Rozdział VII

1K 92 10
                                    

OBECNIE

    Szłam ciemną uliczką Gotham podążając w kierunku starego magazynu zabawek. Odbywało się tam spotkanie narkotykowych szych stojących na czele imperium zbudowanego na śmierci i kalectwie swych klientów. Plotka głosiła, że miał tam się także zjawić i guru całej sekty sprzedawców dragów - Strach na Wróble. I to właśnie z jego powodu udawałam się w samo serce diabelskich substancji. Mój tatuś uważał tego kryminalistę za godnego sojusznika. Którego później najpewniej rzucimy na pożarcie jakimś potworom... Ale póki co show musi trwać! Poza tym serum strachu wyzwalające w ludziach ich największe lęki brzmi obiecująco. Wszystkie potwory wychodzą spod łóżek...wszystkie koszmary stają się częścią rzeczywistości... Wszystkie monstra wychodzą na światło dzienne nie bojąc się spopielenia...Ale musi być zabawa! Jednym susem przeskoczyłam płot pod napięciem i wylądowałam na ugiętych nogach po drugiej stronie żelaznej bariery odgradzającej zepsuty świat Gotham od jego zbrukanego krwią niewinnych serca. Chociaż, czy choć jeden człowiek był naprawdę niewinny? Wszyscy byliśmy, jesteśmy i będziemy szaleńcami, zabójcami i kłamcami... Nikt nie jest w rzeczywistości dobry... Każdy jest w jakiś sposób zepsuty... tylko nie każdy jest się w stanie do tego przyznać... Założyłam czarną maskę do graffiti pamiętając słowa mojego kochanego taty bym nie zdradzała kim naprawdę jestem. Poprawiłam kamizelkę kuloodporną i odbezpieczyłam broń. Czas wystraszyć Strach...

-Mam w dupie Pingwina i jego cholerne terytorium! Chcę moich zysków ze wschodniego kwartału! - wrzasnął jeden z przestępców z wściekłością odrzucając swoje krzesło do tyłu. Jego twarz przybrała barwę dojrzałego pomidora, a żyłka na szyi była tak wyeksponowana jakby za chwilę miała pęknąć. Bezszelestnie zakradłam się na balkon wokół hangaru, w którym trwała kłótnia przy wielkim stole i zdjęłam strażników w ciągu kilku sekund. Przykucnęłam przy balustradzie i przeliczyłam pozostałe w hangarze osoby. Dwudziestu handlarzy, trzydziestu ochroniarzy uzbrojonych po zęby i ja. Gdzie podziewał się słynny Strach na Wróble?

-A ja moich od małolatów z East Endu! - krzyknął ktoś jeszcze. Nawet ja wiedziałam, że odkąd Red Hood przejął mafię po aresztowaniu Czarnej Maski (co nawiasem mówiąc chyba miało związek ze mną, niestety nie potrafię sobie przypomnieć szczegółów choć niezmiernie mnie one ciekawią) żaden diler nie mógł zbliżyć się ze swoim towarem do dzieciaka poniżej osiemnastki. Ja chyba zaliczałam się do tej kategorii... choć...Ile ja właściwie miałam lat?

-Chcesz wkurzać Red Hooda?! Miłej śmierci zasrańcu!- warknął w odpowiedzi ktoś z ponurym śmiechem. Przewróciłam oczami. Tatuś miał rację. Ludzie byli skazani na piekło...

-Ten cholerny moralny wykolejeniec rujnuje mi biznes! - poskarżył się jakiś łysy mężczyzna około trzydziestki.

-Jakie to przykre! Dać ci chusteczkę pieprzony mazgaju czy może od razu strzelić ci w łeb na poprawę nastroju?! Gwarantuję momentalny zgon w gratisie! - wykrzyknęła jakaś kobieta odbezpieczając pistolet. Zaśmiałam się pod nosem. Oni sami siebie powybijają! Czy to nie zabawne? Wystarczy tylko poczekać...

-Nie tylko wy macie problemy przez kaptura i Pingwina! Ogarnijcie więc z łaski swojej swe wielebne dupy i przestańcie ciągle narzekać! Rozpieprzacie mi świąteczny nastrój! - wykrzyknął jakiś mężczyzna, a ja zmarszczyłam brwi. Świąteczny nastrój? Mamy jakieś święta? Spojrzałam za okna. Był początek wiosny. Wielkanoc? Taaak! To musi być to! Ale gdzie w takim razie jest mój tatuś?! Mam spędzać święta samotnie?! Chcę wielkiego królika!

-Katolik się kurwa znalazł! Pewnie wierzysz w Piekło. Mogę ci załatwić tam bilet! - wrzasnął jakiś zbulwersowany mężczyzna wycelowując pistolet w środek czoła domniemanego ''katolika''. Chwilę później wszyscy celowali do siebie z broni. Ochroniarze stali jak zaklęci prawdopodobnie przyzwyczajeni do tego rodzaju widoków. Spojrzałam na całą scenę wygłodniałym wzrokiem. Kto pierwszy pociągnie za spust?

Lose your mind!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz