32

2.9K 236 69
                                    

Wierzyłam w przyjaźń. Mimo że w gimnazjum zdążyłam się przeliczyć, a kilka osób, którym ufałam okazało się być fałszywym w stosunku do mnie, wierzyłam w to. Zawsze powtarzałam sobie, że najwidoczniej jeszcze nie spotkałam osoby, której będę mogła ufać w stu procentach. Przecież ktoś musiał taki się znaleźć, prawda? Ktoś, kto będzie potrafił znieść moje humorki i w którego ramię będę mogła się wypłakać.

Czy byłam głupia, że wierzyłam w ideał przyjaźni?

Możliwe.

Mama od zawsze mi powtarzała, że nie istnieje coś takiego. Można mieć z kimś więź, ale nie mogę nikomu ufać w stu procentach. Że nie mogę na nikim polegać, bo ludzie zawsze patrzą tylko na siebie. Zaczynałam w to wierzyć, dopóki nie poznałam Lucy; mojej własnej, idealnej przyjaciółki. Od samego początku miałyśmy o czym rozmawiać i po drugiej rozmowie wiedziałam, że to nie będzie tylko szkolna znajomość. Szybko obiecałyśmy sobie, że zawsze będziemy się wspierać, a po czasie nawet to sobie udowodniłyśmy.

W środę weszłam do szkoły nieco zaspana. Temat wypracowania wciągnął mnie na tyle, że pisałam go do późnej godziny, a w międzyczasie wypiłam kawę, która zadziałała na tyle mocno, iż zasnęłam dopiero po trzeciej.

Zaspałam.

Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że Camila jak i Lucy miały w środy na późniejszą godzinę, a autobus odjechał wtedy, gdy otworzyłam oczy. Na szczęście tata okazał się na tyle dobry i mnie odwiózł. Miałam cichą nadzieję, że między nami wszystko wróci do normy. Po tym jak zostawił mnie w kompletnym szoku w pokoju, zadzwoniłam do Camili, która zareagowała wybuchem śmiechu. Ona nawet nie zauważyła, abym chciała w jakikolwiek sposób się przy nich kryć. Mimo że bywałyśmy razem rzadko przy nich, nie zmieniałam swojego zachowania. Zapominałam o tym. Czułam się przy nich na tyle swobodnie, że nie przychodziło mi do głowy to, aby udawać, że dziewczyna nic dla mnie nie znaczy. Jednak nigdy otwarcie im tego nie powiedziałam.

Uśmiech wpłynął na moją twarz na samo wspomnienie naszej rozmowy.

Zeszłam na dół niepewnym krokiem. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Wszystko się wydało, rodzice wiedzieli, że byłam z Camilą. Czy cokolwiek się zmieni? Czułam strach. Mimo że jeszcze pięć minut temu Camila zapewniała mnie, że wszystko będzie w porządku i gdyby miało się cokolwiek zmienić to ojciec od tak nie wyszedłby z mojego pokoju, to jak mama zawołała mnie na kolacje, serce zaczęło mi bić szybciej. Bałam się. Chociaż im ufałam i wiedziałam jacy są, czułam wewnętrzny strach przed tym, że każą mi się rozstać z brunetką.

Usiadłam przy stole naprzeciwko nich. Zdawali się nawet nie zauważyć mojego nerwowego zachowania. Tata opowiadał mamie o swoim dniu w pracy, a mama o nowym kursie, na który się zapisała. Jedzenie wyglądało przepysznie, a ja nie potrafiłam niczego przełknąć.

- Coś się stało? – zapytała mama patrząc na mnie ze zmartwieniem. – Nic nie jesz. Nie smakuje Ci?

- Nie, nie. To nie to. – Pokręciłam głową. Oboje na mnie spojrzeli. – Chciałam.. Znaczy.. – Pokręciłam się niespokojnie na krześle.

- Coś się stało, Lauren? – Mama uniosła brwi.

- Chodzi mi... - wzięłam głęboki wdech i spuściłam wzrok – wiecie o mnie i o Camili?

- Już od dawna – odparła mama. – I co z tym?

- Akceptujecie? – Uniosłam wzrok i zdałam się na odwagę, aby na nich spojrzeć.

- Było trudno, gdy zdaliśmy sobie z tego sprawę – powiedziała i odłożyła widelec. Następnie ułożyła swoją dłoń na mojej i uśmiechnęła się delikatnie. – Ale to Twoje życie, córciu. Powiedz mi, czy gdybyśmy zakazali Ci się z nią widywać, posłuchałabyś?

Perfect Strangers/CamrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz