Rozdział 11

1.9K 192 85
                                    

Często zdarza nam się zrobić coś, czego potem tak bardzo żałujemy.

Ale chyba na tym polega życie, prawda? Na błędach.

Ale co, jeśli żałujemy czegoś, czego nie mieliśmy odwagi zrobić?

Wtedy nie potrafimy się z tym pogodzić.


        Antek zdecydowanie tego nie chciał. Nie zamierzał mówić Oliwii, że jest wspaniała. Nie zamierzał niczego wyciągać z jej niewiarygodnie miękkich, rudych loków, a tym bardziej nie zamierzał zsunąć dłoni na jej blady, chłodny policzek.

        To zdecydowanie nie znajdywało się na jego liście rzeczy do zrobienia tego środowego popołudnia...

        Ale wszystko, co zamierzał po prostu szlag trafił. W jednej sekundzie jego dłoń jakoś mimowolnie zsunęła się na jej policzek, a potem było już tylko gorzej. Bo jak mógł z własnej woli odsunąć dłoń od jej miękkiej skóry? Nie potrafił, albo zwyczajnie nie chciał.

        Spojrzał w jej rozszerzone tęczówki i dopiero wtedy zdał sobie sprawę jak piękny błękitny kolor miały. Nigdy wcześniej jakoś nie zwrócił na to uwagi, nigdy wcześniej nie był zatracony w jej spojrzeniu.

        Antek nie był pewien, ile ten moment trwał i jak blisko dziewczyny się znajdował. Wiedział tylko, że poczuł coś dziwnego, a jej usta wydawały się nazbyt zachęcające. Coś, czego zdecydowanie nie powinien czuć, nie w obecności swojej przyjaciółki.

        Dlatego nieważne, jak bardzo tego nie chciał i jak trudne to dla niego było to podjął jedyną słuszną decyzję. Ostatni raz zerknął w jej oczy, a potem zabrał dłoń z twarzy Oliwii i odsunął się, odwracając wzrok.

        Nie widział reakcji Oliwii i chyba nie chciał widzieć. Bał się świadomości tego, jak to odebrała. Był cholernym tchórzem, ale nie miał odwagi na nią spojrzeć...

        – To... ja już pójdę – usłyszał jej delikatny głos, który był cichszy i bardziej niepewny niż kiedykolwiek.

        Oczywiście odgonił z głowy wrażenie, że w jej słowach pobrzmiewał także smutek. Bo nie mogła być smutna, prawda? Nie z takiego powodu...

        I nie zrobił nic, kompletnie nic, pozwalając, by opuściła jego samochód. Dopiero po chwili odwrócił głowę w bok, ostatni raz spoglądając na jej znikającą w budynku postać i jakoś nie mógł pozbyć się wrażenia, że była smutniejsza niż wcześniej...

        – Dobrze zrobiłeś... Jeszcze stałoby się coś, co nie powinno – szepnął do siebie, próbując wbić sobie ten fakt do głowy. – Ty cholerny debilu – warknął, zaciskając zęby.

        Ze złością uderzył w kierownicę, przez przypadek uderzając w klakson. Wszyscy, którzy znajdowali się w pobliżu nagle zwrócili na niego swoją uwagę, ale miał to gdzieś. Był zbyt zły. Zły na samego siebie.

        Wiedział, że zrobił źle... Ale w takim razie, dlaczego gdy zamknął oczy wciąż widział jej oczy iskrzące się dziwnym ciepłem i czuł to dziwne ciepło w środku?

        Dlaczego nie mógł przestać myśleć o tej głupiej chęci pocałowania jej, skoro to w ogóle nie powinno mieć miejsca, jeśli odsunięcie się było jedyną dobrą decyzją....

        Miał dziewczynę, którą przecież kochał. Miał prawie wszystko, czego pragnął, nie mógł zaprzepaścić tego jedną głupią chwilą słabości. Nie był jak ci wszyscy faceci, którzy zdradzają, bo coś im się nie układa w związku...

Szukając ukojeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz