37

5.1K 294 20
                                    

Klęczałam na placu startowym, trzymając Bogdanova za kark. Byłam piekielnie zmęczona. Dopiero teraz doszło do mnie, że spałam bardzo dawno temu, i zaraz padnę ze zmęczenia. Wokół mnie ludzie wiwatowali, klaskali, i inne takie rzeczy, podczas gdy ja klęczałam dalej nad bułgarem. Szybko obok mnie zjawili się organizatorzy.

-Nyks, co się tam stało?-zapytał Dumbledore.

-Infernusy. To był podstęp. Podtopiły Bogdanova, ale on żyje. Jest nieprzytomny. Trzeba go zabrać do skrzydła. A poza tym... Trytony. One nie żyją. Leżą na brzegu jeziora, w sali w której był puchar. Trzeba po nie wrócić i je pochować.

Kiedy opowiadałam im co się stało, organizatorzy mi się przyglądali. Wodziłam po nich wzrokiem, aż mój wzrok zatrzymał się na Karkarovie. Był zmęczony i blady, ale coś było nie tak. Podczas mojej opowieści cały czas myślałam kto mógł umieścić infernusy w jeziorze. To była potężna czarna magia. Taka zastawia po sobie ślad, jak na przykład... takie czarne piętna... Takie jak ma... Karkarov! Był organizatorem, więc bez problemu mógł umieścić infernusy w jeziorze. Ale jest jedna sprzeczność- wskazówka na mapie. W dodatku rymowana wskazówka na mapie. Tylko on wiedział o infernusach, więc to on musiał zapisać wskazówkę. Tylko po co, skoro chciał nas wszystkich zabić... Chyba, że nie działał sam... Ktoś mógł go zmusił, a on chcąc nas ostrzec zapisał wskazówki... Tylko czemu wierszem? Jakby nie chciał żebyśmy podejrzewali, że coś jest nie tak. Może się bał, że komuś powiemy, a on na tym ucierpi. To chyba jedyna prawdopodobna opcja. Odciągnęłam Dumbledora na bok, co było dość trudne, zważając na okoliczności. Kiedy mi się to udało przedstawiłam całą sytuację, i poleciłam zawiadomienie ministerstwa. Nie sądziłam, że dyrektor potraktuje mnie poważnie, więc zdziwiłam się kiedy przytaknął, i przyznał że podejrzewał podstęp z jego strony. Gdybym miała być szczera, to powiedziałabym, że dla mnie zabrzmiało to, jakby się chwalił, że on to wszystko przewidział, i że taki był plan. Ale może się nie znam. Po tej rozmowie, stwierdziłam, że Dumbledore wszystkim się zajmie, i jeśli moje obawy i teorie okażą się słuszne, to zadba o wymiar sprawiedliwości. Odeszłam od niego i właśnie wtedy poczułam, że tracę grunt pod nogami. Może to dlatego, że właśnie go straciłam. Teraz wisiałam mniej więcej 20 centymetrów nad ziemią, w objęciach Remusa.

-Dusisz... trochę...-wykrztusiłam.

-Przepraszam.-powiedział i postawił mnie na ziemię, wciąż nie wypuszczając z ramion.-Po prostu cieszę się, że żyjesz.

-Ta, ja też. Ale jestem okropnie zmęczona, że normalnie zaraz...-i zapadła ciemność. Nie zemdlałam. Po prostu zasnęłam. Ganianie po labiryncie jest okropnie męczące. 

Obudziłam się kilka(naście) godzin później w swoim łóżku. Wciąż byłam w przepoconych i brudnych ubraniach, z poszarganymi włosami, w których wciąż tkwiły liście. Leżałam na swoim łóżku, więc ktoś mnie tu musiał przynieść. Wstałam z łóżka, i zobaczyłam już kto. Na kanapie spał Remus. Nie budząc go weszłam do łazienki się umyć. Kiedy byłam już czysta (nareszcie), przebrałam się w spodnie dresowe, podkoszulek i poszłam do kuchni. Byłam głodna jak wilk. Szybko zrobiłam ciasto na naleśniki i zaczęłam je smażyć. Kiedy zdjęłam z patelni piątego, usłyszałam za plecami zaspanego Remusa:

-Co tam masz?

-Naleśniki. A co? Głodny?

-Jak wilkołak. Za niedługo wakacje, a co z tym idzie, przeprowadzasz się do Hirshów. 

-Wiem, i szczerze to trochę się tym stresuję.

-Ale to ma też dobre strony. Na przykład będę mieszkał tylko przecznicę dalej.

-Przynajmniej tyle...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Uwaga, to przed ostatni rozdział! Jeszcze tylko prolog i to będzie koniec.

Pozdr. Rennie

Nie wiedziałem... ~ Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz