Nie wiem ile czasu minęło od jego odejścia. Nie wiem ile czasu jestem jego więźniem. Nie wiem co się ze mną stanie... Niewiedza to przekleństwo, a jednocześnie dar od losu. Nienawidzę jej i kocham ją całym sercem. Okrutna irracjonalna skrajność świata... Wgapiam się pustym wzrokiem w moje zakute w stal kostki. Jak bardzo chciałabym je z siebie zerwać... Odkąd Joker odszedł po jego nieudanej próbie manipulacji i o dziwo nawet mnie nie tknął, siedziałam ze wsuwką w dłoni uparcie próbując wydostać się z tych kajdan. Niestety realny świat nie działał tak jak ten ukazany w filmach i wsuwka niczego nie zdziałała. Durne cholerstwo... Najgorsze było jednak to, że samotność w połączeniu z moim obecnym położeniem wywierała na mnie druzgocący wpływ. W najmniej oczekiwanych chwilach zaczynałam się zastanawiać nad tym co wmawiał mi Joker. Najbardziej jednak przerażało mnie to, że im dłużej tu siedziałam tym bardziej jakąś mikrocząstkę mnie przekonywały jego chore argumenty... Musiałam się stąd wydostać! Nie zwariuję. Nigdy nie stanę się taka jak on. Prędzej zginę. Westchnęłam ciężko. Ile już tu siedzę? Ile mogło minąć? Ile dni już tu jestem? Oczywiście ile razy bym sobie nie zadała tych pytań i tak nie znam na nie odpowiedzi. Niedawno jakiś osiłkowaty podwładny tego uśmiechniętego potwora bez słowa rzucił w moją stronę kilka butelek wody, po czym z przerażającą obojętnością wyszedł po skrzypiących dwudziestu trzech schodach zostawiając mnie na pastwę własnego zarażonego filozofią życiową Jokera umysłu i jego krwią w moich żyłach. Teraz zdobyłam pewność moich przypuszczeń. Joker nie zabije mnie. Zrobi coś znacznie gorszego... Sprawi, że zwariuję... Nie mogę mu na to pozwolić. Nie skończę jak moja matka... W momencie gdy o niej pomyślałam przeszył mnie zimny dreszcz. Wciąż nie wiedziałam czy żyje... Jakby tego jeszcze było mało oprócz moich coraz dziwniejszych i bardziej przykrych myśli zaczął mi towarzyszyć ktoś jeszcze... Głód. Okrutna ciernista kłująca istota rozwijająca się niczym plaga w moim ciele. Żyjąca pod moją skórą niczym pasożyt wciąż domagający się pożywienia. Miałam wrażenie, że mój żołądek zjada sam siebie... Dopiero teraz zaczęłam sobie zdawać sprawę dlaczego dał mi wodę, a nie jedzenie. To był kolejny rodzaj tortury... Bez pożywienia człowiek może przeżyć max miesiąc. Czy zamierza mnie głodzić aż tak długo? Przecież jeśli mam być jego nowym pupilkiem muszę mieć siłę by dla niego mordować, prawda? Bez pożywienia nie będę jej miała. Ile w takim razie zamierza przeciągać to chore okropieństwo? Czy to ma sprawić, że stracę rozum? Coś tak oczywistego, coś tak prostego, że w codziennym życiu nie zwracamy na to uwagi? Odkręcam czwartą butelkę wody mając nadzieję, że choć trochę ukoi to ciernistą istotę pożerającą mnie żywcem od środka. Jak zwykle nadzieja jest tylko pustą obietnicą lepszego jutra, które wcale nie następuje i najpewniej nigdy nie nastąpi... Słyszę nagły szelest i momentalnie obracam się w jego stronę. Pulchny szczur porusza swoimi wąsikami mierząc mnie ciekawskim spojrzeniem. Pewnie zastanawia się ile swoich kumpli potrzebuje by mnie zjeść... Ja natomiast zaczynam się zastanawiać jak bardzo zdesperowana musiałabym być by zjeść jego. Perspektywa ta po tylu dniach głodowania (oczywiście nie mam pojęcia ilu dokładnie) o dziwo nie wydaję mi się już tak bardzo obrzydliwa jak na samym początku. Przez chwilę zastanawiam się czy dosięgnę do brudnego zwierzęcia i czy właściwie będę miała siłę by je zabić, ale porzucam ten pomysł przypominając sobie, że pewnie czegoś takiego z mojej strony spodziewa się Joker. Nie będę działać zgodnie z jego przewidzeniami. Będę robić wszystko dokładnie na odwrót. Będę sprzeciwiać się jego woli dopóki moje serce nie przestanie bić, a moje ciało nie spocznie w trumnie. Dopiero teraz patrząc na pulchnego szczura u kresu sił pożerana przez głód i ból zdałam sobie sprawę z okrutnie smutnej prawdy, której wcześniej nie byłam w stanie dostrzec. Byłam szczurem. Wyrzucanym na bruk, sponiewieranym, uważanym za gorszego od innych, kryjącego się po kanałach, zdesperowanego by przetrwać w świecie, który go nienawidzi i za wszelką cenę chce go zniszczyć. Obróciłam się z prędkością błyskawicy w stronę otwieranych drzwi u szczytu schodów zgodnie z moją rosnącą z każdym następnym dniem spędzonym w tej ciemnej piekielnej piwnicy gorszej od lochu paranoją. Obserwowałam nienawistnym wzrokiem schodzącego po dwudziestu trzech skrzypiących niemiłosiernie schodach osiłka ze zgrzewką butelek wody. Na jego twarzy nie można było dostrzec najmniejszych uczuć. Był tak obojętny, że to aż raziło. Zwykle przestępcy bardzo otwarcie ukazywali swoje emocje... gniew, pogarda, pożądanie... Ten natomiast wydawał się być skałą. Czy wszyscy pracujący dla Jokera tacy byli? Czy on był wyjątkiem? Ostatnim razem milczałam wpatrując się w niego morderczym spojrzeniem. Teraz postanowiłam schować na chwilę dumę do kieszeni i się do niego odezwać. Posiadał informacje, które były mi rozpaczliwie potrzebne. Nie liczyłam na pomoc. Nie byłam tak głupia. Chciałam jedynie choć strzępka informacji. Chciałam jedynie dzisiejszej daty. Chciałam jedynie otworzyć usta i odezwać się do kogoś upewniając się, że jeszcze nie zwariowałam, że jeszcze żyję, że jeszcze potrafię coś ludzkiego, zwyczajnego, normalnego... Pragnęłam także jedzenia. Pokarmu dla tej bestii pochłaniającej bezlitośnie moje wnętrzności i potrzebne mi do życia organy. Ale doskonale wiedziałam, że nie mogę nawet pomarzyć o czymś takim jak litość Jokera lub jego masakrycznie lojalnych ludzi, którym musiał płacić niewyobrażalne sumy... i zagrażać najgorszymi koszmarami... Przyjrzałam się osiłkowi-skale. Był to wysoki umięśniony mężczyzna o oliwkowej cerze około czterdziestki. Głowę miał ogoloną na łyso, a na niej wytatuowaną cyfrę dziesięć. Miał ostre rysy i szeroki nos oraz ciemne piwne oczy otoczone krzaczastymi brwiami. Nie odróżniał się wyglądem od przestępców z ulic Gotham, ale jednak jego zachowanie było zupełnie różne od nich.
-Jesteś robotem? - rzuciłam pierwsze co mi ślina przyniosła na język. Mężczyzna momentalnie spojrzał na mnie pełnym zimnej obojętności spojrzeniem. Aż przeszedł mnie od niego chłód. Zignorowałam to i wykrzywiłam usta w coś na kształt sarkastycznego uśmieszku.
-Nie. - odparł krótko po przedłużającej się chwili milczenia niskim zachrypniętym głosem. Albo dużo krzyczał albo mało pił, albo tak rzadko się odzywał, że jego głos odzwyczaił się od współpracy z poleceniami wydawanymi przez jego neurony. Liczyłam na trochę bardziej rozbudowaną odpowiedź, ale w sumie czego mogłam się spodziewać po tym kamiennym obliczu wiecznej obojętności? Przynajmniej mi odpowiedział...
-Skąd więc ta obojętność? - spytałam pragnąc podtrzymać rozmowę i wyciągnąć z niego cokolwiek co mogłoby mi pomóc w ucieczce lub chociaż w utrzymaniu zdrowych zmysłów. Nie odpowiedział. Położył obok mnie zgrzewkę butelek wody i odwrócił się kierując spokojnym krokiem do wyjścia. Zmrużyłam oczy. Nienawidziłam ignorancji, ale jeśli chciałam uzyskać jakąkolwiek odpowiedź na któreś z moich wciąż mnożących się pytań musiałam zignorować jego ingnorancję.
-Który dzisiaj jest? - zapytałam zamiast standardowego ''spłoniesz w piekle za ignorowanie mnie, gdy już wydrapię ci te obojętne oczy!".
-Nie mogę ci tego powiedzieć. - odrzekł beznamiętnym tonem nawet się nie obracając. A więc Joker celowo to robił. To była część jego planu. Tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że wytrzymam i nie zwariuję. Że go pokonam w jego własnej grze. Że to ja wygram pomimo przegranej... Zwalczyłam ochotę sarkastycznego pogratulowania osiłkowi umiejętności budowania pełnych zdań.
-A powiesz mi chociaż jak się nazywasz? - zapytałam, gdy ten był już na dwunastym schodku. Odwrócił się w moją stronę i gdyby nie to kamienne oblicze mogłabym przysiąc, że zszokowało go moje pytanie.
-Nazywam się Buff. - odpowiedział kiedy już myślałam, że odwróci się i odejdzie. Gdy drzwi się za nim zatrzasnęły zaczęłam się zastanawiać co takiego mogło się wydarzyć, że Buff zmienił się w nieczułą chodzącą wieczną bezlitosną zimną obojętność. Joker...
CZYTASZ
Lose your mind!
FanfictionKontynuacja ''Why so serious?". Rok i trzy miesiące... Tyle minęło od ucieczki największego koszmaru Gotham. Joker zniknął postrzelając Harleen Quinzel i ciężko raniąc Robina. Lucy zaginęła najprawdopodobniej porwana i zamordowana przez własnego o...