23

6.3K 355 50
                                    

9/10

Odprowadzana wiwatami skierowałam się do dormitorium. Dopiero tam przyjrzałam się jaju. Było złote. Ciężkie. I zamknięte. Po dokładnym obejrzeniu całego jaja zauważyłam dziurkę od klucza. Czyli prawdopodobnie od tego będzie drugie zadanie. Zdobywanie kluczyka do jaja. Ale najpierw czeka na mnie gorsze zadanie. BAL. To ja już wolę walczyć z bazyliszkiem. Żeby odciągnąć myśli od lekcji tańca (kochałam taniec, ale wolę mieć stopy) i od "adoratorów", skupiłam się na randce Jamesa i Lily. Na perłowo-srebrnym pergaminie napisałam ozdobnym pismem prośbę, o spotkanie się o zachodzie słońca w sali wejściowej Hogwartu. Nie znała mojego pisma, więc przyjdzie z samej ciekawości, kto ją zaprosił, a kiedy zobaczy, że to James, będzie za późno żeby się wycofać. Plan idealny. Po obiedzie podrzuciłam kopertę do pokoju Lily, a sama pobiegłam do Jamesa. Przygotowałam mu ubrania, zrobiłam kazanie co robić, a czego nie, i popędziłam po kwiaty, co jak co, ale PŻ wcale tak blisko nie jest.  Weszłam zziajana do pokoju, i już chwilę później biegłam przez korytarze z bukietem tulipanów i lawendy (wiem, że to tak nie działa, ale zignorujmy ten fakt.-dop.aut.)

Zmęczona wręczyłam bukiet Jamesowi

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Zmęczona wręczyłam bukiet Jamesowi. Była już 6.00, i za chwilę zacznie się ściemniać. James poszedł już do sali wejściowej, a my z chłopakami zaczęliśmy się zakładać, czy mu się uda, czy go oleje. Po kilku godzinach (pełnych cierpienia, ciekawości i zniecierpliwienia) do pokoju wkroczył James. Smutny James.

-Ha! Wiedziałem, że cię oleje! To znaczy... Wiesz... Przykro mi i tak dalej, ale Nyks wisi mi kasę.

-Wcale nie. -zaprotestowałam.-Powiedz James, jak było?

-Było...-zaczął ze zwieszoną głową- Cudownie!- krzyknął, po czym podbiegł do mnie, wziął mnie na ręce, i okręcił się wokół własnej osi.

-Mówiłam! Opowiadaj!

-Kiedy ją zobaczyłem, myślałem, że się nie pozbieram. Wyglądała cudownie, jak zwykle. Oczywiście kiedy ona mnie zobaczyła, miała ochotę uciec, ale prosiłem aby dała mi szansę, a wykorzystam ją najlepiej, jak umiem. Z wahaniem się zgodziła. Podałem jej kwiaty, a ona powiedziała, że są cudowne, że dziękuje, i że nie wierzy, że wymyśliłem to sam, więc się przyznałem, że miałem drobną pomoc. Później spacerowaliśmy. Rozmawialiśmy o wszystkim, i ani razu się na mnie nie wydarła. Tak jak mówiłaś, nie mówiłem o sobie, jeśli nie zapytała, i nie byłem nachalny. I kiedy już byliśmy pod PW, zapytałem ją, czy zechce wybrać się ze mną na bal, a ona powiedziała, że jeśli będę grzeczny, to może się zgodzi!

-Hej, James, spokojnie. W każdym razie miło słyszeć, że ci się układa. To co, chłopaki? Piwo na cześć zwycięzcy?

-Świetny pomysł.-zgodzili się wszyscy.

*p.o.w Lily* (wow, co za różnorodność...-dop.aut.)

Muszę powiedzieć, że nie spodziewałam się tego po Jamesie. Nawet jeśli miał pomoc ze strony Nyks. Mile mnie zaskoczył. Zawsze uważałam go za idiotę, ale kiedy zobaczyłam, że przez cały czas mnie słucha, jak patrzy na mnie, jakbym była jego własnym słońcem... Pierwszy raz JA patrzyłam na niego inaczej... Może faktycznie, źle go oceniłam... Z uśmiechem na ustach, i pięknych kwiatach w dłoni weszłam do dormitorium, gdzie już czekały na mnie dziewczyny.

-Jak było?-zapytała pierwsza Dorcas.

-Było... cudownie.

-Co robiliście?

-Spacerowaliśmy.

-Nic więcej?

-Czy to przesłuchanie?

-Niby nie, ale chcemy wiedzieć.

-Do niczego nie doszło. Nie był nachalny, tylko... uroczy.

-Dostałaś od niego te kwiaty?-zapytała tym razem Ann.

-Tak, a co?

-Za ładne, jak na niego.

-Miał małą pomoc. W sumie nie taką małą.

-Kto?-zdziwiła się Ann.- Syriusz? Remus? Przecież na pewno nie Peter.

-Nyks. Nawet zrobiła mu ze trzy kazania, co ma mówić i jak się zachowywać. Podziałało.

-Ale, Nyks? Przecież to zdzira.-oburzyła się Ann.- Przez nią miałam złamaną rękę!

-Ann... Nie chcę się z tobą kłócić, ale to, że zaczęłaś ją wyzywać, a kiedy odpowiedziała zaatakowałaś ją pięściami, nie było jej winą. Poza tym, może w cale nie jest taka zła, jak myślisz?

-Lily ma rację.-odezwała się Dorcas.-Kiedy leżałaś na ziemi nie oddała ci, tylko pomogła podnieść się z ziemi, i zaprowadziła cię do skrzydła szpitalnego.

-Nie widzicie co ona z wami robi?! Rzuciła jakiś urok, na was, i na Huncwotów! Czemu tak nagle mieliby się z nią przyjaźnić, po tym jak dręczyli ją przez 5 lat?!

-Każdy się zmienia.

-Wiecie co? Jak chcecie, to się z nią przyjaźnijcie, ale kiedy okaże się, że miałam rację, to będzie już za późno.

-Ann... Daj spokój. Jesteś zmęczona i na lekach. Lepiej idźmy spać. Dobranoc.

-Dobranoc Lily.

-Będziecie tego żałować...

Nie wiedziałem... ~ Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz