15 MIESIĘCY WCZEŚNIEJ
Podnoszę się z zimnej podłogi, powoli jak dziecko stawiające pierwsze kroki. Czuję jak moje mięśnie kurczą się i rozkurczają z trudem jak nieużywana maszyna powracająca do pracy po długich latach nieużytkowania. Mój organizm jest teraz słaby i wycieńczony... Moje myśli są kłębowiskiem niemego krzyku. Moje mięśnie przypominają watę cukrową, a ciuchy są tak sztywne, że mogłyby robić za ścianę regipsową. Mam ochotę wrzeszczeć i zadźgać tego potwora, który mnie do tego doprowadził. Bezsilność to makabryczny koszmar rozgrywający się na twoich oczach, zakuwający cię łańcuchami, których nie sposób zerwać.. Jesteś świadkiem własnego życia, które toczy się dalej bez twojego udziału. Nie masz wpływu na to co się wydarzy, możesz tylko obserwować...jak mysz laboratoryjna gdy odcina się jej ogon by sprawdzić czy potrafi odrosnąć... Nie potrafię znieść własnej słabości...a najgorsza jest parząca niczym kwas świadomość, że Joker ma rację... Jestem od niego zależna. Dopóki nie odzyskam sił nie jestem w stanie uciec. Jestem na jego łasce... moje przetrwanie zależy od kaprysu demona w wypalonej kwasem kredowobiałej skórze... Zimny dreszcz przechodzi mnie od palców stóp przez plecy po końcówki włosów. Zaciskam zęby by powstrzymać ich nerwowe drżenie. Nie mogę się załamać... przecież to dopiero początek... przecież on tego właśnie się spodziewa...tego chce... Przełykam głośno ślinę i zaczym obmacywać ścianę w poszukiwania włącznika światła. Obawiam się tego co mogę zobaczyć gdy je włączę... Naciskam zimny w dotyku przełącznik, a pomieszczenie zalewa jasnobiałe światło. Mrużę oczy próbując się przyzwyczaić do mocnego oświetlenia. Gdy rozpoznaję miejsce, w którym się znalazłam jestem tak zszokowana, że wybucham panicznym śmiechem wyrażającym jednocześnie ulgę i przerażenie normalnością. Łazienka. Najzwyczajniejsza w świecie łazienka. Wyłożona niebiesko-białymi kafelkami z mozaikami, wielką wanną, narożnym prysznicem, dwoma umywalkami, lustrem, toaletą, i zapasem papieru toaletowego, który starczyłby na owinięcie willi Bruce'a Wayne'a w Halloween. Jest urządzona w stylu wyspiarskim. Wszędzie widzę muszelki najróżniejszych rodzajów. Na umywalce leży zapakowana szczoteczka do zębów i pasta miętowa. Na półkach nad wanną ułożone są czyste ręczniki. Dopiero teraz patrząc na to wszystko zdaję sobie sprawę jak brudna jestem i jak rozpaczliwie mocno potrzebuję prysznica i czystych zębów... Naciskam klamkę drzwi. O dziwo są otwarte... tak łatwo mogłabym teraz stąd uciec... za łatwo... Z bólem serca zamykam drzwi powstrzymując się od oczywistej pokusy, która byłaby zgubna w skutkach... Muszę odzyskać siły by stąd uciec. Joker może i jest bezlitosnym, okrutnym potworem, ale jedno mogę mu przyznać, potrafi zaplanować koszmar... Jestem teraz więźniem własnej bezsilności, a opór jest dla mnie śmiertelnym zagrożeniem... choć i tak nikt celowo mnie tu nie zabije... bym cierpiała dłużej... Jeśli chce wygrać wojnę muszę przegrać to starcie. Muszę korzystać z dobrej woli by odzyskać pełną sprawność i w odpowiednim momencie zaatakować. Joker może i jest kilka ruchów do przodu, ale ja nie jestem tak naiwna jak mu się wydaje. Ja też potrafię grać...
Przekręcam klucz w zamku i momentalnie zrzucam z siebie brudne ciuchy. Nie patrząc w lustro wchodzę pod ciepły strumień wody. Zasuwam prysznic i zamykam oczy czując ściekający po mnie brud, pot i szkarłat. Woda pod moimi stopami przybiera rdzawą barwę. Wypełniam mój umysł oczyszczającą pustką. Tak łatwo byłoby zapomnieć... tak miło byłoby nie istnieć... tak źle by było stracić definicję samego siebie... Krople wody ściekają po moich plecach i moczą podłogę. Stoję w bezruchu dłuższy czas. Moje oczy poruszają się pod zamkniętymi powiekami, a woda pod moimi stopami tworzy kałużę. Mokre włosy sprawiają, że moja głowa wydaje się niemożliwie ciężka pomimo, że wypełniłam ją nic nie ważącą błogą pustką... ale coś szarpie zasłoną pustki i fałszywa mgła ulgi opada pozostawiając chaos i ból w miejscu, w którym powinien panować ład i porządek. Otwieram oczy i zaczynam wrzeszczeć. Krzyczę na cały głos czując jak mój gniew przeradza się w potężną siłę, której moja krtań nie potrafi powstrzymać. Jest jak fala napierająca na tamę. Tsunami tłumionych uczuć... Chaos, ból i cierpienie łączą się w rozdzierającym wrzasku roztrzęsionej piętnastoletniej dziewczyny, która zaczęła umierać w dniu narodzin. Widzę swoje odbicie. Dokładnie odwzorowane każde najmniejsze niedociągnięcie... błąd...wadę... słabość... Kruche dziecko wrzucone w krwawy obłęd. Bezsilną głupią dziewczynkę, która zaczęła drążyć temat, którego nie powinna ruszać...Sekret, którego nie powinna poznać... więzy krwi, które niszczą dzień po dniu coraz dotkliwiej... Jestem trupem - przemknęło mi przez myśl. Zimny, bladym, gnijącym trupem... Jestem martwa... ale moje serce wciąż biło, a oddech wciąż wypełniał moje płuca. Moja skóra prawie równała się z kolorem jego demonicznej skóry, a moje blond włosy były poprzetykane zielonymi pasmami, które miałam ochotę rwać z głowy gołymi rękami. Żebra i obojczyki sterczały niczym osobliwe łańcuchy górskie, a wokół pływały krwawe rzeki pośród sinych wysp. Zapadnięte policzki przypominały na myśl piłkę plażową, z której stopniowo ucieka powietrze, a gigantyczne cienie pod oczami dorównywały kolorem garniturowi diabła, który zarządzał moim piekłem. Opadłam na kolana wciąż zawodząc jak obdzierany ze skóry żywcem. Miałam w dupie co sobie pomyśli to monstrum. Czy stwierdzi, że wygrało... Ja byłam bezsilna, a to było jedynym co mi pozostało... Dusząc i dławiąc się własnym krzykiem zaczęłam kaszleć powoli przerywając koszmarny wrzask skazańca szaleńca. Ze szklanym wzrokiem niemal automatycznie wstałam i chwyciłam niebieski ręcznik obwiązując się nim. Usiadłam na wannie w chwili gdy drzwi łazienki wypadły z zawiasów z hukiem. Nie potrafiłam nawet zareagować. Siedziałam nieruchomo spoglądając szklanym spojrzeniem na dalszy ciąg wydarzeń. Przez otwór, w którym jeszcze przed sekundą stały drewniane drzwi wszedł demon o obliczu wiecznej powagi i trzech osiłków podobnej postury z wytatuowanymi dziesiątkami na wygolonych głowach. Wszyscy trzej spojrzeli na mnie zszokowani, a jeden z nich zmierzył mnie wygłodniałym wzrokiem.
-Wszystko w porządku? - zapytał szorstkim tonem bezlitosnej powagi Buff. Przekręciłam głowę na bok.
-Dlaczego pytasz? - odpowiedziałam nieobecnym tonem pytaniem na pytanie. Mężczyźni zmierzyli się dziwnymi spojrzeniami.
-Bo krzyczałaś. - odparł krótko. Miałam wrażenie, że jestem gdzieś indziej. Że dryfuję w morzu bezsilności oglądając moje życie zza szyby akwarium. Nawet nie mrugałam. Może jednak byłam martwa?
-Naprawdę? - zdziwiłam się spoglądając w jego puste oczy. Pustka... fałsz, którymi zasłaniał podłe wspomnienia...ból... cierpienie... rozpacz...
-Masz się ubrać. - odezwał się ostro inny osiłek z brodą na drwala i siekierą na plecach ubrany w koszulkę jakiegoś zespołu i bojówki moro rzucając mi ciuchy. Może dałoby się go przekupić płytą?
Chwilę później łazienka na powrót opustoszała, a drzwi postawiono na nowo w charakterze mojej zasłonki. Spojrzałam na podane mi ubrania. I tak nie miałam wyboru. Moje były zbyt brudne, więc założyłam fioletową jaskrawą koszulkę z kolejnym świetnym napisem w stylu porąbanego seryjnego mordercy - little bloody smile (urocze doprawdy), czarne dżinsy i czystą bieliznę. Skąd on wiedział jaki mam rozmiar? I czemu perspektywa Jokera na dziale z damską bielizną wydaje mi się zabawna? Ze sterty brudnych ciuchów wzięłam glany, które najpierw wrzuciłam pod prysznic zmywając z nich cudzą i własną krew po czym włożyłam na nogi. Byłam więźniem, którego kajdanami był własny wycieńczony organizm... Moja słabość wrzynała mi się w umysł niczym najczarniejsze i najostrzejsze ciernie na całym świecie... Byłam bezsilna... Ruszyłam wolnym zrezygnowanym krokiem w stronę drzwi czując jak dłonie mi drżą, a mięśnie męczą się przy najdrobniejszym ruchu. Nim otworzyłam drzwi, a raczej to co z nich zostało, obróciłam się ostatni raz w stronę lustra... było pęknięte.
CZYTASZ
Lose your mind!
FanfictionKontynuacja ''Why so serious?". Rok i trzy miesiące... Tyle minęło od ucieczki największego koszmaru Gotham. Joker zniknął postrzelając Harleen Quinzel i ciężko raniąc Robina. Lucy zaginęła najprawdopodobniej porwana i zamordowana przez własnego o...