papierowe pudełko, po którym nie wiedziałam, czego się spodziewać. Na wierzchu była biała karteczka z moim imieniem i nazwiskiem. Otworzyłam je ostrożnie nożem i zajrzałam do środka. Było tutaj kilka białych, ponumerowanych kopert i jedna taka, jaką dają przy odbieraniu wywoływanych zdjęciach, biały portfelik, klucze z breloczkiem w kształcie domu, gdzie był napisany adres, pudełko z biżuterii i mała, osobna karteczka, na której był napis "Kocham Cię, mała".
Rozłożyłam wszystko przed sobą i zmarszczyłam brwi. O co tu chodzi? Niepewnie sięgnęłam po kopertę z rzymską jedynką i otworzyłam ją.
Cześć kochanie, to ja! Twoja mama! Właśnie się dowiedziałam, że za kilka miesięcy będę miała dzidziusia i jestem taka szczęśliwa! Lekarze mówią, że nie mam szans na donoszenie ciąży, ale zrobię wszystko, żebyś przyszła na świat ty moja mała fasolko. Kocham Cię, mama!
Po przeczytaniu tego otworzyłam szeroko oczy. Mama? Szczęśliwa? Lekarze? Przecież ona mnie oddała! Zainteresowana wzięłam kopertę z dwójką.
Hej fasolko, jesteś tam jeszcze? Dzisiaj po raz pierwszy usłyszałam bicie Twojego malutkiego serduszka, to był najpiękniejszy dźwięk na świecie. Lekarze wciąż gadają, że dla mojego zdrowia była by lepsza aborcja, ale zabroniłam im wypowiadać tego słowa przy mnie. Nie zabiję swojego maleństwa, nawet gdy stracę swoją szansę na leczenie mojej białaczki. Leżąc na szpitalnym łóżku cały czas myślę o tym, czy będziesz dziewczynką, czy może chłopczykiem, do kogo będziesz podobna/y, do mnie, czy do tatusia. Rośnij moja myszko, mama Ange.
Hej rybko, uznałam, że to pora, byś dowiedziała się czegoś o swoim tatusiu. Po pierwsze, z tego, co wiem mieszka w Leeds, ale mówił coś o studiach w Manchesterze. Chce zostać prawnikiem. Jest przystojny.. Bardzo! Poznaliśmy się w klubie, chciałam odreagować swoją chorobę, zniszczyć się do końca przez alkohol, poniosło nas i wylądowaliśmy w jego pokoju hotelowym. Może to nie w żaden sposób romantyczna historia, ale i tak nie żałuję, bo mam przecież Ciebie i jesteś moim małym oczkiem w głowie.
Witaj skarbie, już jutro poznam Twoją płeć! Mam nadzieję, że to usg pokaże mi, co kryje się w tym moim brzuszku. Szybko rośniesz, ale i tak jesteś moją kruszynką. Ja jestem Ange Torries, mam dwadzieścia lat i niepewną przyszłość przed sobą, bo nie wiem, czy przeżyję do jutra. Wiesz, postanowiłam trochę znaleźć informacji na temat Manchesteru i o tym, czy faktycznie mają tam takie super wyposażone uczelnie dla młodych prawników, lekarzy i architektów. Tak, mają! Gdybym mogła, sama poszłabym na studia, ale niestety moje zdrowie mi na to nie pozwala i muszę kisić się w tych Londyńskich szpitalach. Jeśli Dominic mówił prawdę i pójdzie na tą uczelnię, będzie kimś! Kończę już pisać, słoneczko, bo za chwilę przyjdą na pobieranie krwi, kocham Cię.
Będę miała córkę! Dasz wiarę? Córeczkę, małą księżniczkę, małą kruszynkę! Wiesz, jak będziesz miała na imię? Ja Ci powiem, bo już wcześniej zastanawiałam się nad imieniem dla Ciebie. Stwierdziłam, że jeśli będziesz chłopczykiem, to dam Ci na imię Matthew, ale jesteś moją Dree! Cieszę się tak strasznie mocno! Byłam ostatnio w swoim mieszkaniu po swoje stare ubrania, bo zaczęłam przybierać w obwodzie i na wadze, a te, które miałam sprzed choroby były by na mnie dobre, bo przed chorobą nigdy nie byłam chuda, ba, nawet szczupła. Widziałam Twojego tatę. Był na osiedlowym placu zabaw, bawił się z małym chłopcem. I wtedy po raz pierwszy usłyszałam jego nazwisko. Rivera. Zawołał go kolega, który szedł z młodą brunetką. Od razu mogłam znaleźć podobieństwo chłopca z kolegą Twojego tatusia. Dree Rivera. Mój mały skarb. Widziałam, że Twój ojciec mnie nie poznał. Miałam o wiele mniej jasnych włosów, bardziej zapadnięte policzki i postarzyłam się strasznie. Od razu wsiadłam do taksówki i odjechałam do szpitala. Kocham Cię, kruszynko!
Cześć moja siedmiomiesięczna księżniczko! Dostałam dzisiaj wielki opieprz od brata, przyleciał do mnie specjalnie ze Stanów, w których jakiś czas temu założył swoją rodzinę. Nie był przyjaźnie do mnie nastawiony, stwierdził, że byłam głupia dając szansę na przeżycie bachora, zamiast ratować siebie. Załamałam się, kiedy wyszedł z sali, bo znowu zostałam ze wszystkim sama. Jedyne wsparcie, jakie dostałam w ciągu całej swojej choroby i ciąży dałaś mi ty. Jesteś moją nadzieją. Rodzice mnie nienawidzą, uważają za dziwkę i nie chcą mnie znać. Nawzajem, również ich nienawidzę. Nie wiedzą o białaczce i nie przyszli ani razu. Niech tak zostanie, nie chcę oglądać żadnych fałszywych mord. Kocham Cię moja nadziejo i czekam na Ciebie, aż w końcu będę mogła trzymać Cię w swoich ramionach.
Cześć mój mały smerfiku. Tak bardzo się wczoraj bałam, że mogę Cię stracić. Straciłam przytomność, a ty przestałaś się ruszać, lekarze stwierdzili, że to prawdopodobnie koniec, a ty nie żyjesz. Na sali operacyjnej się wybudziłam, miałam już na swoim brzuchu narysowane linie, które mieli przecinać, żeby wydostać Twoje martwe ciało ze mnie, ale ja czułam, czułam, że tam jesteś i nie masz zamiaru mnie zostawić. Nie zgodziłam się, kategorycznie zabroniłam im się dotykać, pani ginekolog zabrała mnie na badania i miałam rację, byłaś cała i zdrowa. Jednak jedno jest pewne, nie mam szans na przeżycie. Zadzwoniłam do brata z prośbą, czy mógł by zająć się Tobą po mojej mojej śmierci, nie zgodził się. Chciałabym, żebyś była blisko swojego taty, dlatego na miejsce, w którym zamieszkasz będzie dom dziecka pani Evans w Manchesterze. Za kilka dni, gdy mój stan się polepszy będę mogła odwiedzić Manchester i ustalić wszystko, co będzie potrzebne do oddania Ciebie w to miejsce. Mam nadzieję, że spotkasz kiedyś tam swojego tatę i powiesz mu, że za nim tęskniłam, mimo że prawie wcale go nie znałam. Do następnego listu, aniołku.
Hej kaczuszko, właśnie wróciłam do swojego szpitalnego pokoju. Byłam w Manchesterze, podpisałam wszystkie papiery z panią Evans, ale wciąż byłam niepewna tego domu dziecka. Może lepiej powiedzieć Dominic'owi? Nie, on ma przecież całe życie przed sobą. Byłam pod uczelnią, o której kiedyś czytałam w intrenecie i widziałam go. Przez te kilka miesięcy nic się nie zmienił, wciąż tak bardzo przystojny. Przyłapałam się na tym, że ostatnio co raz częściej o nim myślę. O tych jego pięknych, zielonych oczach, o oczach, przepełnionych pożądaniem i o tych wspaniałych różowych ustach, których smak chciałabym skosztować jeszcze raz, o czarnych jak smoła włosach, w których chciałabym zatopić swoje palce. Chciałabym jeszcze raz poczuć jego dłonie na sobie, ale wiedziałam, że to niemożliwe. Pamiętaj dziecko, baw się jak tylko możesz, używaj życia, kochaj, zrób coś szalonego! Moją jedyną szaloną rzeczą była impreza, na której przespałam się z nim. Nie żałuj niczego, co spotkało Cię w Twoim życiu, o nie! Nie żałuj, że pokochałaś skurwieli, nie żałuj, że taki scenariusz napisało Ci życie, bo tylko to przyczyniło się do tego, jaka jesteś teraz i czy jesteś szczęśliwa. Ja żałuję tylko tego, że nie będę mogła Cię wychować i zaopiekować się Tobą, jak na matkę przystaje. Kocham Cię moja mała wariatko, ale błagam, nie wierć mi się tak w tym brzuchu, bo nie wytrzymam do cesarki i urodzę Cię jeszcze w dzisiaj.
Po przeczytaniu tych wszystkich listów zaczęłam przeglądać zdjęcia. Wyłam z płaczu, bo przez tyle lat oskarżałam ją o to, że mnie zostawiła, a ta kobieta postanowiła stracić życie, żeby mnie urodzić. To jest bohaterka. Moja bohaterka, która dała mi życie mimo przeciwności innych. Mimo, że nie miała nic, oprócz sali szpitalnej, kroplówek, zastrzyków i mnie. Nikt nie zgodził się z jej decyzją, ale ona była szczęśliwa i to ja dawałam jej to szczęście. Była piękna. Miała długie, blond włosy, których fale rozchodziły się po jej ramionach. Miała niebieskie oczy, głębokie niczym ocean, szeroki i piękny, różowy uśmiech, zadbane paznokcie. Na tym zdjęciu miała ubraną letnią, zwiewną sukienkę. Drugie zdjęcie, jakie dokładnie sprawdziłam, było to zdjęcie ciężarnego brzuszka od boku. Ja jestem w środku? Z tyłu było napisane "Ósmy miesiąc z moim aniołkiem. Grudzień, 1997." Trzecie zdjęcie przedstawiało noworodka o czarnych włosach. Boże, czy to jestem ja? "Dree Rivera, 04.01.1998. Moja nadzieja"
CZYTASZ
Zamknięte Bramy ✔
Romance-Uważaj, jak łazisz!- usłyszałam pisk opon, a ja przestraszona odskoczyłam do tyłu.- Ślepa jesteś?! Mogłaś mi samochód rozjebać! Ten samochód jest więcej wart, niż całe Twoje życie!- warknął chłopak, który wyszedł, trzaskając drzwiami. -Wal się.- wa...