21

6.4K 383 64
                                    

7/10

Czas mijał z taką prędkością, jaką zwykle osiąga James biegnąc do Lily. Czyli okropnie szybko. Każdy wolny czas spędzałam na zastanawianiu się, co ja do cholery mam zrobić z bazyliszkiem. Nie mogę wejść na arenę z kogutem. Przeczytałam chyba wszystkie książki o bazyliszkach. Trzy dni przed pierwszym zadaniem siedziałam w bibliotece z Remusem. Wyraźnie zmęczonym Remusem. Miał wory pod oczami, rozczochrane (bardziej niż zwykle) włosy, i co chwila przysypiał. 

-Merlinie, Remus, widziałeś się w lustrze?... O Merlinie! Mam to! Przecież to oczywiste!

-Co oczywiste?-zapytał sennie Remus.

-Chodź. Powiem wszystkim w dormitorium.

Ciągnąc Remusa za rękę wbiegłam do dormitorium, gdzie siedzieli Huncwoci. Kiedy tylko przekroczyłam próg PW, krzyknęłam:

-Zebranie Huncwotów! Ruszcie dupy, i do mojego pokoju! Mamy coś do omówienia!

Kiedy wszyscy byki już u mnie, usiedliśmy na kanapie i fotelach, a ja zaczęłam mówić. 

-Jak się już pewnie dowiedzieliście, pierwszym zadaniem jest bazyliszek. Jedyną jego słabością jest pianie koguta. Wymyśliliście coś?

-No...-zaczął Syriusz.- Nie.

-Zero pomysłów.- dopowiedział James.

-My tak samo. -powiedział Remus i Peter.

-To nic. Ja coś mam. Pamiętacie, że bazyliszek uśmierca spojrzeniem?

-No... I co?

-A gdyby spojrzał w lustro?

-To... umarłby.-wydedukował James.

-I brawo. Koniec zadania. Nie mogę mieć przy sobie niczego poza różdżką. Dlatego musimy skombinować jakieś lustro... Może jakąś tarczę. A później przywołam ją do siebie zaklęciem Accio. Żeby do tego czasu mnie nie widział użyję zaklęcia kameleona. Kiedy się pojawię zwrócę na siebie jego uwagę, i wtedy zasłonię się tarczą. I BOOM. Bazyliszek nie żyje.

-Nyksia, ty genialna jesteś. Tylko skąd wytrzaśniemy taką tarczę?

-Ym...  Nie ma żadnej w Izbie Pamięci?-zapytałam.

-Jest, i to dużo. Nigdy nie zapomnę, kiedy na szlabanie kazali mi je wszystkie wypolerować. Ale nie było tak źle, bo przez cały czas mogłem podziwiać swoje piękno.-powiedział Syriusz.

-No to jeszcze trzeba jakąś pożyczyć. I lepiej, żeby ktoś o tym wiedział.

-Powiedzmy dropsowi.-zaproponował Remus.- On nam na pewno pozwoli.

-Dobry pomysł. Kto idzie ze mną do Dumbledore'a?

-Wszyscy!

Całą gromadą wyszliśmy z dormitorium. Stanęliśmy przed posągiem chimery, i zaczęliśmy czekać na dyrcia.

-Wiecie co? Jestem głodny.-powiedział Peter.

-Przecież jadłeś przed chwilą żaby czekoladowe.

-No tak, ale teraz mam ochotę na musy świntusy.

-A ja mam ochotę na kociołkowe pieguski.-powiedziałam.

W tym momencie stało się coś dziwnego. Posąg chimery odsunął się ukazując schody prowadzące do gabinetu dyrektora.

-Serio? Hasło to kociołkowe pieguski?-zdziwił się Remus.

Weszliśmy po schodach, i zapukaliśmy do drzwi. Usłyszeliśmy ciche "proszę", więc weszliśmy. Przy biurku zobaczyliśmy Dumbledore'a.

-Dzień dobry. Co was do mnie sprowadza?

-Malutka prośba. Czy mogłabym pożyczyć jeden mały eksponat, na czas pierwszego zadania?

-Tak. A na cóż ci on potrzebny?

-Tajemnica zawodowa. Dowie się pan w poniedziałek. Dziękujemy wszyscy. Do widzenia.

-Do widzenia.-odpowiedział, jak zwykle, z uśmiechem.

Puściliśmy się pędem w stronę Izby pamięci. Przechadzaliśmy się między eksponatami, aż w końcu znalazłam to, czego szukałam. Tarcza była srebrna, średniej wielkości, i była na tyle lekka, że mogłam ją unieść bez problemu. Miała kształt jak migdał i była lekko wypukła, jednak obraz w jej odbiciu był wyraźny i nie zniekształcony. Zapięłam skórzane pasy na ręce i pokazałam się chłopakom.

-Co myślicie? W porządku?

-Idealna.-powiedzieli wszyscy na raz.

Z tarczą w ręce i obstawą Huncwotów szłam przez Hogwart. Weszliśmy do dormitorium odprowadzeni zdziwionym wzrokiem uczniów. Kiedy byłam już na schodach do pokojów dziewczyn usłyszałam śmiech.

-Hej, Nyks! Nikt nie chciał być twoim "rycerzem na białym koniu", więc postanowiłaś zostać nim sama? Wiesz, jak nikt cię nie chce, to zawsze możesz kupić sobie stadko kotów!

-Hej, Ann. Ciebie też miło widzieć.

-Ciebie niekoniecznie. Ty, a może tą tarczę to chcesz używać jako lustro. Trochę zniekształca obraz, ale dla ciebie nie powinno to robić różnicy. Już masz krzywą buźkę.-zaśmiała się.

-Dzięki, ty też wyglądasz olśniewająco.

-Ty głucha jesteś?

-Nie. Staram się być miła. Szkoda mi cię po tym co się stało.

-Co się niby stało?-zapytała zdezorientowana.

-Ten wypadek... Naprawdę smutna sprawa... Ciężko jest żyć z chorobą psychiczną, prawda?-zapytałam i usłyszałam salwę śmiechu. Widocznie miałyśmy widownię. Ann przez chwilę stała zamurowana, po czym zrobiła się czerwona ze złości, podeszła do mnie, i próbowała mnie uderzyć, jednak w porę zasłoniłam się tarczą. Dziewczyna z rozmachem przydzwoniła pięścią w srebro, tak mocno, że dało się słyszeć charakterystyczne do łamania kości "chrup". Ups.

-Wiesz, Ann. Lepiej chodź do skrzydła szpitalnego. To nie wygląda dobrze. Odprowadzę cię.

Podniosłam płaczącą z bólu dziewczynę. Byłam zła, ale nie kopię leżącego. Uważając na rękę odprowadziłam ją do pani Pomfrey. Wróciłam do PW i zastałam tam Huncwotów.

-Próbowała walnąć cię z pięści, a ty odprowadziłaś ją do pielęgniarki?! Jesteś za dobra.

-Nie kopię leżącego. Przywalę jej kiedy indziej. Już się o to nie martw, James. 




Nie wiedziałem... ~ Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz