15 MIESIĘCY WCZEŚNIEJ
Moja nadzieja ulatnia się szybciej niż dym znad ogniska. Uśmiechnięty potwór patrzy na mnie wnikliwie. Nie mam pojęcia po co. Przecież pewnie i tak doskonale wie co teraz zrobię. Wyprzedza mnie o lata świetlne. Przy nim mój domniemany spryt to nieudolna próba zaskoczenia diabła. Jak mogłam być tak głupia? Jak mogłam uwierzyć, że po prostu stąd wyjdę? Jak mogłam tego nie przewidzieć? Joker wynajmuje gwałcicieli. Jest szalony, nie powinno mnie to więc dziwić... Zaciskam pięści by powstrzymać drżenie rąk. Co to monstrum planuje względem mnie? Jak daleko jest w stanie się posunąć? Czy przejrzy moje zamiary nim zdążę je przywołać na myśl? Gdy ja zatapiam się w coraz pesymistyczniejszych wersjach przyszłości próbując odgadnąć choć mikrocząstkę planu tego cholernego psychopaty, demon w fioletowym garniturze wchodzi do pokoju, w którym spędziłam tyle samotnych miesięcy i po kolei zaczyna podrzynać gardła moich niedoszłych oprawców. Otwieram szerzej oczy. Morduje własnych ludzi?! Nim zdążę pomyśleć o tym co robię moje nogi same wyrywają się naprzód, a ja przepycham się wśród osiłków do pokoju i z niewiadomych przyczyn powstrzymując Jokera przez zamordowaniem kolejnego człowieka. Patrzy na mnie tymi swoimi oczami, w których zamieszkują najgorsze nocne koszmary i przechyla kredowobiałą głowę na bok w dziwnym geście. Sama nie wierząc w to co właśnie robię spoglądam na moją bladą dłoń zaciśniętą na jego prawym nadgarstku z wielkim ostrym nożem. Szkarłat skapuje na rękaw mojej koszulki wsiąkając w materiał niczym woda w gąbkę. Zastanawiam się co mi strzeliło do głowy żeby irytować potwora dla marnej gnidy, która chciała mnie wykorzystać, ale wciąż nie puszczam dłoni zielonowłosego szaleńca. Joker nie spuszcza ze mnie spojrzenia, na jego ustach wykwita upiorny uśmiech. Po chwili wybucha śmiechem. Nie wiem jak się zachować. Wydaję mi się, że straciłam kontrolę nad własnymi poczynaniami. Moje kończyny działają na przekór instynktowi, który wrzeszczy bym uciekała, póki ten potwór jest zajęty mordowaniem innych. Dlaczego to robię?
-Och, Lucy, Lucy... Jesteś tak strasznie zniszczona przez społeczeństwo i zmoralizowana, że nawet tych marnych kretynów nie potrafisz pozbawić życia. Zabijasz jedynie pod silną presją... To niesamowicie irytujące! - wykrzyknął Joker, po czym uderzył mnie głownią noża w skroń i kopnął tak mocno, że wylądowałam twardo na ziemi. Krew z gardła ostatniego mężczyzny ochlapała mnie, gdy tylko podniosłam obolałą głowę. Żołądek podszedł mi do gardła. Z trudem powstrzymałam jego zawartość przed eksplodowaniem.
-Zabijasz własnych ludzi?! Po jaką cholerę?! - wykrzyknęłam nie mogąc uwierzyć. Przecież to nielogiczne! Jasne, gangsterzy zabijają swoich ludzi, gdy zdradzą, ale przecież ci wyraźnie wykonali polecenie! Joker obrócił się w moją stronę kręcąc głową jak gdybym stanowiła jakiś śmieszny głupiutki element bajki dla dzieci.
-Marionetek podążających za bezwartościowymi papierami nie brakuje w tym poważnie zepsutym świecie uśmieszku. - odparł z tym makabrycznym uśmiechem na trupim obliczu szaleństwa. Po czym podążył do wyjścia. W połowie drogi obrócił się.
-Rusz się Lucy! Mamy plany na resztę dnia! - rzucił wesoło Joker wskazując ruchem ręki w fioletowej rękawiczce bym podążyła za nim. Westchnęłam podnosząc się z podłogi i ocierając twarz z posoki trupów rozsianych wokół mnie. Widok nie należał do najpiękniejszych delikatnie mówiąc... Wszędzie była tak rdzawoczerwona krew... wszędzie...
Ze spuszczoną głową podążałam za wyraźnie zadowolonym uśmiechniętym potworem. Moja nienawiść do niego była niemal namacalna. Powłóczyłam nogami zastanawiając się gdzie w tym miejscu są drzwi wyjściowe... i czy w ogóle są... Jak miałam stąd uciec? Krew na mojej twarzy i dłoniach niesamowicie mi doskwierała. Czułam się okropnie z tym faktem. Jasne... może i nie ja zabiłam, ale mając na rękach czyjąś krew po prostu nie można czuć się dobrze. Liczyłam, że zatrzymamy się w łazience, ale oczywiście nic takiego nie nastąpiło. Zamiast tego szliśmy długim korytarzem, a potem wdrapywaliśmy się po schodach na kolejne piętro tylko po to by znowu iść korytarzem zdającym się ciągnąć w nieskończoność. Jak wielkie było to miejsce? Dlaczego nigdzie nie było okien? Gdzie się znajdowało? Pytania wciąż się mnożyły, a zasób odpowiedzi wciąż się kurczył... W końcu zatrzymaliśmy się w przestronnym salonie z kominkiem, w którym buchał czerwony niczym krew na moich rękach i twarzy ogień. Ściany były pomalowane na ciemny odcień żółtego i pokryte różnobarwnymi gobelinami. Ciemną podłogę wyścielał perski dywan, a po środku pomieszczenia stał wielki drewniany stół do gry w karty jakie widuje się w droższych kasynach (przynajmniej tak myślę, bo w żadnym nie byłam). Za stołem stało kilka sporej wielkości skórzanych kanap, na których siedzieli gangsterzy z wytatuowanymi cyframi na ciele. O co chodziło z tymi wszystkimi cyferkami?! Joker wskazał mi miejsce przy stole. Zmarszczyłam brwi. Chce ze mną grać w karty? Co do jasnej cholery?!
-Nie umiem grać w pokera. - wyznałam buńczucznie zakładając się rękoma. Joker skinął palcami na dwóch osiłków, z którymi tu przyszliśmy, a oni momentalnie chwycili mnie i nim zdążyłam zaprotestować posadzili przy drewnianym stole. Joker zajął miejsce naprzeciw mnie. Świetnie! Czyli teraz mam grać o czyjejś życie w karty, tak?!
-Nie będziemy grać w pokera uśmieszku. - odparł Joker rozkładając karty w ułożenie, które niestety rozpoznawałam. Grałam w to kiedyś z Andrew... - Zagramy w Czarnego Piotrusia. - dodał zielonowłosy psychopata, a ja zacisnęłam pięści na oparciu krzesła.
-A jeśli nie chcę z tobą zagrać? - zapytałam pretensjonalnie. Joker uśmiechnął się okrutnie.
-To jeden ze szpitali w Gotham City zniknie z powierzchni ziemi. - odparł jak gdyby nigdy nic wzruszając ramionami. Przełknęłam głośno ślinę. Setki niewinnych, rannych ludzi...
-Jakie są zasady? - spytałam wyzywającym tonem. Joker rozciągnął usta w jeszcze szerszym uśmiechu.
-Każda para kart dla ciebie to milion dolarów dla jednej z siódemek, o tam. - wytłumaczył wskazując na jedną z kanap gdzie siedzieli umięśnieni gangsterzy z wytatuowanymi siódemkami, którzy wymienili się podekscytowanymi spojrzeniami na wymienioną sumę pieniędzy. - Każda para dla mnie to oddanie przez siódemkę miliona bądź zamordowanie innej siódemki i zatrzymanie pieniędzy. Siódemkę wskazujesz ty. W przypadku twojej wygranej całą wygraną przejmują szóstki, w przypadku mojej wygranej siódemki oddają wygraną szóstkom, bądź zabijają szóstki i zatrzymują zdobyte miliony.
-To dziwne zasady... - przyznałam, choć spodziewałam się czegoś takiego po tym psychopatycznym potworze. Buff rozdał nam karty.
Odłożyłam pięć par. Piła łańcuchowa. Lalka. Wózek. Pistolet. Trup. Z tłumu gangsterów dało się słyszeć okrzyki radości. Joker odłożył cztery pary. Łom. Huśtawka. Motylek. Bomba. W pomieszczeniu nagle zrobiło się goręcej. Huk wystrzału. Odgłos bijatyki. Krzyk poległych. Nie obróciłam głowy. Przełknęłam głośno ślinę. Ile można zrobić dla pieniędzy... Zostały jeszcze trzy pary i Czarny Piotruś... Jeśli przegram ten pokój utonie w szkarłacie... Joker podał mi kartę. Hulajnoga. Odłożyłam kolejną parę. Zostały dwie... Podałam Jokerowi zakrwawioną siekierę. Odłożył parę. Kolejny wrzask. Kolejne milion dolarów. Kolejna ofiara. Psychopata podał mi Czarnego Piotrusia. Przełknęłam głośniej ślinę. Podałam uśmiechniętemu demonowi misia. Odłożył parę. Podałam mu szybko pechową kartę, dopiero po chwili spostrzegając, że wciąż trzymam w dłoni Czarnego Piotrusia... Joker odkłada ostatnią parę, a ja czuję jak moje zakończenia nerwowe zaczynają zamarzać. Pomyliłam się... Oddałam złą kartę... Przegrałam...
-Joker wygrywa. - ogłasza Buff zwyczajowym okrutnie obojętnym głosem, a ja obracam wzrok. Nie chcę widzieć tego co się za chwilę wydarzy. Joker w ułamku sekundy znajduje się obok mnie i przekręca siłą moją głowę w stronę rozpętującej się masakry. Walczę by obrócić głowę, ale siła z jaką zielonowłosy szaleniec na mnie działa nie pozwala mi na to.
-O nie mój uśmieszku... Chcę żebyś to zobaczyła... - szepcze mi do ucha przerażająco rozbawionym tonem Joker. A ja czuję zimny dreszcz przechodzący mnie od palców stóp po końcówki włosów.
Mężczyźni z wytatuowanymi siódemkami ze zwierzęcym mordem w oczach rzucają się na tych z szóstkami. Scena wygląda jak wyciągnięta z horroru. Ludzie rozszarpują się na strzępy wszelkimi możliwymi sposobami i narzędziami. Słychać wrzaski obdzieranych ze skóry, krzyki umierających i śmiech morderców. Wszędzie jest krew... Jeden z gangsterów wygrzebuje gołymi rękoma serce innego i unosi je w górę niczym trofeum. Inny wycina nożem jelita jakiegoś człowieka, po czym dusi go nimi... Ktoś jeszcze wydłubuje innemu oczy wrzucając mu je do gardła... Zawartość mojego żołądka podskakuje niczym piłki na trampolinie. Nie wierzę w to co widzę... Jedno to zabić... Drugie to zmasakrować... A tutaj miało miejsce to drugie... Makabryczna masakra... Piekło na ziemi... I wszystko to dla pieniędzy. Nie wytrzymując dłużej zwymiotowałam wyrzucając w okropnych konwulsjach mój ostatni posiłek. To było zbyt wiele...
-Widzisz Lucy? Ten świat gnije. Sądzisz, że jest wart ratunku? - zapytał Joker z satysfakcją, a ja spojrzałam przeszklonym wzrokiem na porozrzucane szczątki. Kilka centymetrów dalej leżała czyjaś trzustka... Gdybym miała jeszcze czym pewnie znowu bym zwymiotowała. Odpowiedź na pytanie Jokera była oczywista... Nie.
CZYTASZ
Lose your mind!
FanfictionKontynuacja ''Why so serious?". Rok i trzy miesiące... Tyle minęło od ucieczki największego koszmaru Gotham. Joker zniknął postrzelając Harleen Quinzel i ciężko raniąc Robina. Lucy zaginęła najprawdopodobniej porwana i zamordowana przez własnego o...