15

7.1K 376 96
                                    

1/10

Time skip.- 30 października.

Obudziłam się baaardzo podekscytowana. To dzisiaj przyjeżdżają uczniowie Beauxbatons i Durmstrangu. Dużo słyszałam o tych szkołach, a teraz nie mogę się doczekać aż przyjadą. Bo jak przyjadą, to będzie można się zgłaszać, tydzień później ogłoszą kim są uczestnicy, a jeszcze później powiedzą jakie są zadania. Jestem okropnie ciekawa co to będzie w tym roku. Raczej nie żmijoptaki. Już raz były, i, bynajmniej, nie skończyło się to dobrze. Na wiele lat zlikwidowali turniej. Przerwałam swoje przemyślenia i wyszłam z łóżka. Nie mamy dzisiaj lekcji, więc nie muszę się spieszyć ze śniadaniem. Poszłam do łazienki, żeby wziąć prysznic. Kiedy wyszłam, wytarłam swoje ciało ręcznikiem i ubrałam legginsy i pudrowo różową bluzę z białym napisem BROOKLYN (Tak na serio, to w tym momencie jestem tak ubrana. A poza tym wiecie kto był z brooklynu? ...Tak! Steve Rogers! pozdro dla marvelowiczów.-dop.aut.). Po wyjściu z łazienki postanowiłam zjeść śniadanie u siebie. No bo kto bogatemu zabroni? Poszłam do kuchni i zaczęłam się zastanawiać co zjeść. Po chwili zdecydowałam się na musli. Po zjedzonym śniadaniu poszłam do WS. Musiałam odebrać Proroka Codziennego. W sumie, to prenumeruję go tylko po to by się pośmiać. Zabawny jest. Usiadłam przy stole i zaczęłam przeglądać kolejne stronice. Kiedy skończyłam rozglądać się po sali zauważyłam, a raczej NIE zauważyłam Huncwotów. Nie jestem pewna, ale coś mi się zdaje, że coś knują. To by wyjaśniało wykupienie połowy asortymentu sklepu Zonka. Wstałam od stołu, zastawiając tam gazetę, i skierowałam się do wieży Gryffindoru. Stojąc pod drzwiami dormitorium chłopców słyszałam śmiechy. Już wiem co się kroi. Wielkie powitanie Beauxbatons i Durmstrangu. Bez pukania weszłam do pokoju.

-Boom, oto jestem! Cieszycie się z mojej wizyty?

-Nyksia! Fajnie że jesteś. Pomożesz nam.

-Jak chcecie. W czym?

-Chodzi o to...-zaczął James.

-...że ktoś musi rozpuścić cukierki na czkawkę i dodać je do soku Bomusiom, a Durniom dodać proszek na bekanie. Nas nie wpuszczają do kuchni.-dokończył Syriusz.

-Bombusiom? Durniom?-zaśmiałam się.- Serio?

-No, Bombusie z Beauxbatons, i Durnie z Durmstrangu.-wyjaśnił Peter.

-No tak. Jasne. Kiedy to niby mam zrobić?

-Najlepiej teraz.-powiedział James.- Albo kiedykolwiek indziej, byle przed przyjazdem.

-Przyjeżdżają o 14.00. Mamy jeszcze trochę czasu. Nie?

-Nie. Możemy cię odprowadzić do kuchni. Jak chcesz.

-Dzięki za wsparcie Syriusz. Skorzystam.

Z roztworem z cukierków na czkawkę i proszkiem na bekanie w kieszeniach, ruszyliśmy w stronę kuchni. Po drodze śmialiśmy się i rozmawialiśmy o planach na żarty. Wreszcie doszliśmy do kuchni. Zaczęłam łaskotać gruszkę na obrazie, a po chwili zamieniła się z klamkę. Lekko zapukałam do drzwi, po czym weszłam do pomieszczenia. Ujrzałam całą zgraję skrzatów domowych krzątających się od kąta do kąta. Podszedł do mnie jakiś skrzat i zapytał:

-Czego panience potrzeba? Jest panienka głodna?

-Nie. Po prostu profesor McGonnagal przysłała mnie, abym zobaczyła jak idą przygotowania do przyjęcia gości. Byłabym wdzięczna gdybyś mógł oprowadzić mnie po kuchni.

-Ależ oczywiście, panienko. Jak zapewnie panienka widzi wszystko jest już prawie gotowe...

Skrzat oprowadzał mnie po kuchni, a ja przez cały czas wypatrywałam dzbanów z sokiem. W końcu zauważyłam. Dzbany dla uczniów były jak zwykle czerwone, żółte, niebieskie i zielone, (wiem, że zmyślam-dop.aut), jednak wśród nich zauważyłam również czarne i srebrne. Kiedy tamtędy przechodziliśmy jak najszybciej wsypałam do srebrnych czkawkowy roztwór, a do czarnych proszek na bekanie. Żaden ze skrzatów nawet tego nie zauważył, a mimo to moje serce zabiło mocniej. Po skończonym obchodzie podziękowałam, po czym szybko stamtąd wyszłam.

-Udało się?-zapytali chłopcy.

-Tak. Wszystko poszło dobrze.

-To chwała Merlinowi. Jeśli dobrze pójdzie, to jeszcze dzisiaj będziemy świadkami czegoś pięknego.-powiedział James.

-Jeśli dobrze pójdzie.Co teraz robimy?-zapytał Remus.

-Nie mam pojęcia... A wy?-zapytałam.

-Może eksplodujący dureń?-zaproponował Peter.

-Przez następne 5 godzin? Nie ma szans...

-Może obejrzymy jakiś film?-zapytałam.-Albo kilka...

-Co to filmy? Nikt oprócz ciebie tego nie wie.

-Daj spokój Syriusz. Jak obejrzymy to się dowiecie. Tylko muszę was przemycić do pokoju...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Muszę przyznać, że prawie zapomniałam o tym maratonie. Zrobiłam sernik, a potem czytałam wiedźmina, i jak sobie przypomniałam, to zerwałam się z łóżka i pobiegłam po laptopa. Przepraszam. Rozdziały będą co 5 minut, i będzie ich 10. To znaczy, jeszcze 9. Nie ważne.

pozdrowionka,

RennieRo

Nie wiedziałem... ~ Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz